Co mi zrobiłeś Stefanie…
Co mi zrobiłeś Stefanie…
„… ten, kto przyjdzie, wyjdzie rozbawiony i jeszcze długo będzie wspominał 12 super babek na scenie”
czyli „Co mi zrobiłeś Stefanie” w wykonaniu Ryczących Czterdziestek
Ryczące Czterdziestki – kto kryje się pod tą tajemniczą nazwą?
Kasia Zytkiewicz: Ryczące Czterdziestki to nazwa bardzo umowna, szczególnie jeśli chodzi o wiek, ponieważ każda z nas młodnieje przynajmniej o 10 lat na scenie. To mamy i żony, często pracujące także w pełnym wymiarze, to kobiety, dziewczyny, babki, które spotkały się pierwszy raz by zatańczyć do paru piosenek w jednym przestawieniu i zostały na wiele następnych. To pełne zapału amatorki, które potrafią pokonać wiele wewnętrznych barier, aby zaistnieć na scenie i nie zawieść reszty zespołu. To koleżanki, przyjaciółki i bratnie dusze, które razem przeżywają to, co niesie życie, także poza teatrem. Ryczące dlatego, że jak wychodzimy na scene to dajemy z siebie wszystko i nie sposób nas nie zauważyć. Samą nazwę „Ryczące Czterdziestki” wymyślił dla nas Piotr Kukuła do przedstawienia „Przesłuchania”, w którym wystąpiłyśmy po raz pierwszy, wywołała salwę śmiechu i tak już pozostało.
Czy od dzieciństwa marzyłaś o teatrze? Skąd pomysł, aby zostać aktorką?
Agnieszka Lubowicki: Tak od dzieciństwa marzyłam o teatrze. I jak widać, marzenia się spełniają. Można powiedzieć, że moje zainteresowanie teatrem sięga poprzedniego stulecia (śmiech). Teatr był i jest w moim życiu jedną z głównych fascynacji. Ta przygoda zaczęła się bardzo wcześnie – 1 klasa szkoły podstawowej i całkiem przypadkowo, od teatrzyku kukiełkowego “Wagabunda”, który prowadziła Małgorzata Rejszel. Później nastąpił czas świadomych decyzji, w których teatr pojawiał się niezmiennie w przeróżnych jego formach, od pacynek, kukiełek poprzez maski, pantomimę, po piosenki aktorskie i poezję śpiewaną. Przez te lata na moją tożsamość teatralną wpłynęło kilka wyjątkowych osób, m. in. wspomniana już Małgosia, Antonina Sokołowska, Młodzieżowy Dom Kultury w Białymstoku, Barbara Jawor i oczywiście obecnie Agata Paleczny – dziękuje losowi co mi szczęście dał spotkać Ją na mojej drodze! Za jej miłość do teatru, charyzmę, zaufanie, za tą radość wspólnego tworzenia. Agatko po prostu za to, że jesteś… dzięki serdeczne.
Na co dzień matki, żony, pracujące zawodowo kobiety – takie są Ryczące Czterdziestki. Jak udaje ci się pogodzić obowiązki domowe i zawodowe z próbami i przygotowaniami do sztuki?
Liliana Totten: Ryczące Czterdziestki to typowe Matki Polki, które, jak wiemy, mają podzielną uwagę i potrafią wykonywać kilka czynności naraz. Osobiście potrafię uczyć się tekstu sztuki podczas gotowania obiadu czy jazdy samochodem po odbiór dziecka ze szkoły (śmiech). Zdarzało mi się powtarzanie „lini” w czasie składania prania czy odkurzania. Regularne poniedziałkowe próby Ryczących Czterdziestek też nie są problemem, bo wpisane są w nasz domowy grafik i nigdy nic nie planuję na poniedziałkowe wieczory. Zauważyłam, że najtrudniej jest znaleźć czas na dodatkowe spotkania czy same przedstawienia. W wielu przypadkach zbawienni są dziadkowe, którzy zaopiekują się dziećmi w czasie długich, przedpremierowych prób. W natłoku obowiązków i dodatkowych zajęć doskonale sprawdza się kalendarz. Często trzeba wiele rzeczy poprzestawiać, ale zazwyczaj to się udaje. Osobiście wychodzę z założenia, że jak się czegoś bardzo chce, to się da wszystko pogodzić i na wszystko znaleźć odrobinę czasu. Teatr był moją pasją od dziecka. Jak się nadażyła okazja wpaść w wir teatralnej przygody, to nie było niczego, co mogłoby mnie zatrzymać. Jak każda pasja i ta wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami, ale przy wsparciu i pomocy bliskich jest to osiągalne.
