Wieczór z “Mężczyzną” czyli Gabriela Zapolska w Chicago
Wieczór z “Mężczyzną” czyli Gabriela Zapolska w Chicago
Wszyscy miłośnicy teatru, a zwłaszcza talentu naszych rodzimych, chicagowskich aktorów oraz genialności opisu ludzkich zachowań jakie cechowała twórczość Gabrieli Zapolskiej mieli nie lada gratkę.
Otóż od piątkowego do niedzielnego wieczoru w Sali Russ Tutterow Theatre, w budynku The Chicago Dramatists przy Chicago Ave. mogli obejrzeć sztukę – tragedię dla teatrów wielkomiejskich w opracowaniu i reżyserii Mariusza Kotowskiego przy współpracy reżyserskiej Krzysztofa Arsenowicza, Krzysztofa Babirackiego, autora scenografii, Elżbiety Sullivan, kostiumolożki oraz Marioli Urbanek odpowiedzialnej za charakteryzację, zatytułowaną enigmatycznie „Mężczyzna”.
W spektaklu występowało tylko cztery osoby: tytułowym mężczyzną, takim Karolkiem w zalotach (jak można byłoby go określić parafrazując tytuł znanej komedii) był młody wiekiem, ale dojrzały talentem Łukasz Antosz, jego byłą żonę, materialistkę i egoistkę Ninę grała Edyta Łuckoś, zakochaną bez pamięci w Karolu, niedojrzałą i zaślepioną miłością Elkę brawurowo zagrała Aldona Olchowska, a postać jej starszej siostry, skoncentrowanej na pracy i odrzucającej własną kobiecość Julkę zobaczyliśmy w interpretacji Anny Doleckiej.
I chociaż prapremiera miała miejsce ponad 100 lat temu, bo w 1901 roku w Krakowie, sztuka Zapolskiej nie straciła na swej aktualności i adekwatności obserwacji ludzkich typów i zachowań. Widać w niej wyraźny wpływ dramatów naturalistycznych zwłaszcza w konstrukcji psychologicznej postaci, rezygnacji z zawiłej i nieprawdopodobnej akcji na rzecz prostoty i przejrzystości sytuacji oraz zróżnicowania języka poszczególnych bohaterów. Ale przejdźmy do detali. Karol to typowy narcyz i egota zakochany tylko w sobie, przeciętny dziennikarz, który nie mogąc zaznać szczęścia u boku żony funduje sobie taki skok w bok. Obiektem jego uczuć staje się wrażliwa i zmysłowa, choć trochę infantylna Elka, która zakochuje się w Karolu bez pamięci, a zaślepiona tą miłością nie widzi jego wad oraz tego, że tak naprawdę jest tylko jego zabawką. A Karol, jak to kochliwy, niezdecydowany mężczyzna szybko się nudzi i rozczarowuje, więc szuka wciąż nowych podniet i obiektów swych uczuć. Tym razem strzałę amora kieruje w stronę starszej siostry Elki, Julki, intelektualistki i działaczki społecznej. I jak się okazuje nawet ona nieznacznie ulega czarowi kochasia i pisze za niego artykuły, jednak jest kobietą rozsądną, dlatego nie daje ponieść się emocjom i ostatecznie odrzuca zaloty Karola. A co ją do tego ostatecznie przekonuje? Śmierć dziecka jej siostry, którego ojcem był Karol. Pozytywnym aspektem całej tej tragedii jest końcowe wyznanie Julki skierowane do młodszej siostry, że wreszcie jest dla niej w pełni bratnią siostrzaną duszą, a także jej deklaracja, że zawsze zazdrościła jej jej kobiecości i uczuciowości.
A jak poradzili sobie z tym tekstem nasi chicagowscy aktorzy? Zacznijmy może od Łukasza Antosza, młody aktor świetnie zagrał tytułową postać czarującego egocentryka, który najpierw roztaczał swój urok uwodząc zauroczoną nim Elkę, a potem odrzucał ją znudzony, a można nawet rzec z obrzydzeniem na twarzy. Kreując tą postać, jego zmienny stosunek do kolejnych kobiet aktor wyraził także dzięki ruchowi scenicznemu i gestykulacji czyli od początkowych całusków i przytulanek po odwracanie głowy i niechętne rzucanie zdawkowych odpowiedzi.
Łukasz miał łatwiejsze zadanie, bo w sztuce występuje tylko jeden mężczyzna, panie miały większą konkurencję, jest ich aż trzy i każda reprezentuje inny typ. Nina, znerwicowana trzpiotka i prawie była żona Karola w interpretacji Edyty Łuckoś to kobieta o wielkim ego, które potrzebuje wielkiego głosu, by je w pełni wyrazić. Wypowiadane podniesionym głosem kolejne kwestie miały jeszcze dodatkowo zwrócić uwagę na nią i to, że ona jest w centrum danej sceny.
Największe brawa należą się jednak Aldonie Olchowskiej. Jej Elka to postać, której uczucia zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Od bezgranicznej miłości, po poddanie się i zaślepienie, poprzez podejrzliwość i tragedię po końcową naiwność i nadzieję na tlącą się gdzieś w głębi iskierkę. Aktorka bez zarzutu poradziła sobie z wygraniem wszystkich stanów emocjonalnych swojej bohaterki, co wzbogaciła jeszcze najbardziej zróżnicowaną mimiką, gestykulacją, a nawet rzec można choreografią.
No i pozostaje jeszcze Julka, kreacja Anny Dolecki. Jej postać cechował minimalizm emocjonalny i aktorka dzięki ograniczeniu środków wyrazu właśnie tak przedstawiła swoją bohaterkę. Julka jest oziębłą, racjonalną osobą, która jest totalnym przeciwieństwem rozemocjonowanej siostry.
No i jeszcze wyrazy ogromnego uznania dla reżysera Mariusza Kotowskiego. Przecież to dzięki jego wyczuciu, interpretacji i wyobraźni postacie ze sztuki Zapolskiej ożyły. Reżyser wziął na warsztat mało znaną sztukę, co powoduje, że nie jest to tak zwany samograj, gdyż wszyscy ją rozpoznają. Taki wybór wymaga dogłębnego przemyślenia, a nawet podjęcia pewnego ryzyka, gdyż tylko łącząc siły i talenty wielu osób pod czujnym okiem reżyserskim można osiągnąć sukces, co śmiało można powiedzieć było udziałem naszych artystów.
I Biernacka
Comments (0)