Ukraina gloryfikuje morderców
Ukraina gloryfikuje morderców
Po rozpadzie Związku Radzieckiego Polska dostała nowych sąsiadów ze wschodu: Ukrainę, Białoruś i Litwę. O ile ostatnie z wymienionych państw miało swoją historię w ramach I Rzeczpospolitej i w okresie międzywojennym, o tyle dwa pierwsze zostały powołane w wyniku kaprysu historii. Nigdy nie miały one swojej państwowości. Białoruś prowadzi przyjazną politykę w stosunku do Polski, natomiast Ukraina staje się dla naszego kraju coraz większym problemem.
W ostatnią niedzielę prezydent RP Andrzej Duda poleciał do Łucka w rocznicę Krwawej Niedzieli – 11 lipca 1943 r. kiedy miało miejsce apogeum ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej przez ukraińskich nacjonalistów pod przywództwem OUN-UPA przy współudziale miejscowej ludności. W Katedrze Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Łucku prezydent wziął udział we Mszy św. w intencji ofiar mordu, koncelebrowanej przez metropolitę lwowskiego arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego i ordynariusza diecezji łuckiej biskupa Witalija Skomarowskiego. Prezydent Andrzej Duda w niedzielę na cmentarzu w Ołyce na Wołyniu apelował między innymi do władz Ukrainy, by przywróciły możliwość ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej.
W latach 1943-44 Ukraińcy wymordowali szacunkowo od 80 do 100 tys. bezbronnych Polaków. Ukraińcy nie tylko nie przyznali się oficjalnie do tej zbrodni, ale od momentu, kiedy w prezencie dostali swoje państwo na różne sposoby pomniejszają skalę ludobójstwa i jednocześnie gloryfikują do roli bohaterów narodowych zbrodniarzy w rodzaju Stepana Bandery, którzy mają nie tylko umoczone ręce w krwi polskiej, ale się w niej wykąpali.
Polska jako pierwszy kraj na świecie 2 grudnia 1991 roku uznała Ukrainę jako państwo. Przez następne lata z woli przywódców kraju i zachodu była główną drogą tranzytową wszelkiej pomocy dla tego kraju: od wsparcia w polityce międzynarodowej do konkretnej pomocy ekonomicznej i częściowo militarnej. Pierwsze rządy ukraińskie, bliższe Moskwie, prowadziły politykę pojednawczą do Polski wiedząc, że tylko przez Warszawę prowadzi droga do ekonomicznej i militarnej Europy, do której zgłaszali swoje pretensje.
Apogeum poparcia dla Kijowa ze strony Polski przypadło na rewolucję Euromajdanu 2013/2014. Wtedy z Polski politycy wszystkich opcji odbywali pielgrzymki do stolicy Ukrainy. Prezydentura Janukowicza została obalona i w Kijowie na tronie zasiedli skorumpowani oligarchowie, ale też zwolennicy bliskiego sojuszu z zachodem. Najważniejszymi graczami wówczas były Stany Zjednoczone, które przejęcie Ukrainy traktowały jako kolejny etap osaczania Rosji i Niemcy tradycyjnie popierający Ukraińców jako narzędzie do szachowania Rosji i Polski.
Rosja widząc co się święci podjęła bezprecedensową kontrofensywę, która zakończyła się zajęciem Krymu i podporządkowaniem regionów Dombasu i Ługańska. Dokonali tego rękoma miejscowych w znakomitej większości Rosjan, których Kijów wystraszył wprowadzając wszędzie rygorystycznie język ukraiński i swoich administratorów. Wybuchła wojna domowa, która trwa do dnia dzisiejszego.