Która część pracy na scenie sprawia ci najwięcej trudności?
Marzena Liskowicz: Ponieważ jestem aktorką amatorką praca na scenie sprawia mi niejednokrotnie wiele trudności. Raz jest to problem związany z odpowiednim wyrażaniem emocji, innym razem skoordynowanie moich ruchów podczas tańca, do tego wszystkiego dochodzi czasami trema, która powoduje, że nawet jeśli mam dobrze opanowany tekst wkradnie się jakaś niepewność i gotowe. Zawsze jednak staram się grać dalej, najlepiej jak potrafię, aby widz tego nie zauważył. Staram bawić się tym, co robię i grać tak, jakbym była sama ze sobą i przełamywać barierę pewnego rodzaju wstydu i nieśmiałości.
A co z tremą? Jak starasz się zapanować nad drżącym głosem? Masz jakieś sprawdzone metody?
Kasia Zytkiewicz: Trema jest nieodłącznym elementem sceny. W moim przypadku, na początku trema była ogromna i miała efekt niemal paraliżujący. Jednak z każdym wyjściem na scenę było lepiej. Bardzo pomogła mi rada jednej z koleżanek, która jak zauważyłam w ogóle nie miała tremy. Poradziła mi, żebym skupiła się bardziej na radości, jaką daje mi przebywanie na scenie z ludźmi, których bardzo lubię i świetnie się bawię w innych sytuacjach. Trema nie zniknęła, ale teraz czekam na nią niemal z niecierpliwością, bo wiem, że oznacza następną wspaniałą przygodę, którą będziemy długo wspominać.
Jesteś aktorką – amatorką. Jak na twoją karierę reaguje rodzina i bliscy znajomi? Dopingują cię czy raczej są największymi krytykami?
Marzena Liskowicz: Na zajęcia teatralne najpierw zapisałam syna, później czekając na niego, zaczęłam sama próbować swoich sił. Moi bliscy najpierw podśmiechiwali się, patrząc na to, jak na jakiś chwilowy kaprys, później jednak wspierali mnie. Często dzieci odpytywały mnie z tekstów, w trakcie jazdy samochodem cierpliwie słuchały naszych piosenek, ale zawsze były na każdym naszym spektaklu. Od dzieci wiele razy usłyszałam: „Mama nie znaliśmy cię z tej strony, brzmisz jak nie ty”. Wielu znajomych często pytało mnie o te nasze spektakle z nutą niedowierzenia, że mogą naprawdę zobaczyć kawałek dobrego amatorskiego przedstawienia, ale coraz częściej słyszę bardzo pozytywne opinie odnośnie naszej pracy. Po ostatniej sztuce dla dorosłych usłyszałam wiele bardzo ciepłych słów, a nawet są i tacy, którzy chcą pojawić się po raz drugi na Stefanie :).
Ucząc się każdego zawodu, szukamy przykładów do naśladowania. Kto jest dla ciebie takim wzorem, kto cię inspiruje?
Agnieszka Lubowicki: Staram się żyć swoim życiem, nikogo nie naśladować, kopiować. Żyć w zgodzie z dekalogiem i samą sobą. Jeśli chodzi o zawód, bardzo lubię swoją pracę, przynosi mi ona ogromną satysfakcję, ale nie jest celem sama w sobie. Na dzień dzisiejszy, wczorajszy i na jutro zresztą też – inspiracją i źródłem motywacji są dla mnie moje dzieci.
