Bożysława Andersohn we wspomnieniach syna
Bożysława Andersohn we wspomnieniach syna
Bożysława Andersohn we wspomnieniach
10 III 1940 – 12 IV 2020
Nasza Mama
12-go kwietnia 2020 roku, w Niedzielę Wielkanocną, zmarła Bożysława Andersohn, założycielka i dyrektor Dziecięco–Młodzieżowego Teatru 13-tka im. Karola Wojtyły w Chicago.
Ta kochająca Mama Pawła i Diany oraz Babcia małego Kazia, odeszła po walce z rakiem, miesiąc po swoich 80-tych urodzinach, otoczona najbliższą rodziną i ukołysana muzyką ukochanego Fryderyka Chopina.
Urodziła się 10-go marca 1940 r. w Poznaniu podczas okupacji nazistowskiej. Rodzice nadali jej imię Bożysława, aby nigdy nie została pochłonięta przez niemieckie społeczeństwo. Jej ojciec należał do ruchu opozycji. Pod koniec 1940 roku został aresztowany i był torturowany przez nazistów. Wykupiono go, co jeszcze było możliwe podczas wcześniejszych dni okupacji, ale za jego wolność poświęcono cały majątek rodziny. Niestety, człowiek, którego Niemcy wypuścili z 7. Fortu kwatery głównej Gestapo w Poznaniu, był człowiekiem załamanym. Umarł przed zakończeniem II wojny światowej, a tydzień później zmarła jej mama.
Rodzice pozostawili po sobie sześcioro dzieci, które rozdzielono, wysyłając je do różnych sierocińców, a później domów dziecka. W końcu Bożysława trafiła do kuzynostwa, ze strony matki, w Gnieźnie – kolebce Polskości – gdzie dorastała.
Żyła w Polsce podczas stalinizmu. Całe życie była oddaną katoliczką i nigdy nie poddała się propagandzie partii komunistycznej. Jednakże zawsze przestrzegała mnie i siostrę przed niebezpieczeństwem i siłą propagandy. Jako przykład opowiadała nam o tym jak to ona i wszyscy naokoło płakali w dniu, kiedy Stalin umarł, i o całym absurdzie tej sytuacji.
Jeden z jej braci wylądował w Stanach Zjednoczonych tuż po wojnie i mógł ją sponsorować. Mama przyjechała do Ameryki po południu 22-go listopada 1963 r., w dniu, kiedy każdy Amerykanin opłakiwał zamordowanego prezydenta Johna F. Kennedy’ego.
Swojego pierwszego męża, a mojego tatę, Kazimierza, z którym dzieliła miłość do tańca, poznała w kole znajomych swojego brata. Była to grupa w Chicago złożona z uchodźców II wojny światowej. Mama często mówiła, że podobnie jak wielu polskich emigrantów jej generacji, dopiero odkryła co to tak naprawdę znaczy być Polakiem właśnie na emigracji, z dala od (tak przez nią nazywanej) „ciągle okupowanej Polski”.
Bożysława pokochała Chicago i Beverly Shores w stanie Indiana. I chociaż podróżowała po całym świecie, bo zwiedziła prawie wszystkie kraje Europy oraz Peru, Meksyk, Republikę Dominikany i inne – to jednak Chicago zostało jej wybranym domem. Nawet po 1993 roku, kiedy to okupacja wojenna wreszcie się zakończyła w Polsce, mama zdecydowała nie wracać do ojczyzny, ale być Polką w Chicago.
Drugiego męża, Andrzeja, poznała w Chicago. Dzieliła z nim miłość do muzyki i jeziora Michigan. Razem z nim miała swoje drugie dziecko, córkę Dianę.
Jej dom był zawsze wypełniony sztuką, pięknymi przedmiotami i gustownymi meblami oraz niekończącymi się zajęciami. A w jej bibliotece nigdy nie brakowało książek. Mama sprawiła, że jej dzieci ukończyły najlepsze szkoły i nie tylko mówiły i pisały po polsku, ale często odwiedzały Polskę, i zostały wychowane na polskich patriotów.
Latem 1983 r., podczas stanu wojennego, mama zabrała nas do Polski. Wyjeżdżając, zapewniała rodzinę i znajomych, że jedzie, aby dostarczyć kilka tysięcy złotych, które zebrała, bezpośrednio na ręce Lecha Wałęsy. Proszę zauważyć, iż w owym czasie moja mama nie miała poprzednio żadnej styczności ani z Lechem Wałęsą, ani kimkolwiek
z Solidarności.
Po uczestnictwie we Mszy Św. z udziałem Papieża Jana Pawła II w Krakowie i obserwując zmiany zachodzące w społeczeństwie polskim, mama zabrała nas do Gdańska. Tam poszliśmy do najlepszego hotelu, gdzie mama zakomunikowała portierowi, że przyjechała, aby spotkać się z Lechem Wałęsą. Oczywiście w tym czasie hotel był pod zarządem władz komunistycznych, więc odmówiono nam pokoju. Na szczęście pani sprzątająca hotel usłyszała tę rozmowę. Pani ta należała do Solidarności i poprosiła odźwiernego, również członka Solidarności, aby nas zatrzymał. Wkrótce potem dano nam do użytku najlepsze pokoje w hotelu, tzw. apartament prezydencki, na cały nasz pobyt w Gdańsku. Otóż obsługa hotelu należąca do Solidarności zagroziła strajkiem, gdyby nie dano nam pokoju w tym hotelu.
Następnego dnia zwiedzaliśmy z mamą Gdańsk. Tak się złożyło, że z rana odbywała się parada. Patrząc jak mijają nas dygnitarze zauważyliśmy Lecha Wałęsę. Ale, co ważniejsze, mama wypatrzyła panią Wałęsową na samym końcu parady. Tak więc mama zostawiła moją siostrę ze mną, wtedy byłem już nastolatkiem i dołączyła do parady. Pod koniec parady nasza trójka została zaproszona na obiad do domu państwa Wałęsów. Moja mama zawsze dotrzymywała swoich obietnic.
Pod koniec swojego życia została nieocenioną babcią Kazimierza, mojego syna. Kochała go całym sercem i obdarzała go, tak jak i wszystkich, niezapomnianymi doświadczeniami.
Za życia Bożysława Andersohn wspierała działalność Domu Dziecka w Kędzierzynie-Koźlu. Prosimy o przyłączenie się do nas i uczczenie jej pamięci poprzez złożenie donacji na fundusz w jej imieniu:
https://www.gofundme.com/f/wanda039s-place
Paweł Grajnert
Zdj.Agata Marcinkowska, Krystyna Sip, Artur Partyka oraz archiwum rodzinne