Występy dla Polonii to coś fantastycznego
Występy dla Polonii to coś fantastycznego
– Do USA wybieramy się z ogromną ekscytacją. Występowanie dla Polonii to coś fantastycznego. Gwarantuję, że będzie super mocno! – mówi Mrozu, który 12 października wystąpi w Joe’s Live w Rosemont.
Na początku października wracasz z koncertami do Stanów Zjednoczonych. Rok temu byłeś po raz pierwszy z występami w Chicago i Nowym Jorku. Co odkryłeś w USA podczas ubiegłorocznej wizyty?
To prawda, byłem po raz pierwszy w Chicago i w Nowym Jorku, więc było to dla mnie totalnie ekscytujące. W Chicago pierwsze co zrobiliśmy, to pojechaliśmy do pewnego znanego sklepu muzycznego, gdzie dosłownie zakręciło nam się w głowie od całego mnóstwa gitar i innych instrumentów. Chłopaki z zespołu poszli też na taką wielką pizzę w stylu chicagowskim, a ja z moim klawiszowcem Adamem wybrałem się dodatkowo na bluesową imprezę, gdzie lokalni bluesmani grali na gitarach. To był świetny, bardzo chicagowski klimat.
Jakieś smaki albo zapachy szczególnie zapadły Ci w pamięć?
Na pewno pamiętam zapach tego, co… w Polsce jeszcze nie jest legalne. Trochę tej Jamajki było czuć na ulicach. Skosztowaliśmy również klasycznego, „amerykańskiego” jedzenia: skrzydełek z kurczaka, burgerów, steków. Pamiętam też doskonale zapach dobrej zabawy na koncertach. Przyjęcie, jakie zgotowała nam publiczność, było wspaniałe i czuliśmy, że Polacy w Stanach są głodni polskich zespołów, polskiej muzyki. Dlatego z tym większą ekscytacją wybieramy się do USA w tym roku. Do zobaczenia 12 października Joe’s Live w Rosemont.
Piosenki, z których twoich płyt, na pewno pojawią się podczas nadchodzących występów w Stanach Zjednoczonych?
Tworząc setlisty na pewno będziemy czerpali z płyt: „Złote bloki”, „Aura”, „Zew”. Ale oczywiście nie tylko z nich.
W USA pojawicie się Ty i Vito Bambino. Co to będzie za materiał?
Zacznijmy od tego, że każdy z nas zagra swoje koncerty – od A do Z. Ale jako że mamy wspólne piosenki, to postanowiliśmy, że „wskoczymy” do siebie na scenę. Jeszcze nie zdradzę, czy ja do Vito, czy Vito do mnie, ale będzie na pewno super mocno.
Jak poznaliście się z Vito Bambino?
Poznaliśmy się chyba na backstage’u Męskiego Grania. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że obaj braliśmy kiedyś udział w konkursach dla producentów hip-hopu. Zorientowałem się, że znałem twórczość Vito jeszcze z czasów, kiedy występował pod innym pseudonimem. Znałem jego undergroundową twórczość jako rapera, a potem przeistoczył się we wspaniałego wokalistę – artystę nieszablonowego, którego nie da się łatwo skategoryzować.
W tym roku przypada 15-lecie Twojej obecności na rynku muzycznym. Jak wspominasz 2009 rok – rok swojego debiutu?
To był też niezwykły rok. Wtedy pierwszy raz usłyszałem moją piosenkę w ogólnopolskich stacjach radiowych. Dla mnie to było niesamowite wydarzenie. Jeszcze parę miesięcy wcześniej siedziałem w domu, w pokoju, z rodzicami za ścianą i starałem się jakoś skleić tę moją debiutancką płytę. Pamiętam, że mój tata wiele razy otwierał drzwi i w dosadny sposób mówił, żebym ściszył tę muzykę. Na pewno „dawałem do pieca”, bo żeby usłyszeć bas, trzeba rozkręcić głośniki nieco mocniej.
Osiągnąłeś to, o czym marzyłeś. Czy wtedy, 15 lat temu, miałeś myśl, że Twoja debiutancka płyta będzie tak wielkim sukcesem?
Absolutnie o tym wtedy nie myślałem. Cieszyłem się z tego, że w ogóle zaistniałem na rynku muzycznym, że mogłem zagrać jakikolwiek koncert. To był okres, kiedy wielu artystów pojawiało się w polskiej branży muzycznej dzięki programom rozrywkowym, jak X-Factor, Idol, Mam Talent. Ja nigdy nie brałem udziału w czymś takim. Udało mi się zaistnieć na rynku po prostu poprzez przebój, poprzez piosenkę. Co prawda myślałem, że przecieram w Polsce szlaki dla rythm n’ bluesa, a okazało się, że zostałem wrzucony do świata raczej popowego, co było dla mnie zaskakujące.
Przejdźmy na koniec do Twojego niezwykłego duetu z Marylą Rodowicz. Piosenka „Sing-Sing” w nowej aranżacji wypadła wprost fenomenalnie.
Cieszę się, że jest taki odbiór. Bardzo zależało nam na tym, żeby ta piosenka dobrze wypadła. Utwór oryginalny jest bardzo dobrze znany polskiej publiczności i trzeba było to odświeżyć w taki sposób, żeby nie powtarzać tego utworu 1 do 1. Chciałem przemycić tutaj mój styl, zrobić to „po mrozowemu”. Budujące jest to, że autor muzyki – pan Jacek Mikuła – był naprawdę zbudowany tą nową wersją. Najpierw był troszeczkę w szoku, że zmieniliśmy harmonię piosenki z durowej na molową. Ale potem się do tego przyzwyczaił i to docenił, więc tym bardziej jest nam miło.
Z Mrozu w studio Polski FM rozmawiał Adam Dobrzyński
Comments (0)