Anna Dereszowska: „Wstyd” siedzi w nas, Polakach
Anna Dereszowska: „Wstyd” siedzi w nas, Polakach
– W sztuce „Wstyd”, którą będziemy mieli okazję zaprezentować Państwu 27 kwietnia w Chicago, dużo jest o nas, Polakach i o podziale, w jakim żyjemy od pokoleń. Ten spektakl jest prawdziwą sinusoidą emocji – mówi Anna Dereszowska, polska aktorka, która razem z Marietą Żukowską, Szymonem Bobrowskim i Wojciechem Zielińskim przyjeżdża do USA ze spektaklem komediowym „Wstyd” Marka Modzelewskiego w reżyserii Wojciecha Malajkata.
Wstyd jest w nas, Polakach, zakorzeniony.
Bardzo!
Właściwie z dziada pradziada to się pogłębia. Gdzieś tam może być kamuflowany, ale gdy przychodzi co do czego, to wybucha z nawiązką.
To prawda, dużo takich trudnych emocji w sobie nosimy. Chociaż myślę, że młode pokolenie na szczęście i z naszych pokoleniowych traum zaczyna się wygrzebywać. Oni tego wstydu mają w sobie chyba troszeczkę mniej, są bardziej kosmopolityczni niż nasze pokolenie. Nie mają już w pamięci tego odosobnienia, zamknięcia za żelazną kurtyną. To jest moje doświadczenie dzieciństwa – pamiętam święta, kiedy człowiek cieszył się z mandarynki. Na Śląsku przyklejaliśmy się do szyb sklepów górniczych i patrzyliśmy na klocki LEGO, takie piękne, kolorowe. A w sklepach, do których szary człowiek miał dostęp, wszystko było szare. Myślę więc, że tego wstydu jest już w nas na szczęście troszkę mniej. Ale w tekście, który będziemy mieli okazję zaprezentować Państwu w Chicago 27 kwietnia – dużo jest o nas, Polakach i o podziale, w jakim żyjemy od wielu, wielu lat.
Ta polaryzacja czasem jest silniej widoczna, czasem odrobinkę mniej, ale wciąż jest.
Zgadza się. To taki bardzo, bardzo, bardzo „polski” tekst. Obnaża nasze zakłamanie, właśnie nasz głęboko zakorzeniony wstyd, takie trudne emocje, które nosimy w sobie. Oczywiście to jest komedia, więc emocje są pokazane w dość wyolbrzymiony sposób. Zdarza się, że niektórzy widzowie, którzy być może mają odrobinkę mniej dystansu do rzeczywistości, potrafią się poczuć dotknięci. Ale to z drugiej strony znaczy, że tekst działa. Bo sztuka po to jest, żeby nas dotykać, bulwersować, wzruszać, bawić. I dokładnie tak jest w tym tekście, on jest niezwykle zabawny. Naprawdę w niektórych momentach widownia niemalże rechocze. A z drugiej strony są też momenty absolutnej ciszy, która aż dzwoni w uszach – mnie dzwoni, bo akurat w takim momencie ja z Wojtkiem Zielińskim jesteśmy na scenie. Kiedy mówimy o bardzo trudnych dla naszych postaci rzeczach, doświadczeniach i emocjach. Ta sinusoida emocji, którą przedstawiamy na scenie, jest bardzo duża. Mam nadzieję, że będą Państwo z nami i że sami będziecie mogli tego doświadczyć. I oczywiście liczymy na Wasze recenzje! Będziemy u Was po raz pierwszy, ale mam nadzieję, że nie po raz ostatni. Bilety możecie kupić Państwo na stronie www.mojbilet.com.
Pochodzenie społeczne, status majątkowy, mentalność – mijają pokolenia, mijają dekady, a to się w Polakach kompletnie nie zmieniło.
Tak jest, to jest bardzo głęboko zakorzenione w nas. Marek Modzelewski jest naprawdę genialnym obserwatorem i wspaniale to opisał. Mówimy teksty, ludzie się śmieją, a potem wychodząc z teatru myślą: „Z czego się śmiejesz? Z samego siebie się śmiejesz”. Taki jest ten tekst. I choć jest niezwykle zabawny, to tak naprawdę jest bardzo dotkliwy.
Możemy troszkę zdradzić o co w tej sztuce chodzi?
Zastajemy taką sytuację, że są dwie pary, dwojga przyszłych teściowych. Ale do ślubu ich dzieci ostatecznie nie dochodzi. Kiedy już miało paść sakramentalne „tak” przed ołtarzem, pan młody powiedział, że on jednak nie da rady. Coś poszło nie tak. W trakcie spektaklu dowiadujemy się wielu rzeczy o nas samych. I tu tak naprawdę o parę młodą, o dzieci nie chodzi. One są tylko pretekstem do rozmowy o tym, co bardzo polskie.
Przypomniał mi się tekst słynnej piosenki: „Mój dom murem podzielony, po lewej stronie łazienka, po prawej stronie kuchenka…”.
Nieprawdopodobnie aktualny tekst. Nic się nie zmieniło. Ale też – nawiązując do tej młodzieży, która ma w sobie mniej wstydu – mam wrażenie, że oni są inni. Naprawdę wyrywają się z tych okowów, które przez lata nosiliśmy. I po prostu bardziej żyją w tej wielkiej globalnej wiosce.
We „Wstydzie” są wspaniałe listy dialogowe, bardzo konkretne, jest walka słowna…
Jest wszystko, co Państwo lubią! Jest mięso!
Jak mocno jesteś związana z tą sztuką, jak mocno się z nią utożsamiasz i co zrobić, żeby z tym nie przesadzić?
Oj, oczywiście, można przesadzić! Zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Aktora niesie, kiedy widownia się śmieje, więc wtedy jest pokusa, żeby jeszcze trochę „podkręcić”. Ale nasz reżyser Wojtek Malajkat fantastycznie nas poprowadził. A poza tym w naszym teamie – to mi się zdarza po raz kolejny w pracy, podobnie jest przy „Bogu mordu” w Teatrze 6.piętro – my się bardzo trzymamy. Gdy ktoś przesadzi, to od razu jest odpowiednia reakcja od zespołu i to bardzo pomaga.
Adam Dobrzyński
Comments (0)