Sytuacja zmieniła się drastycznie po najeździe na Europę milionów ludności pochodzącej z Bliskiego i Dalekiego Wschodu oraz Afryki. Stary kontynent został politycznie sparaliżowany a rozrastająca się Unia Europejska zaczęła trzeszczeć w szwach. W styczniu 2017 roku urząd prezydenta USA objął Donald Trump, który ma wyraźnie inne podejście do problemów międzynarodowych niż Barak Obama. Jego niedawna deklaracja, iż Krym jest częścią Rosji wzbudziła popłoch wśród całej oligarchii politycznej zachodu. Kijów zamilkł z niedowierzania. Do tej pory udawało się im używać Amerykanów nie tylko jako tarczy politycznej, ale też zaplecza nieustannej pomocy ekonomicznej i finansowej. Zapowiedź spotkania Trumpa z Putinem dopełnia obrazu sytuacji.
W tym kontekście ciągłe drażnienie Polski przez gloryfikowanie autorów zbrodni wołyńskiej świadczy o zagubieniu kierunku, który mógłby doprowadzić do polepszenia pozycji ukraińskiej.
Kolejnym policzkiem dla Polaków i Amerykanów była ostatnia wizyta Petro Poroszenki w Kanadzie, gdzie oświadczył on, że nie ma szczerszego przyjaciela Ukrainy niż Kanada. Media przypomniały o szczególnych relacjach łączących oba kraje. Wskazanie najważniejszego przyjaciela przez Poroszenkę zostało przemilczane nad Wisłą i w Waszyngtonie, ale na pewno dotarło do kogo trzeba. Prezydent Ukrainy być może chciał w ten sposób powiedzieć, że nie spodobała mu się wypowiedź Donalda Trumpa w sprawie Krymu. O ile to lekkomyślne wychwalanie „przyjaźni” z Kanadą, która robi gesty wobec Ukrainy ze względu na dużą diasporę mieszkającą na terytorium tego kraju, w Warszawie nie może mieć większych konsekwencji. Jednak drażnienie USA jest igraniem z ogniem. Przecież ten kraj może w mgnienia oku wymazać to sezonowe państwo z mapy Europy dogadując się z kilkoma sąsiednimi państwami.
Tego samego dnia, kiedy prezydent Duda był w Łucku prezydent Ukrainy Petro Poroszenko przyjechał do wsi Sahryń na Lubelszczyźnie, by uczcić pamięć Ukraińców zabitych przez oddziały Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich w marcu 1944 roku. Według różnych szacunków zginęło od 150 do 800 Ukraińców. Dowódcy polskich oddziałów partyzanckich liczyli, że tym aktem okrucieństwa odstraszą bandy rzeźników ukraińskich od dalszych aktów zbrodni, które oni rozpoczęli rok wcześniej. Oficjalna strona prezydenta Ukrainy poinformowała o roboczej wizycie „na zaproszenie ukraińskiej społeczności”. Z kolei wójt gminy Werbkowice, gdzie znajduje się Sahryń, zapytany przez Onet o udział władz gminy w uroczystości stwierdził, że „nikt nikogo nie zapraszał”. – Miałem przedwczoraj telefon od konsula honorowego z Chełma, że ma dojść do wizyty. Pytano, jak ten teren wygląda, odpowiedziałem, że sprzątamy teren wokół cmentarza i tyle – powiedział Lech Bojko.
Prezydent Ukrainy biorąc udział w uroczystości upamiętnienia kilkuset zabitych Ukraińców bezczelnie mówił, że Kijów liczy na zmiany w nowelizacji ustawy o IPN w części, która dotyczy Ukraińców. Jak widać strona ukraińska próbuje postawić znak równości między rzezią wołyńską a incydentem na Lubelszczyźnie. Dalej nie dociera do nich, że Wołyń to ludobójstwo, a Sahryń to wojenna zbrodnia jakich było setki z różnych stron.
Polska otworzyła drzwi dla ekonomicznej emigracji z Ukrainy i liczy ona sobie na terenie naszego kraju około 2 milionów. Najważniejszym przyjacielem Petro Poroszenki jest jednak…. Kanada. Prezydent Ukrainy arogancko lekceważy Polaków i prezydenta RP. Sugeruje symetrię win pomiędzy, w kontekście rzezi wołyńskiej. To ponura kpina z historii. Pytanie jak długo w Kijowie będą zasiadać w rządzie ludzie, do których nie docierają realia historyczne i polityczne.
Andrzej Rogalski