Gdy nasi rodacy żyją bez adresu …
Gdy nasi rodacy żyją bez adresu …
Władze Wietrznego Miasta ogłosiły plan walki z bezdomnością. Czym jest to zjawisko i dlaczego coraz więcej osób wybiera życie na ulicy? Poza domem, bez stałego adresu.
Urzędnicy analizują raporty, władza pragnie ogarnąć problem. Chodzi nie tylko o ochronę mieszkańców czy turystów, przebywających w sercu Wietrznego Miasta, ale o to, aby bezdomnym zapewnić lepsze, godziwe warunki życia. Wielu z nich nie domaga zdrowotnie, wielu pielęgnuje nałogi, z utrzymaniem higieny też bywa różnie. Jeśli nie udaje się komfort życia, to niech będzie forma niezbędnej pomocy, aby ogarnąć problemy związane z bezdomnością. I nie tylko dlatego, że w wizytówkach Wietrznego Miasta, jak na lotnisku O’Hare lub w upiększonych zakątkach Wietrznego Miasta żyją bezdomni. Wśród nich są nasi rodacy; bezdomni w pojedynkę albo z rodzinami. Ilu ich jest? Dlaczego wybrali bezdomność? Czy z powodu niepowodzeń finansowych, bo stracili dach nad głową? Czy z braku odporności w przypadkach osobistych porażek uczuciowych? A może obrazili się na świat, postanawiając żyć bez adresu?
Wśród nich są osoby, które nie mogą przed sobą przyznać się do porażki i nie potrafią skorzystać z pomocy. Jak przekonać ludzi młodych do wyjścia z pułapki? W tym roku administracja Wietrznego Miasta ściśle realizuje zakaz noclegów na O’Hare przez bezdomnych z rodzinami, z dziećmi. Służby miejskie starają się nie dopuszczać do tworzenia samowolnych obozowisk tych osób. Ale ich szeregi zasila coraz więcej nowych twarzy. Po przekroczeniu granicy Stanów podróżują autobusami. Wysiadają w sercu Wietrznego Miasta, a ostatnio częściej na przedmieściach i nie mają dokąd pójść. Wielu nie zna adresu przyjaciół, nie mają dachu nad głową i najczęściej pieniędzy. Powiększają grupy bezdomnych. Zarządzając tego rodzaju kryzysem, administracja ma na względzie starania o powiększenie funduszu przeznaczonego na pomoc. Według informacji służb miejskich wywiezieni zostali z lotniska ci, którzy od wielu miesięcy obozowali tam w oczekiwaniu na łóżka w schroniskach miejskich. Kontrakty na dostawy posiłków i dodatków dla potrzebujących znajdują się pod przeglądem firm, których oferty nie zostały przyjęte. Ostatnio administracja zawarła umowę z firmą, której oferta opiewa na kwotę od $15 do $17 za 1 talerz z posiłkiem. Stanowi to oszczędność w porównaniu z kwotą od $21 do $23 od poprzedniego dostawcy.
Pojawia się projekt, zresztą nie nowy, aby społeczności, działające w Wietrznym Mieście pomogły we własnym zakresie uporać się z plagą bezdomności. W statutach wielu polonijnych organizacji wpisana jest pomoc rodakom w trudnych sytuacjach życiowych. Zapisany projekt brzmi szlachetnie, a co z realizacją? Organizacje polonijne notują coraz mniej udziałowców, a przy skromnych budżetach trudno wydzielić dodatkowy, choćby najbardziej celowy fundusz.
Jeśli Europejczyk przybywa do Ameryki, to częściej turystycznie. Przybysze z Afryki, Azji lub z Ameryki Południowej miewają natomiast szczęście, że kierowani są do tzw. sanctuary cities, gdzie nikt nie pyta o nic! Nic od nich nie chce. W kraju, z którego wyszli nie było lepiej. Czego tam także nie mieli? Wiedzy o tym, jak tu jest. Ani pomysłu na to, jak im będzie, gdy się okaże, że nikt na nich nie czeka. Amerykanie rozumieją stan bezdomności. W każdym z amerykańskich stanów działają liczne fundacje, spółki, organizacje pomocowe, aby życie bezdomnych uczynić godnym. Wielu obywateli, nawet mniej zamożnych wspiera je finansowo. Bywa, jak w porzekadle: nie ten daje, kto ma, tylko ten, kto chce! I kamień spada z serca. Czasem z wielkim hukiem.
BM Żmudka
Adres do korespondencji: barmez@gmail.com
Comments (0)