Janusz Radgowski – maratończyk na wózku inwalidzkim pokonuje USA
Janusz Radgowski – maratończyk na wózku inwalidzkim pokonuje USA
„Moim marzeniem jest,
aby te supermaratony jak najwięcej inspirowały,
aby ludzie się nie poddawali, aby wierzyli, że można”
Janusz Radgowski – maratończyk na wózku inwalidzkim pokonuje Stany Zjednoczone. To jego trzeci supermaraton, w którym swój wysiłek dedykuje chorym dzieciom. Sam jest niepełnosprawny, po przeszczepie nerki, nie widzi też na jedno oko, z cukrzycą. Mimo wszystko podjął się przejechania supermaratonu „Pacific-Atlantic Wózkiem aktywnym przez USA”. Miałam okazję spotkać go podczas jego postoju w Chicago.
To już twój trzeci supermaraton. Pierwszy odbył się w Polsce (Kraków–Sopot), drugi w Europie (Watykan–Wadowice), a teraz Ameryka. Skąd pomysł na supermaratony?
Myślę, że jednodniowy maraton mógłby zostać niezauważony przez ludzi, może pomogliby, a może nie. Poprzez taki dłuższy maraton składający się z etapów, poprzez wszystkie zdjęcia, które umieszczam, ludzie mogą związać się ze mną, stać się uczestnikami supermaratonu. Podczas maratonu za-
wsze mówię i apeluję o pomoc dla dziecka, któremu dedykuję mój wysiłek.
A jak wybierasz dzieci, dla których chcesz jechać?
Uciekam od wybierania jak najdalej. Te dzieci to tak naprawdę zsyła mi los. Ja nie znam dzieci, którym pomagam. Dla mnie liczy się głównie to, aby poprzez sport pokazać, że liczy się też druga osoba. Nie tylko mój wyczyn i sukces, ale to dziecko, któremu dedykuję mój wysiłek. Próbuję znaleźć sponsorów, którzy pomogliby i mnie i dziecku, ale to nie jest łatwe. Nie chodzi mi o to, aby ludzie oglądali zmęczenie dla samego zmęczenia. Mam nadzieję, że niosę i radość i pozytywne emocje. Supermaraton nie jest tylko moim sukcesem. To jest tak naprawdę sukces wszystkich ludzi, a medalem – nagrodą, są te dzieci, dla których jadę. Zauważyłem też jeszcze jedną rzecz – inspiruję ludzi, daję im siłę do pokonywania przeszkód życiowych. Skoro ja – człowiek z bagażem chorób mogę, to inni także mają siłę w sobie. W czasie wypraw niejednokrotnie spotykają mnie wzruszające wydarzenia, jak spotkanie z weteranami.
Supermaraton Od Pacyfiku do Atlantyku jechałeś dla 2.5-letniej Zuzi. Wyprawa jednak została przerwana i rozstaliście się z ojcem Zuzi, który towarzyszył ci w tej wyprawie. Wiele osób pyta co się stało i co z dalszą wyprawą?
Na to mogło złożyć się wiele spraw. Dochodziło między nami do coraz większych tarć. Nie mówię, że jestem łatwą osobą. Krótko mówiąc – rozstaliśmy się i ojciec Zuzi, mimo moich nalegań nie chciał już ze mną kontynuować dalszej wyprawy. Ja będę dalej jechał i autobus, który mi towarzyszy na koniec wyprawy zostanie zlicytowany, a pieniądze trafią do Zuzi. W poniedziałek wyruszam w dalszą drogę. Chcę skończyć to, co zacząłem.
Pokonać Amerykę na wózku inwalidzkim to niesamowity wysiłek. Jak wyglądały twoje przygotowania do amerykańskiego supermaratonu?
