Zabić królika
Zabić królika
Znajomi znajomych kupili parę królików. Tak głównie dla dzieci, ale przy okazji – bo czasy dziwnie niepewne – może na jakiś pasztet albo gulasz. Króliki, jak to króliki, wzięły się ostro za jedzenie paszy i … rozmnażanie. Po paru miesiącach królicza rodzina tak się już powiększyła, że znajomi doszli do wniosku, że najwyższa pora, żeby zacząć robić te pasztety. Sytuacja trochę delikatna, bo dzieci – jak to dzieci – do królików się oczywiście przywiązały, ponadawały im imiona i oczywiście nie chciały słyszeć o jakichkolwiek wyrobach spożywczych robionych z ich króliczków.
Rodzice jednak postawili na swoim i zdecydowano, że Snow White – dosyć duża samica – pójdzie pod kozik. No i tutaj zaczęły się problemy. O nie – nie z dziećmi. Z tak zwaną społecznością. Otóż znajomi nie mieli pojęcia jak zabrać się za oprawienie królika, że już nie wspomnę o jego uśmierceniu. Więc jak przystało na ludzi XXI wieku, wrzucili odpowiedni post na Facebook. Parę pragmatycznych odpowiedzi natychmiast utonęło w morzu hejtu. Ty zwyrodnialcu! Morderco zwierząt! Sadysto! I tak dalej, i tak dalej. Parę bardziej asertywnych osób zagroziło znajomym, że podadzą ich do “odpowiednich organów” i już “oni” zrobią z nimi porządek. No bo kto to widział, żeby tak bezkarnie mordować Bogu ducha winne zwierzątka! Ktoś życzliwie poradził dobrze sprawdzić przepisy lokalne, bo na pewno nie zezwalają one na takie okrucieństwa, a w wypadku ich popełnienia wszyscy chętnie powiadomią lokalną policję o zaistniałym przestępstwie. Na znajomych spadł blady strach, bo zdali sobie sprawę, że byli o krok od popełnienia przestępstwa. Nie mówiąc już o nieodwracalnych zmianach w psychice ich dzieci, które byłyby zmuszone przeżyć taką traumę. Jeszcze brakowało, żeby wmieszał się w to Department of Children and Family Services! Kozik zawisł w powietrzu i egzekucja została odroczona bezterminowo.
W sumie to dobry zbieg okoliczności, bo znajoma znajomych miała mieć właśnie wizytę u lekarza. Nic poważnego – zwykłą aborcję. Taki szybki, ambulatoryjny zabieg. Oczywiście bez zbędnych dyskusji merytorycznych o świętości życia, bez zbędnej papierologii, bez niepotrzebnych uwag ze strony „fejsbookowych” znajomych. No bo w końcu to tylko nienarodzone dziecko, a nie puszysty króliczek…
W 2018, zgodnie z danymi Departamentu Zdrowia Stanu Illinois, dokonano 42,441 aborcji. Co oznacza, że średnio w tym stanie zamordowano 3 i pół tysiąca nienarodzonych dzieci miesięcznie. Natomiast w całych Stanach Zjednoczonych w 2018 zamordowano 876,000 dzieci, czyli 73,000 miesięcznie. Nikt się nie wścieka, nie donosi na policję, nie straszy agencjami rządowymi.
Im dłużej żyję, tym bardziej zastanawiam się nad naszymi priorytetami, dokąd ten świat zmierza i czy rzeczywiście przegraliśmy walkę ze złem? Jeżeli człowiek może trafić do więzienia za zabicie gryzonia, a nie za zabicie dziecka, to coś jest poważnie nie tak. Czy kult zwierząt przejmuje miejsce szacunku dla życia ludzkiego? Czy zwolennicy aborcji zdają sobie sprawę, że popierając morderstwa nienarodzonych dzieci, szykują też powróz na siebie? Nie chodzi mi tu akurat o wymiar moralno-religijny, ale czyż nie zdajecie sobie sprawy, że aborcja i eutanazja to przeciwne końce tego samego kija-samobija?
Trudne pytania. Wiem. Szczególnie, kiedy ma się tyle innych problemów. Ale może warto je sobie zacząć zadawać. Póki nie jest za późno. Pod wieloma względami. Kic, kic. Kic, kic…
Marcin Vogel
Comments (1)