Wśród Polonii mamy wiele uzdolnionych kobiet. Jakie cechy powinna mieć Rycząca Czterdziestka, aby dopasować się do waszej grupy?
Liliana Totten: Ryczące Czterdziestki to kobiety pełne zapału i niegasnącej energii. Kobiety, dla których nie ma rzeczy niemożliwych, które podejmą się każdego wyzwania. Takie, które nie obawiają się porażki, walczą ze swoimi nieśmiałościami i niedoskonałościami i je pokonują. Rycząca Czterdziestka kocha scenę i uwielbia śpiewać, tańczyć i grać. Teatr to jej pasja, jej życie, jej odskocznia od rzeczywistości. To osoba otwarta i wrażliwa, która angażuje się w życie teatru i inne sprawy z nim związane, na której zawsze można polegać.
Na życzenie publiczności sztukę „Co mi zrobiłeś Stefanie” zobaczymy po raz drugi już 12 lutego. Jak wyglądają przygotowania? Dlaczego warto zasiąść na widowni?
Liliana Totten: Przedstawienie jest zabawne, pełne energii i pasji. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie, bo sztuka posiada elementy komedii i nostalgii, porusza tematy bardzo nam bliskie w sposób bardzo dostępny dla odbiorcy. Same próby są pełne energii z dużą dozą humoru, ciągle coś udoskonalamy i chyba się bardziej zżywamy ze sobą…
Marzena Liskowicz: Pomimo tego, że premiera „Stefana” za nami, próby do drugiego przedstawienia idą pełną parą, cały czas szlifujemy dialogi i układy taneczne, piosenki śpiewane są na żywo, więc każda nuta musi dobrze brzmieć. Jest to przezabawna komedia z super zabawnymi tekstami, z dużą ilością muzyki i tańca z czasów naszej młodości, z czasów ryczących czterdziestek i z pewnością ten, kto przyjdzie, wyjdzie rozbawiony i jeszcze długo będzie wspominał 12 super babek na scenie. Nasza energia roznosi scenę. Ci, którzy byli na premierze mieli ochotę wtargnąć tam do nas na tą babską impezę i zaszaleć z nami. Zapraszamy więc do wspólnej zabawy. Jest to super sposób na spędzenie Walentynek.
Kasia Zytkiewicz: Nasze próby są intensywne tak, jak przed premierą, ale skoncentrowane na tym, co trzeba poprawić, doszlifować, wygładzić. Widz może liczyć na pełną humoru, ale też refleksji sztukę i zachęcającą do przyłączenia się do zabawy atmosferę na scenie. Piękne, kolorowe kostiumy, śpiewane na żywo piosenki i bardzo ciekawe układy choreograficzne to coś, czego nie ogląda się na co dzień.
Agnieszka Lubowicki: Przedstawienie jest niesamowite, nie tylko ze względu na niepowtarzalny, autorski scenariusz Piotra Kukuły, który po raz kolejny zaskoczył nas swoim dowcipem i lekkim piórem, zachwycił dynamiczną akcją osadzoną w kameralnej przestrzeni, która daje widzowi wrażenie fizycznego uczestnictwa w naszej imprezie.
Nieprzewidywalna kolejność zdarzeń, intryga, przyjaźń, miłość, zdrada, kontrastowość i wielobarwność charakterów i emocji wyśpiewane dzięki Asi Pawlinie i wytańczone dzięki Marzenie Pol. To wszystko dla Państwa na scenie 12 lutego! Zapraszamy serdecznie. Dodam jeszcze, że Stefan jest jeden, a nas 12!
Zapraszamy do spędzenia Walentynek w Teatrze
Niedziela, 12 lutego, 5 pm
Stahl Family Theatre at St Patricks
(5900 W Belmont, Chicago)
Bilety do nabycia pod numerem telefonu: 773-814-9178
lub e-mailem: NaszTeatrChicago@gmail.com