Land of the Free. Home of the Brave
Land of the Free. Home of the Brave
Ruby Ridge, Idaho – rodzina Weaver, która nie stawiła się w sądzie na czas – zabita przez snajperów FBI. Waco, Texas – 75 członków grupy biblijnej (w tym 25 dzieci i dwie kobiety w ciąży), którzy nie chcieli wpuścić policji na swój teren – spalone żywcem przez specjalny oddział FBI. Harney County, Oregon – LaVoy Finicum – walczący o prawo wypasu bydła na ziemi federalnej – zabity przez snajpera FBI.
Teraz do coraz dłuższej listy swoich zabójstw w majestacie prawa FBI można dodać Ashli Babbitt – 36-letnią rezerwistkę Sił Lotniczych USA, która stała wraz z wieloma innymi, pokojowo się zachowującymi sympatykami prezydenta Trumpa w korytarzu budynku rządowego 6 stycznia 2021. Strzał (podobno) padł z rąk funkcjonariusza Policji Stołecznej, ale wszyscy wiemy, gdzie oni są trenowani.
FBI, jak również liczne administracyjne odnogi tego biura, mają teoretycznie za zadanie pilnowanie bezpieczeństwa społeczności amerykańskiej. To taki duży brat, który nie pozwoli nam zrobić krzywdy. Czy to malwersacje finansowe wobec osób starszych, czy nielegalny handel bronią, seryjni mordercy, czy oszuści na rynku nieruchomości – FBI ma za zadanie ich rozpracować, infiltrować, zgromadzić dowody rzeczowe dotyczące przestępstwa i w konsekwencji przedstawić sprawę do sądu federalnego.
W rzeczywistości wygląda to jednak inaczej. Jak się okazuje, FBI jest motywowane zasadniczo dwoma sprawami – uzasadnianiem swojego prawie 10-miliardowego rocznego budżetu oraz odgrywaniem coraz większej roli w kształtowaniu życia politycznego.
Jak uzasadnić tak ogromy budżet dla agencji federalnej, która w obecnych czasach duplikuje działania stanowych, powiatowych czy lokalnych departamentów policji? Kiedyś, dawno temu, rzeczywiście nie wszystkie departamenty policji miały swoje laboratoria kryminalne czy psychologów specjalizujących się w negocjacjach. Nie wszystkie miały wykrywacze kłamstw, a nawet aparaty fotograficzne. Ale to już XXI wiek i każdy – nawet malutki – departament policji ma dostęp (lub wręcz posiada na własność) do wszelkiego rodzaju technologii potrzebnej do zwalczania przestępczości. Trzeba było wymyśleć zatem jakiś bardziej przekonywujący powód. Zastosowano metodę piromana-strażaka.
Piroman-strażak (wbrew pozorom nie unikalne wcale zachowanie) polega na tym, że ta sama osoba podkłada ogień, a potem go gasi. I często otrzymuje w nagrodę medal. Sposób działania FBI w pewnych przypadkach wydaje się być właśnie taki. W maju 2009 roku, prawie osiem lat po słynnym 11 września, grupa siedmiu “terrorystów” znana jako Liberty City Seven została postawiona przed sąd federalny w Miami pod zarzutem planowania ataku terrorystycznego na Sears Tower w Chicago. Agenci FBI wypięli dumnie pierś, dostali medale i awanse, ale sprawa się szybko rozleciała, mimo to, że potencjalni “terroryści” byli wręcz przekupywani przez FBI – sumą 120 tysięcy dolarów! – aby dać się namówić na ten “atak”. Okazało się bowiem, że owi „terroryści” to byli zwykli żule z getta, którzy nawet nie wiedzieli, w jakim mieście Sears Tower się znajduje… Ewidentnie wydarzenia z 11 września i związane z tym dochodzenia nie mogły przez tyle lat usprawiedliwiać ogromnego budżetu.
Drugim motywatorem w działalności FBI jest uzurpowanie sobie prawa do decydowania, co jest dobre dla kraju, a co nie. Dzięki takim – jakby nie było – charyzmatycznym liderom jak James Comey, były szef FBI, agencja nabrała zupełnie innego wymiaru. Z kuźni elitarnych (i etycznych) stróżów prawa stała się inkubatorem politycznej i społecznej elity. Tego pokroju ludzie – a jest ich w FBI wielu – mianowali się stróżami prawa, ale prawa, które oni aprobują, prawa, które ich zdaniem służy Stanom Zjednoczonym, prawa, które pomaga w realizacji ich wizji kraju i świata. I tu mamy zasadniczy problem. Albowiem zadaniem tych administratorów i funkcjonariuszy nie jest kreowanie wizji świata według ich poglądów, ale przestrzeganie istniejących praw. Ale kto zabroni bogatemu i wszechmocnemu?
Cztery lata administracji Donalda Trumpa ujawniły jak bardzo upolitycznione jest FBI. Jak dalece różni agenci i dyrektorzy posuwali się w przepychaniu swojej agendy, kosztem przestrzegania prawa, fałszowania dokumentów, czy wymuszaniu nielegalnie sądowych nakazów rewizji czy inwigilacji. Zastanawiające jest to, że nikt nie został oskarżony o zdradę stanu, nikt nie wylądował w więzieniu i nikt nie zginął z rąk jakiegoś tam snajpera…
FBI nie ma zamiaru zrezygnować z uzurpowanej sobie roli. Przykładem tego jest tak zwany szturm na Kapitol z 6 stycznia 2021. Zaczyna wychodzić na jaw, że całe przedsięwzięcie było mocno zinfiltrowane przez agentów FBI. Łącząc to z filmikami pokazującymi rzekomo funkcjonariuszy Policji Stołecznej wpuszczających ludzi do budynków rządowych, można spokojnie założyć, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że ten cały “szturm” był jedną wielką pułapką zorganizowaną przez FBI. Biura FBI we wszystkich stanach poza Hawajami i Alaską od stycznie intensywnie tropią tych “terrorystów”. Ponad 400 osób usłyszało wyssane z palca kryminalne zarzuty wstępu na teren zakazany. Ponad 50 nadal przebywa w areszcie. Pomimo, że minęło ponad pół roku – nikt jeszcze nie został postawiony przed sądem…
FBI nie zakończy swojej haniebnej działalności na własną rękę. Wręcz przeciwnie – będzie coraz bardziej żarłoczne, coraz bardziej brutalne, coraz bardziej obojętne na sprawianie pozorów praworządności.
Pomyśl o tym 4 lipca, kiedy bezmyślnie machasz amerykańską flagą wyprodukowaną w Chinach. Land of the Free? Home of the Brave? Serio?
Marcin Vogel
Comments (0)