Dno i wodorosty
Dno i wodorosty
Ostatnie wydarzenia odbiły się szerokim echem po świecie, a zwłaszcza delikatnie mówiąc – nieudana wyprawa na dno oceanu, aby obejrzeć wrak Titanica.
W 1985 roku doktor Robert Ballard, naukowiec i podróżnik, wypełnił swoją misję życiową odkrywając położenie i filmując imponujący kadłub okrętu, który zatonął 75 lat wcześniej. Ballard zapłacił za to przedsięwzięcie dosyć wysoką cenę, ponieważ w celu otrzymania funduszy i zezwolenia rządu amerykańskiego musiał najpierw zlokalizować zaginiony amerykański okręt podwodny, wyposażony w głowice nuklearne. Ta operacja, która miała miejsce na Pacyfiku, mogła się skończyć śmiercią wielu osób, ale na szczęście wszystko poszło dobrze i US Navy odzyskało swoje głowice. Doktor Ballard oczywiście zrobił ogromne pieniądze na swoim odkryciu Titanica, ale ważniejsza dla niego była wartość historyczna tego obiektu, jak również fakt, że to właśnie on, dzięki swojej wiedzy, wytrwałości i etosie pracy dokonał tego odkrycia. Nie było w tym wielkiego zaskoczenia, że cwaniaczki wszelkiej maści natychmiast zaczęli zastanawiać się, jak skapitalizować odkrycie Titanica. Tam, gdzie lew poluje, hieny już krążą w nadziei na ochłapy.
Problem oczywiście polega na tym, że Titanic spoczywa dwanaście i pół tysiąca stóp poniżej poziomu morza. Ze względu na panujące na takiej głębokości ciśnienie, dotarcie do niego jest bardzo skomplikowane. Nawet dla bezosobowych urządzeń nurkujących, a co dopiero mówić o takich, które mogą zabrać ze sobą parę osób. James Cameron odwiedził wrak okrętu 33 razy i o mało nie przypłacił to życiem, kiedy batyskaf, w którym schodził na dno nagle zaczął przeciekać, a potem – rozpadać się..
W niedzielę, 18 czerwca batyskaf firmy Titan należący do OceanGate Expeditions nie wypłynął na powierzchnię. Po pięciodniowych poszukiwaniach amerykańska Straż Ochrony Wybrzeża oświadczyła, że na podstawie znalezionych szczątków, należy przyjąć, że urządzenie badawcze zostało krytycznie zniszczone przez implozję… Szefem firmy OceanGate był niejaki Stockton Rush. Ewidentnie kolejny nawiedziony lewak, który fascynował się nie tylko głęboką eksploracją oceanów, ale był również pełen nienawiści do wszystkiego tego, co białe. Jego słynne powiedzenie, że w jego firmie nie ma miejsca dla “białych facetów koło 50-tki” obiegło już cały świat. Zapewne preferował azjatyckich, dwudziestoparoletnich gejów, ale któż do tego teraz dojdzie. Jest faktem, że jego klientami byli pakistański miliarder ze swoim synem. Pojazdem kierował Hamish Harding, brytyjski milioner mieszkający w Zjednoczonych Emiratach. Mr. Rush był bardzo progresywny, ale nie na tyle, żeby oferować przejażdżkę do Titanica za darmo – bilet kosztował nie mniej nie więcej jak 250 tysięcy dolarów…
Wygląda na to, że mamy do czynienia z ludźmi pozbawionymi jakiejkolwiek moralności. Jedni byli gotowi zabić innych za pieniądze, a amatorzy oglądania Titanica zapłacili życiem za taką rozrywkę. To wszystko jest przerażające. Ale co przeraża mnie jeszcze bardziej, to fakt, że nikt, ale to nikt nie potrafi już nazywać rzeczy po imieniu. Mało tego – grzeszne zachowanie jest przedstawiane jak coś godnego naśladowania. Zachłanność to obecnie synonim sukcesu, a nierząd to otwartość seksualna. Przy takich kierunkowskazach moralnych dojedziemy tylko w jedno miejsce. Na dno.
Marcin Vogel
Comments (0)