Zabiliście mnie!!!
Zabiliście mnie!!!
Odwieczna rywalizacja na każdej płaszczyźnie pomiędzy Rosją a Stanymi Zjednoczonymi doprowadziła w historii do wielu katastrof. Wyścig szczurów i chęć pokazania się światu doprowadziły do śmierci niewinnych ludzi. Tak było w przypadku radzieckiego kosmonauty Władimira Komarowa.
Kto pierwszy wyśle sondę w kosmos, kto pierwszy zrobi krok w kosmosie, kto pierwszy wyśle ludzi na Księżyc, czyja flaga jako pierwsza będzie powiewała w przestworzach…. I właśnie to „kto pierwszy” spowodowało szereg niedociągnięć w budowie sond czy promów kosmicznych, niepotrzebnych katastrof, a także przyczyniło się do śmierci niewinnych ludzi. Dziś postanowiłam przybliżyć wam historię Sojuz 1.
Mamy lata 70 XX wieku. Trwa wyścig w budowaniu rakiet i wysyłaniu ich w kosmos. Amerykanie robią wszystko publicznie, nie ukrywają swoich projektów przed światem, dzielą się z mediami swoimi osiągnięciami. Mimo, iż dokładnie sprawdzają swój sprzęt, wciąż pojawiają się usterki i nieścisłości w projektach. Po drugiej stronie globu mamy Związek Radziecki, który za wszelką cenę chce być lepszy niż jego zachodni „przyjaciel”. Pod osłoną nocy buduje rakiety, pod osłoną nocy i w ukryciu przed całym światem testuje swoje „wynalazki” i dopiero, gdy dojdzie do nieszczęścia, dowiaduje się o tym świat. I tak też bylo w przypadku statku kosmicznego Sojuz 1, który miał wylądować na Księżycu.
Władimir Komarow został wyznaczony na pierwszego kosmonautę, który miał polecieć na Księżyc. Każdy na jego miejscu ucieszyłby się. Móc być pierwszym człowiekiem na Księżycu – cały świat o tobie będzie mówił, na wieki zostaniesz zapisany na kartach historii. Jednak Komarow nie był z tych ludzi, którym zależało na sławie. Zdawał sobie sprawę z tego, że sprzęt którym ma lecieć nie jest do końca sprawdzony, że może być wadliwy, że „lot jego życia” może być pierwszym i ostatnim. I nie pomylił się.
Misja Sojuz 1 rozpoczęła się 23 kwietnia 1967 roku i trwała niespełna 27 godzin. Usterki techniczne wyszły tuż po starcie rakiety. Na początku nie rozwinął się jeden z paneli słonecznych statku, co spowodowało deficyt energetyczny i blokadę jonowego czujnika orientacji. W wyniku usterki zdecydowano, aby Komarow przerwał swój lot i zawrócił na Ziemię. Sprawnie udało się Komarowi przeprowadzić akcję hamowania i zawrócił statek w stronę Ziemi. Był to jednak dopiero początek jego przygody z usterkami. Powracający statek dotknęła kolejna awaria. Tym razem nawalił czujnik ciśnienia atmosferycznego, co doprowadziło do uszkodzenia spadochronu głównego. Nie tylko nie rozwinął się, ale także zablokował spadochron zapasowy. Sojuz 1 został pozbawiony możliwości prawidłowego hamowania, a tym samym pojawiło się widmo tragedii. Uwięziony w kapsule Komarow był bezradny. W pewnym momencie wybuchł w kabinie pożar. Kapsuła uderzyła w ziemię niedaleko wsi Karasuk w Rosji. Władimir Komarow zginął na miejscu. Jego misja Sojuz 1 trwała dokładnie 26 godzin, 47 minut i 52 sekundy.
Ponoć w ostatnich minutach lotu Władimir nie szczędził słów krytyki i żalu względem ekipy, która wysłała go w kosmos. Nie przebierał w słownictwie – głośno krzyczał, iż został wysłany na pewną śmierć.
„Zabiliście mnie, ku…a!
Zabiliście mnie, dranie!”
– tak ponoć brzmiały ostatnie słowa kosmonauty.
I wcale mnie to nie dziwi. Misja Sojuz 1 od początku spisana była na straty. Sprzęt, którym poleciał na Księżyc Komarow miał ok. 200 błędów konstrukcjnych, a sama misja była dość niefortunnie przygotowywana. Komarow w dużej części wiedział o tych problemach, widział je, ale pod naciskiem władz Związku Radzieckiego nie miał wyboru. Z pewnością nie należał do ludzi, którym zależało na rozgłosie. Ale czy można odmówić Leonidowi Breżniewowi i marszałkowi Ustinowi, którzy zadecydowali o realizacji programu? Takim osobom się nie odmawia, a już z pewnością nie w kwestii, w której chodzi o rywalizację ze Stanami Zjednoczonymi.
Władimir Komarow został bohaterem Związku Radzieckiego. Jego pogrzeb odbył się z udziałem najwyższych władz ZSRR. Pożegnały go tłumy ludzi. Jego prochy wmurowano w mur Kremla. Na miejscu katastrofy, gdzie statek uderzył o ziemię, nie do końca uprzątniętym przez służby ratunkowe, okoliczna młodzież z pozostałych szczątków statku zbudowała Władimirowi Komarowowi drugi, symboliczny grób. Jego imieniem nazwano planetoidę Komarov, krater na Księżycu, a także wiele obiektów w ZSRR.
Czy niepowodzenie misji Sojuz 1 i śmierć młodego kosmonauty zmieniły coś w działaniach ZSRR? Historia pokazała, iż niewiele. Rywalizacja i wyścig szczurów w „zaludnianiu” Księżyca i ogólnie kosmosu – przyniosły kolejne katastrofy i śmierć. Jak mówi stare, mądre porzekadło – człowiek uczy się na błędach, ale aby czegoś się nauczyć, trzeba zauważyć te błędy, a przecież ZSRR takowych nie popełniało…
ms
Comments (0)