Niewygodne prawdy
Niewygodne prawdy
Temat przestępczości w Chicago nie schodzi z pierwszych stron gazet i nadal jest głównym tematem wiadomości wieczornych. Nie minęło parę godzin nowego roku, kiedy zamordowano już pierwszą osobę, nota bene naszego rodaka.
Kto popełnia zdecydowaną większość morderstw w Chicago? Czarni. Uuuu – powiało rasizmem, tak? Nie – to są fakty, zebrane przez Biuro Statystyki Sprawiedliwości (Bureau of Justice Statistics), agencji federalnej, która z założenia jest apolityczna, a już na pewno nie rasistowska.
Oczywiście jest to temat bardzo niewygodny i zasadniczo unikany jak ogień przez media głównego nurtu. Wynika to przede wszystkim z tego, że media te są w przeważającej mierze lewicowe i co za tym idzie muszą lansować pewien stereotyp światopoglądowy, do którego ni jak nie pasuje fakt, że za większością przestępstw stoi jedna, konkretna grupa rasowa. Samo poruszanie tego typu tematu spowodowało ostracyzm, a nawet i utratę pracy przez wielu naukowców i badaczy. W obecnych czasach lewicowego (pseudo)moralnego terroru wiele osób woli się na ten temat w ogóle nie wypowiadać. Ale przecież dopóki nie nazwiemy po imieniu choroby – jak mamy zabrać się za jej leczenie? Bo celem tego artykułu jest nie tylko pokazanie prawdy o przestępczości w Chicago, ale również pobudzenie konstruktywnej dyskusji na temat polepszenia jakości życia w mieście.
Uwaga na wstępie – tych, którym nie podoba się fakt, że używam określenia rasowego “czarny”, pragnę powiadomić, że jest to dokładne tłumaczenie z angielskiego. Ponadto, jak tylko przedstawiciele mojej rasy zaczną być nazywani euro-amerykanami, ja zacznę używać określenia afro-amerykanie. Ale dopóki jesteśmy określani jako biali, to tamci będą – czarni.
Zacznijmy od tego, że czarni są zabijani sześciokrotnie częściej niż biali i Latynosi razem. Nie jest zatem przesadą, kiedy niektórzy działacze i naukowcy mówią o czarnym ludobójstwie. Zaskakujące jest jednak, że organizacja, która podobno powstała w celu ochrony życia czarnych w USA, Black Lives Matter (BLM), nic na ten temat nie robi. W 2020 roku w Chicago zostało postrzelonych około 4,200 osób. Jedna osoba co dwie godziny! I tak – zgadliście państwo – ogromna większość to byli czarni. Co by było, gdyby co dwie godziny była postrzelona jedna biała osoba? Godzina policyjna? Stan wyjątkowy? Wojsko na ulicach? Zapewne. Ale dlatego, że ofiarami byli czarni i nie zastrzeleni przez policję lub białych – nikt się tym nie przejmuje. Tak na marginesie – policja zastrzeliła w 2020 roku 7 osób, co wynosi 0.9 procent przypadków śmiertelnych za cały rok.
Kto morduje czarnych mieszkańców Chicago? Jak pokazują jednoznacznie statystyki – nie biali, nie policja, ale inni czarni. W skali krajowej, czarni popełniają morderstwa siedem razy częściej niż biali lub Latynosi razem. Czarni w wieku od 14 do 17 lat dziesięć razy częściej niż ich biali czy Latynoscy rówieśnicy. Opowieści o białych policjantach wyżynających jakoby czarną młodzież są totalną bzdurą, wyssaną z lewackiego podręcznika widzenia świata. Prawda pokazuje, ponownie, że jest na odwrót. W 2015 roku 12 procent wszystkich białych i Latynosów, którzy stracili życie z rąk innej osoby, zostali zabici przez policję. W wypadku czarnych, ta liczba wynosi jedynie 4 procent…
Również, nie biali jako rasa są odpowiedzialni za akty przemocy dokonywane na czarnych. Jest, de facto na odwrót. W latach 2012-2015 zanotowano ponad 631 tysięcy przestępstw gwałtownych (takich jak napady z bronią w ręku, porwania samochodów, gwałty, uprowadzenia, ciężkie pobicia). Czarni popełnili ponad 85 procent tych przestępstw na białych. Biali popełnili 14 procent tych przestępstw na czarnych… Wynika z tego, że czarni nie ryzykują napadów na swoją grupę rasową, ale jeżeli chodzi o morderstwa, to nie mają już takich zahamowań.
W Chicago biali, czarni i Latynosi stanowią mniej więcej po jednej trzeciej ludności. Zgodnie ze statystykami, czarni dokonują 80 procent wszystkich strzelanin, podczas gdy biali – nieco ponad 1 procent. Co oznacza, że czarny mieszkaniec miasta prawdopodobnie 80 razy prędzej użyje nielegalnie broni niż jego biały rezydent.
Dla tych z państwa, którzy wewnętrznie sprzeciwiają się tym statystykom, spieszę wyjaśnić bardzo istotny fakt. Przeważająca większość czarnych mieszkańców miasta to ciężko pracujący, przestrzegający prawo, porządni ludzie. Oni też chcą, aby ich dzieci dotarły i wróciły ze szkoły całe i zdrowe, oni też chcą, aby rodzina mogła pojechać na zakupy bez obawy, że zostanie ostrzelana ot tak, za nic, oni też chcą wygodnie obejrzeć wieczorem telewizję siedząc na kanapie, a nie leżąc na podłodze w obawie przed świstającymi kulami. I ci właśnie ludzie chcą jak najwięcej policji w ich rejonie. Tylko, że mamy problem. Jest politycznym faux pas powiedzieć prawdę, że nieproporcjonalna ilość przestępstw jest popełniana przez mały procent czarnego środowiska, a zatem jakie są przesłanki, aby wysyłać do czarnych okolic więcej policji? Czyż nie zakrawa to na szykanowanie i rasizm?
Jesteśmy zatem w sytuacji patowej. Jakiekolwiek głosy (zapewne włącznie z moim), które próbują w racjonalny sposób określić problem, a co za tym idzie – znaleźć rozwiązanie – będą zapewne okrzyczane rasistowską intrygą. Biały eszelon kierowniczy policji nie ma odwagi ruszyć tego tematu. Dla czarnych mieszkańców gett, bombardowanych od lat przez lewacką maszynę propagandową, solidarność rasowa jest ważniejsza niż bezpieczeństwo osobiste, a zatem do wyjątków należą głosy popierające obecność policji. A co robi policja? O tym (i innych ciekawych sprawach) – już za dwa tygodnie…
Marcin Vogel
Comments (0)