Wszystko dokładnie planuję. Zbieram informacje o dziecku, dla którego pojadę. Zaczynam treningi. Codziennie u siebie w miejscowości jeżdżę po 35 km, a wieczorem ciężarki. Jestem cały czas pod opieką lekarzy transplantologów, słucham ich zaleceń. Wszystko jest bardzo ważne. Wysiłek jest duży. Pokonuję różne tereny, góry. Jechałem w upałach i burzy z gradem. Przychodzi taki moment, na przykład po 30 km, kiedy twoje ręce mdleją, ściana, nie masz sił. Wtedy liczy się duch i charakter. Wiele osób podziwia mnie, mój wysiłek i litry potu wylane na trasie. Ja widzę swój cel – pomóc dziecku, dla którego jadę i to dodaje mi sił w trudnych chwilach.
(Nasza rozmowa zostaje przerwana przez telefon z Polski. Dzwoni prezydent Zbójów z Gór Podhale, którzy także wspomagają Zuzię, dla której do tej pory jechał Janusz. Górale zorganizowali imprezę. Janusz w rozmowie prosi, aby górale przekazali pieniądze na rzecz Zuzi, mimo, że on już dla niej nie jedzie).
Spotkałam się z opinią, że jedziesz w tych supermaratonach głównie dla sławy….
Im więcej osób obserwuje mój przejazd, tym więcej, mam nadzieję, będzie wpłacać pieniądze na rzecz dziecka, dla którego jadę. Ja jestem chłopakiem żyjącym z przeszczepioną nerką, więc też żyję dzięki komuś. Potrafię tylko dać z siebie mój wysiłek i to oddaję. A czy sława? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i przyznam się, że zaskoczyłaś mnie tym pytaniem i nie wiem co mam odpowiedzieć. Nie sposób uniknąć sławy, gdyż ludzie mnie obserwują. Sława jest gorzka. Gdy tylko zakończę jedną wyprawę, myślę już o kolejnej. Jednego, czego nie oczekuję to wdzięczności. Wręcz uciekam od wdzięczności rodziców. Wracam, pracuję, trenuję i przygotowuję się do kolejnego supermaratonu.
Czyli wnioskuję, że Od Pacyfiku do Atlantyku nie będzie ostatnim twoim supermaratonem?
Nie, już myślę o kolejnym. Chciałbym przejechać z południa na północ Ameryki. Muszę dokładnie wszystko zaplanować i może w połowie marca z Florydy udałoby mi się rozpocząć mój kolejny supermaraton. Moim marzeniem jest też spisanie wszystkich moich wypraw.
Kiedy wyruszasz w dalszą drogę?
W najbliższy poniedziałek, 8 sierpnia chcę rozpocząć kontynuację supermaratonu. Miałem ponad tydzień przerwy. Odpocząłem fizycznie i psychicznie też. Musimy przygotować się do drogi – kupić wodę, plastry specjalne na dłonie.
Czy nadal będziemy mogli śledzić przebieg twojej wyprawy na stronie i Facebook?
Oczywiście, na stronie http://pacific-atlantic.pl będzie można przeczytać, jak przebiega supermaraton. Podobnie jak i na Facebook. Moim marzeniem jest, aby te supermaratony jak najwięcej inspirowały, aby ludzie się nie poddawali, aby wierzyli, że można.
Na kiedy zaplanowana jest meta?
Nieco uległa zmianie pierwotna trasa, która miała przebiegać przez Waszyngton DC. Teraz postanowiłem pojechać do Pensylwanii. Tam znajduje się miasto – Doylestown – Polska Częstochowa i tam chciałbym w Sanktuarium pokłonić się Matce Boskiej. A stamtąd już prosto nad Atlantyk. Liczę, że w połowie września powinienem ukończyć supermaraton. Następnie wracam do Chicago, gdzie chcę zlicytować autobus i pieniążki przeznaczyć na rzecz Zuzi i 4 października wracam do Polski.
Życzę powodzenia i do zobaczenia w Chicago po zakończeniu supermaratonu.
Z Januszem Radgowskim rozmawiała Magdalena Stefanowicz
Comments (0)