Śmierć w płomieniach
Śmierć w płomieniach
Mam dosyć! Mam dosyć głupiej śmierci, bezsensownych zgonów, możliwych do uniknięcia pogrzebów. Mam dosyć ludzkiej głupoty, która do tego doprowadza.
Jasne – nikt nie żyje w nieskończoność, istnieje tak zwana naturalna kolej rzeczy – ludzie rodzą się i ludzie umierają. Nie sprzeciwiam się śmierci naturalnej. Ale wypaliła się moja tolerancja na zachowanie, które w idiotyczny sposób może do śmierci doprowadzić.
31 lipca 2022, o godzinie 2 nad ranem doszło do makabrycznej kolizji samochodowej w okolicach Hampshire na autostradzie I-90. Specjalnie unikam tu słowa “wypadek”, bo z wypadkiem to nie miało żadnego związku. Otóż polskiego pochodzenia rodzina państwa Dobosz z Rolling Meadows – pani Lauren Dobosz (31 lat), pan Tomasz Dobosz (32 lata) oraz piątka dzieci: dwie 13-letnie dziewczynki (jedna z nich była dzieckiem znajomych), 7-letni chłopiec, 6-letni chłopiec i 5-letnia dziewczynka podróżowali o tej późnej porze rodzinnym minivanem po autostradzie I-90. Nagle pojawił się przed nimi pojazd (Acura TSX), z nieznanych powodów podróżująca po niewłaściwej stronie autostrady. Doszło do czołowego zderzenia, w wyniku którego oba pojazdy stanęły w płomieniach. Tomasz Dobosz z poważnymi obrażeniami został przetransportowany helikopterem do jednego z najlepszych szpitali w rejonie Chicago, Uniwersyteckiego Szpitala Loyola w Maywood, gdzie zmarł w środę, 3 sierpnia. Wszyscy pozostali uczestnicy tego zderzenia zginęli spaleni ogniem, który wybuchł zaraz po kolizji. Siedmioro osób. Dwie dorosłe i pięcioro dzieci…
Mam absolutną pewność, że nikt – ale to nikt – nie odważy się podjąć pewnego tematu. Będzie jak zawsze bezsensowna klepanina o ludzkiej tragedii, o tym jak w jednym momencie zginęła prawie cała rodzina, co bardziej wnikliwi będą roztrząsali przyszłość ojca i męża, który w jednym momencie stracił całą rodzinę. Ale nikt nie będzie miał odwagi powiedzieć tego, że bezpośrednim powodem tej tragedii jest polityka imigracyjna tego kraju. O tak! Bo – gwarantuje to Wam – nikt nie wspomni o fakcie, że sprawczynią wypadku była 22-letnia “Latina” o dźwięcznym nazwisku Jennifer Fernandez.
Nie znamy jeszcze wyników autopsji ani nie wiemy, czy Fernandez miała prawo jazdy. Nie wiemy co robiła na autostradzie po drugiej nad ranem w niedzielę. Wracała z niezłej imprezy? A może właśnie odwaliła podwójną zmianę opiekując się pewnym umierającym staruszkiem w ramach jakiegoś nobliwego woluntariatu. Jest w USA nielegalnie, czy się tutaj urodziła? Czy zarabia na życie kręcąc tyłkiem na rurze, czy właśnie pisze pracę doktorancką na Harwardzie o leczeniu raka? Nie wiemy. Ja jednak obstawiam ten bardziej ponury układ: latynoski lekkoduch wracający z imprezy, narąbana lub (bądź/oraz) naćpana jak autobus, jeżeli nie przebywająca w tym kraju nielegalnie, to na 100% spłodzona i urodzona przez nielegalnych. Jeżeli tak nie jest – to publicznie obiecuję, że wejdę pod stół i to wszystko odszczekam. Ale coś mi mówi, że tak właśnie było…
USA, obecnie pogrążone w totalnym chaosie, z którego już nie wiadomo czy się śmiać czy płakać – z dziadkiem-prezydentem z demencją, ministrami którzy nie mają pojęcia o swoim resorcie, ale kwalifikuje ich to, że są gejami, “ekspertami” medycznymi, którzy próbują rozchorować całe społeczeństwo – nie ma praktycznie żadnej sensownej polityki imigracyjnej. Kiedyś uszczelniano granice, potem był catch-and-release, teraz jest witanie wszelkiego rodzaju obcokrajowców z otwartymi ramionami. To znaczy – że się poprawię natychmiast – Latynosów. Bo Europejczyk, na przykład taki Polak na O’Hare to musi się nieźle napocić zanim go łaskawie wpuszczą do tego Raju na Ziemi, mimo że ten przykładowy Polak ma wszystkie wymagane dokumenty. No ale Polak czy Europejczyk w ogólności to niebezpieczny zawodnik, bo zamiast cieszyć się, jak to robi Latino, że lokalny comendante nie gwałci mu żony co tydzień, a lokalni narcotrafficantes nie zabili mu jeszcze synów, to taki Polak, proszę sobie wyobrazić, zadaje jakieś głupie pytania o ubezpieczenie, urlopy, zasiłek mieszkalny i takie tam fanaberie. A taki Latino to śmieje się od ucha do ucha i łyka jak pelikan wszystko co mu wciskają – od garbeciowego (że tak się wyrażę) pożywienia do garbeciowych ubrań, poprzez garbeciowe produkty i usługi. Nie, w większości do tego kraju nie trafiają najtęższe latynoskie mózgi. Bo przecież trzeba być albo bardzo naćpanym czy napitym, albo naprawdę super tępą dzidą, żeby nie zorientować się, że jedzie się złą stroną autostrady. A ci co trafiają, podnoszą tylko jeden wskaźnik społeczny – przestępczość. Taka prawda.
Już widzę jak lewaccy czytacze tego felietonu kombinują, gdzie by na mnie donieść za takie pomówienia. Ale to prawda. Prezydent Trump nawet chciał powołać specjalną agencję rządową do prowadzenia statystki, w jakim stopniu nielegalni imigranci biorą udział w działalności kryminalnej. Jak wiele jego fajnych pomysłów i ten nie został zrealizowany w imię politycznej poprawności, a tak naprawdę w imię tego, aby nadal można było ten kraj rujnować. Bo o to przecież szatanowi chodzi.
Pan Tomek, znany wielu Polakom z Home Depot, jeżeli w ogóle przeżyje, to pewno nie będzie miał głowy na rozmyślania o systemie imigracyjnym. Wiedząc coś nie coś na ten temat, będzie głównie walczył z poczuciem winy, że tylko on przeżył. I mam nadzieję, że wygra. Ale my wszyscy musimy przestać być biernymi owieczkami, którym w ramach politycznej poprawności wciskają przeróżne bzdury i musimy zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Bo nikt mówiąc “melting pot” nie miał na myśli takiej tragedii, jak na I-90…
Marcin Vogel
Comments (1)