Barbie i Rocio
Barbie i Rocio
Parę tygodni temu, w ramach letnich przebojów filmowych, wrzucono na ekrany amerykańskich kin kilka tak zwanych „blockbusterów”. To filmy z ogromnymi budżetami produkcji i reklamy, obsadzone najlepszymi aktorami, zapowiadane już od miesięcy. I wrzucono jeden film z budżetem 14.5 miliona dolarów. Dla porównania „Barbie” miała budżet 150 milionów. Dziesięć razy większy… Dlaczego o tym wspominam? Bo czasami najprościej pokazać coś na pieniądzach.
Ten inny film to „Sound of Freedom”. Nakręcony na podstawie autentycznych przeżyć agenta Urzędu Bezpieczeństwa Kraju (Homeland Security Office), niejakiego Toniego Ballarda. Agent Ballard miał za zadanie wyłapywanie pedofilów. Szczerze mówiąc, nie wiem co to ma tak naprawdę do bezpieczeństwa narodowego, no ale na pewno jest to bardziej chwalebne zajęcie niż prześladowanie amerykańskich patriotów czy tradycyjnych katolików, czym głównie zajmuje się obecnie FBI. Aha – FBI zajmuje się też ukrywaniem powiązań Bidenów z Chinami i pedofilią Huntera.
Agent Ballard był bardzo dobry w tym co robił, ale dosyć prędko – po ujęciu 200 zboczeńców, doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie robi nic, aby zapobiec kolejnemu zranieniu i upodleniu dziecięcego życia. Co jest bardzo znamienne, nie do końca jest to po linii polityki jego agencji i w efekcie agent Ballard rezygnuje z pracy dla rządu federalnego i rozpoczyna ratowanie dzieci, które są przedmiotem handlu żywym towarem.
Nie będę streszczał tutaj tego filmu, którego głównym bohaterem jest 12-letnia Rocio, bo namawiam wszystkich, abyście poszli ten film obejrzeć. Jest to bardzo poruszający obraz, ale tak zrobiony, że można go spokojnie obejrzeć razem z własnymi dziećmi. Był to de facto jeden z celów producentów: aby zachować godność dzieci – aktorów, jak i dzieci – widzów.
Jest to pierwszy na taką skalę film, który pokazuje to, czego domyślaliśmy się już od dawna – pedofilia to ogromny przemysł, który jedynie ustępuje przemysłowi zbrojeniowemu i handlowi narkotyków. Aczkolwiek film koncentruje się na przemycie dzieci na linii Południowa Ameryka – Stany Zjednoczone, to jest parę wzmianek o międzynarodowym charakterze tego procederu. Fakt, USA jest największym „konsumentem” niepełnoletniego seksu, ale problem jest natury globalnej.
W ogóle to mam parę zastrzeżeń co do filmu. Poza nieukazaniem globalności problemu, nie podobało mi się to, że konsumentami zrobiono zasadniczo amerykańskich zboków na seks-wakacjach. To poważne uproszczenie. Wiadomo przecież, że Wyspa Epsteina gościła wielu luminarzy świata amerykańskiej polityki (Obama, Clintonowie), biznesu (Bill Gates), rozrywki (George Clooney), etc. Dzieci nie są również porywane jedynie do celów seksualnych. Powszechnie wiadomo, że po tym jak takie sex-zabawki tracą swoją „świeżość” są literalnie rozbierane na czynniki pierwsze, a ich części ciała są sprzedawane na nielegalnych rynkach medycznych. Żałuję też, że zupełnie pominięto dzieci z innych stron świata niż Ameryka Południowa. Ten okropny proceder ma miejsce od Kolumbii do Kijowa, od Paryża do Poznania.
W pewnym sensie rozumiem te dziwne ominięcia i uproszczenia. Jak się okazuje, w trakcie filmowania „Sound of Freedom” około trzydziestu byłych Navy Seals ochraniało ekipę filmową. Film był głównie kręcony w Cartaghenie w Kolumbii, która jest znana z przemocy związanej z handlem narkotykami. Tu jednak obawiano się innych akcji i to niekoniecznie ze strony lokalnych przestępców, ale półmrocznego świata CIA.
Dzieło Alejandro Montaverde. Mimo zorganizowanych wysiłków przemysłu filmowego, który jest prawdopodobnie jednym z największych konsumentów handlu dziećmi, odniósł niesamowity sukces finansowy. Nie przeczytacie o tym w doniesieniach mediów głównego ścieku, ale tym bardziej było satysfakcjonujące mieć udział w tym sukcesie wybierając się po prostu do kina. Są doniesienia o problemach „technicznych” w trakcie projekcji lub podobno o wyprzedanych miejscach. Fakt, że kiedyś byłem na filmie, aplikacja pokazywała tylko kilka wolnych miejsc, a sala kinowa była jednak tylko w połowie pełna… No ale nie możemy się dziwić. Jest to jeden z tych filmów, które mają możliwość zmienić percepcję ludzi na otaczający ich świat. Nie tylko pod względem własnego bezpieczeństwa – te wszystkie „poszukiwania talentu” to bardzo często takie pułapki – ale pozwalają nam zrozumieć, że świat nie jest taki różowy, jak nam wmawiają i że ci teoretycy konspiracyjni jednak często mają rację. Czy naprawdę to takie niewiarygodne, kiedy patrzymy jak „Zbok in Chief” wącha i podgryza dzieci, a jego synalek pozuje na zdjęciach „oblepiony” kilkuletnimi dziewczynkami?
Aha, jeszcze jedno. Obsada, producent, reżyser, scenarzyści i generalnie większość ludzi zaangażowana w jego powstanie to katolicy. Nie tacy niedzielni, ale żyjący wiarą. Na przykład Jim Caviezel jest znany ze swojej roli jako Jezus w filmie Mela Gibsona „Pasja”, ale również swojej głębokiej wiary. Wiem, że brzmi to staroświecko, szczególnie w kontekście naszych młodych pociech uczestniczących w światowym Zlocie Młodzieży Katolickiej, gdzie na każdym kroku Kościół Katolicki jest bezmyślnie bezczeszczony, temat na inny artykuł, ale muszę powiedzieć, że jest dla mnie ewidentne, jak Pan Bóg pobłogosławił wszystkim uczestniczącym w tworzeniu tego filmu.
Bez względu na Twoje przekonania religijne – weź swoich rodziców lub dzieci i pójdź do obejrzeć ten film. Gwarantuję Ci, że nie będzie to czas stracony. No a jeżeli bardzo zależy ci na stracie czasu – to zawsze jest „Barbie”…
Marcin Vogel
Comments (0)