“By żądz moc móc wzmóc” czyli “wielkie wielkich świntuszenie”
“By żądz moc móc wzmóc” czyli “wielkie wielkich świntuszenie”
Idąc tym tropem, parafrazy szlagieru z Kabaretu Starszych Panów opisując wszystko to, co zdarzyło się na scenie Restauracji Hunters można by zacząć tak: “Jeżeli świntuszyć to nie indywidualnie (…) Niech w swawoleniu wspiera wierny cię druh (…) I wespół w zespół i wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc“.
Tak więc, po kolei o tym, co działo się w miniony piątkowy wieczór – 10 lutego w restauracji Hunters.
Elżbieta Kochanowska-Michalik zaprosiła nas tym razem do wysłuchania pełnych swoistego uroku, ale także nie pozbawionych pieprzyku pikanterii, bo przecież wszystko działo się w przededniu Święta Zakochanych, utworów naszych klasyków. Był to całkiem inny, wyjątkowy wieczór poetycki, na którym zaprezentowano prawdopodobnie mniej znany szerszej publiczności wybór poezji klasyków kojarzonych ze szkolnych podręczników. Nie było poważnych napuszonych rymów, nie było romantycznego nawoływania i przysłowiowej martyrologii. Ze sceny popłynęły nietuzinkowe, a czasem wręcz niecenzuralne, zabawne i zaskakujące puenty i bardzo trafne spostrzeżenia. W tych niedyskrecjach i swawoleniu wspierali ją dzielnie Julitta Mroczkowska, Andrzej Krukowski i Krzysztof Arsenowicz. Podkładem muzycznym zajął się Jan Zieńko (gitara) oraz Sławek Maciejczyk (instrumenty klawiszowe).
Jak mogliśmy się przekonać nasi poeci nie byli wcale tacy nudni i uwzniośleni, ich uwagę zajmowały także bardziej przyziemne (obyczajowo-łóżkowe) sprawy. Można śmiało pokusić się o określenie, że byli niezłymi lubieżnikami i swawolnikami. Ze sceny mogliśmy usłyszeć w interpretacji wykonawców między innymi fraszki, wiersze i rymy Jana Kochanowskiego, Mikołaja Reya, Daniela Naborowskiego, Ignacego Krasickiego, hrabiego Aleksandra Fredry, Jędrzeja Załuskiego. Z bardziej nam współczesnych pojawiły się filuterne i frywolne utwory Juliana Tuwima i Tadeusza Boya Żeleńskiego z jego nieśmiertelną puentą “Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz!”. “Przebojem” wśród publiczności okazały się bałamutne i rozbrajające w swej szczerości fraszki krakowskiego satyryka Jana Izydora Sztaudyngera. Niestety, nie możemy zacytować wielu z nich, gdyż nie chcemy się narazić, ale co możemy powiedzieć po tym lutowym wieczorze to to, że na pewno dowiedzieliśmy się, że naturą Amora nie jest “amore” czyli miłość lecz czyny amoralne, a największym magnesem jest “magnes pięknego ciała”.
Oczywiście podczas wieczoru pełnego swawoli i rozprężenia obyczajowego nie mogło zabraknąć klasycznej pozycji liryki erotycznej jaką jest XIII księga “Pana Tadeusza”, której autorstwo przypisywane jest wielu osobom, my wysłuchaliśmy wersji Antoniego Orłowskiego. On – Tadeusz (Krukowski), Ona – Telimena (Kochanowska-Michalik), sceneria to ukryta przed ciekawskich wzrokiem Świątynia Dumania, a przyczyna całego zamieszania to dokuczliwe mrówki, których “wybieraniem” zajął się uczynny młodzian…
Atmosferę “kontrolowanej rozpusty poetyckiej” dopełniły reprodukcje aktów Adama Styki, udostępnione przez pana Antoniego Trzosa, które stanowiły tło dla odgrywających kolejne utwory aktorów.
Podsumowując “Walentynkowy wieczór z poezją” można z ręką na sercu potwierdzić, że moc żądz została wzmożona, a przy okazji mogliśmy nieźle się ubawić i pośmiać.
Na koniec, tylko u nas, napisana specjalnie na tę okazję fraszka Julitty Mroczkowskiej:
“Za młodu ciało na ołtarzu przyjemności kładę
By z wiekiem bez żalu cnót wszelkich być przykładem”.
IB