O dostępie do broni
O dostępie do broni
Za każdym razem, kiedy dochodzi do masowego morderstwa przy użyciu broni palnej, odradza się debata na temat dostępu do broni. No, może nie za każdym razem, bo w Chicago mniejsze lub większe jatki mają miejsce prawie codziennie, ale do tego już się przyzwyczailiśmy, i jakoś nikt się tym nie przejmuje. Chyba, że pięcioletnia Shaqueeka zostanie przypadkowo zabita – wtedy są marsze, wypowiedzi polityków, pluszowe misie, i tak dalej. Ale – dywaguję…
Pierwszego października 2017 roku, 64-letni, emerytowany księgowy (sic!), bez żadnego wyszkolenia militarnego, otworzył podobno ogień z trzydziestego drugiego piętra hotelu do tłumu słuchaczy koncertu. W wyniku tego zajścia zginęło koło sześćdziesiąt osób, a prawie pół tysiąca zostało rannych. Nie bez powodu napisałem “podobno”, bo według wielu ekspertów do spraw broni, łącznie ze mną, ta cała sytuacja śmierdzi prowokacją na kilometr. Dużo już było na ten temat napisane i powiedziane (zapraszam do wysłuchaniu mojego podcastu Marcin Vogel Prezentuje – Masakra w Las Vegas), więc nie będę już tego wątku tutaj rozwijał. Sprawa tego masowego morderstwa spocznie zapewne obok kartotek zamachu na Johna Kennedy, ataku z jedenastego września, i innych, nigdy do końca niewyjaśnionych wydarzeń. Co mają te wydarzenia wspólnego? Wpłynęły znacząco na nasze, amerykańskie, życie społeczne lub polityczne. Od zmian w polityce zagranicznej (Kennedy), do wzmożonej inwigilacji społeczeństwa (Patriot Act po 9/11). Naiwne jest zatem myślenie, że tego typu “wydarzenia” są zupełnie przypadkowe. Nie mam cienia wątpliwości, że masakra w Las Vegas była zorganizowana w dwóch celach. Celem bezpośrednim była próba usunięcia prezydenta Trumpa, celem strategicznym – odebranie broni z rąk prywatnych. (Dla tych, którzy już żachnęli się na myśl, że państwo może zarządzić odstrzał swoich własnych obywateli dla dobra jakieś ideologii, spieszę przypomnieć niezliczone wojny, na które państwa posyłały swoich obywateli setkami tysięcy, właśnie w tym celu – ideologicznym. Także pięćdziesiąt parę osób to naprawdę niewielka cena za realizację jakiegoś światopoglądu.)
Cel bezpośredni spalił na panewce, bo Trump podczas wypowiedzi następnego dnia po masakrze trzymał się przygotowanego przemówienia, i nie palnął niczego od siebie, co z reguły powoduje niezłe zamieszanie. W tym wypadku, gdyby tylko dodał, na przykład, że ogromna większość posiadaczy broni to normalni ludzie – pewno już by musiał się podać do dymisji. Ale cel strategiczny nadal jest na celowniku lewicy amerykańskiej (tak samo z resztą jak lewicy globalnej). Chodzi ostatecznie o całkowite rozbrojenie społeczeństwa, a co za tym idzie – totalne uzależnienie bezpieczeństwa osobistego od kaprysu rządzących, nie mówiąc już o odebraniu społeczeństwu narzędzi do jakiegokolwiek rodzaju zbrojnego oporu w stosunku do wymykającej się spod kontroli władzy.
I właśnie dlatego, po każdej tego typu rzezi (poza Chicago), lewica zaczyna wyć i ujadać na temat kontroli broni palnej. Odwołując się do emocji – co jest klasyczną taktyką lewicy, jako że brakuje im racjonalnych argumentów – politycy, działacze, i tak zwani useful idiots czyli przydatni idioci, nawołują do mniej lub więcej drakońskich posunięć w kwestii dostępu do broni. Ich argumenty są czasami poparte jakimiś dziwnymi statystykami, ale po bardziej wnikliwej analizie, okazuje się, że te statystki są mocno nagięte. Jest parę klasycznych lewackich argumentów przeciw broni. Oto one, wraz z racjonalnymi argumentami przeciw.
Wzrost posiadania broni wiąże się ze wzrostem przestępczości!
Bzdura. Każda statystyka, od FBI do Southern Poverty Law Center (ultra-lewicowcy), wskazuje jednoznacznie, że wraz ze wzrostem ilości posiadanej broni, ilość popełnianych przestępstw maleje. Jak by nie było, przestępcy nie są do końca idiotami, i nie bardzo chcą się narażać na to, że zostaną postrzeleni w trakcie napadu, włamania, czy gwałtu.
Wzrost posiadania broni wiąże się ze wzrostem ilości zgonów spowodowanych bronią palną!
Bzdura. To stwierdzenie jest oparte głównie na statystyce odnośnie samobójstw. Prawda jest taka, że jeżeli ktoś zdecydował się popełnić samobójstwo, to i tak swego dopnie, w ten czy inny sposób. Broń sama nie zabija. Broń jest przedmiotem, narzędziem, i jak każde narzędzie, może być użyta dla dobrych lub złych celów. Ale o tym decyduje użytkownik.
Wzrost posiadania broni wiąże się ze wzrostem przemocy!
Bzdura. Lewacka propaganda próbuje nam wmówić, że gdyby tylko państwo nie bronili się, ale bez żadnego oporu oddali wszystko, czego żąda bandyta, to nie doszłoby do strzelaniny. Bandyta by po prostu sobie wziął, co chciał, podziękował, i ruszył w swoją drogę. Warto by się o to zapytać tysięcy kobiet, które najpierw były obrabowane przez uzbrojonego bandziora, a potem gdzieś wywiezione i zgwałcone…
Po co komuś broń? Od utrzymania bezpieczeństwa mamy przecież policję!
LOL – że tak się wyrażę. Kompletna bzdura. Pracując w policji od ponad dwudziestu lat, mogę autorytatywnie stwierdzić, że kiedy liczą się sekundy, policja jest parę minut od nas. (Niekoniecznie w najbliższym Dunkin Donuts). Policja, z założenia nie zapobiega przestępstwom, a jedynie je dokumentuje, i stara się znaleźć sprawców. Przestępstwa są głównie zapobiegane przez przyjęte konwenanse społeczne (nad których obaleniem ciężko pracuje całe lewackie Hollywood i media), a w bardzo znikomym stopniu przez policję. Możliwość natknięcia się na potencjalną ofiarę, która jest uzbrojona jest natomiast silnym czynnikiem odstraszającym potencjalnych bandytów.
Jest jeszcze parę podobnych argumentów, ale nie mam niestety więcej miejsca na ich opisanie. Pamiętajmy o tym, że lewica nie ustanie w dążeniu do rozbrojenia społeczeństwa. Żądanie nieograniczonego przestrzegania drugiej poprawki do Konstytucji USA powinno być obowiązkiem każdego obywatela tego kraju, bez względu na poglądy odnośnie broni. Bo jeżeli dzisiaj zostanie ograniczone jedno prawo konstytucyjne – jakie zostanie nam odebrane jutro?
Marcin Vogel