Czy w Chicago da się żyć?
Czy w Chicago da się żyć?
Wydawałoby się, że takie miasto jak Chicago powinno kwitnąć a ludzi chętnych w nim do zamieszkanie powinno przybywać a nie ubywać.
Przecież w końcu słyniemy z wielu wspaniałych rzeczy: mamy piękne centrum, wspaniałą panoramę miasta, Lake Shore Drive, Magnificent Mile, nawet geograficznie jesteśmy położeni w świetnym miejscu.
Mamy klimat umiarkowany, urodzajną ziemię, wspaniałe połączenia samolotowe, jezioro, które służy do przewozu towarowego, a także jest miejscem rekreacji i daje nam dostęp do wody pitnej. Mamy miliony ludzi chętnych do pracy, kolejne miliony nielegalnych emigrantów chętnych do pracy za bezcen, tysiące małych firm i setki wielkich – multimilionowych. A jednak nasze Chicago to całkowita klapa. Czy w Chicago w ogóle da się żyć?
W zeszłym roku więcej osób opuściło Chicago niż w nim zamieszkało. Pomimo tej niezliczonej ilości ludzi i firm odprowadzających podatki miasto nigdy nie ma wystarczającej ilości pieniędzy. Liczba przestępstw i morderstw rośnie, coraz większa liczba dzielnic i przedmieść staje się niebezpieczna a policja… No właśnie, wygląda na to, że jest całkowicie bezradna. A Chicago zamiast kwitnąć i zachęcać okazuje się totalnym bankrutem finansowym i moralnym.
Miasto okradają politycy, bez znaczenia na przynależność partyjną, jak i jego mieszkańcy.
Politycy napychają sobie kieszenie podpisując lukratywne transakcje handlowe, obsadzając na stanowiskach osoby im bliskie, a nie te, które rzeczywiście na dany stołek się nadają. Czy też wydają pieniądze podatników łatwą ręką na domowe remonty, naprawy aut, czy podróżę z całą rodziną itd. Jakby tego było mało, tylko niektórzy zostają skazani za swoje przestępstwa. Ale nawet wtedy, po odsiedzeniu kary, zatrzymują swoje rządowe pensyjki. Blagojevich jest czwartym gubernatorem naszego stanu jaki spędza czas więzieniu.
Mieszkańcy Chicago natomiast uczą się jak wykorzystać system. Nie raz słyszałam, że podatki tylko głupi płaci. Ci co tak mówią to chyba uczą się od polityków nami rządzących.
Na brak pieniędzy w kasie miasta jest zawsze wyjście – podwyżki podatków lub wprowadzenie nowych opłat i kar. Prawdziwy polityk zawsze wie jak załatać budżetową dziurę. Przecież od czego są podatnicy. Zastanawiam się jaka jest różnica między naszymi politykami a mafiozami zbierającymi haracz od biednych sklepikarzy. Jeszcze nie tak dawno, bo w późnych latach 70. na południowej stronie miasta nie brakowało mafiozów i sklepów czy stacji benzynowych atrap. Nic w nich nie było sprzedawane, tylko były miejscami spotkań mafijnych. Moi teściowe mieszkających w tamtych rejonach miasta w tamtych czasach mówią, że dzisiaj dokładnie tak wyglądają miejskie urzędy. Wchodzisz siedzi jakiś urzędnik, który pomocą nie chce służyć a polityk rzadko kiedy spotyka się z ludźmi, ale haracz za ziemię, sklep, wodę, itp. przyjmuje z uśmiechniętą gębą.
Wydawałoby się, że tylko przestępcy, w tym wliczam polityków, i gangsterzy czują się w naszym mieście dobrze. Na pewno czują się bezkarni.
Śmiem twierdzić, że winę w dużej mierze za taki stan naszego miasta ponosimy my – jego mieszkańcy. Po pierwsze to my wybieramy polityków nami rządzących. Więc jak wybierzemy to tak mamy. Po drugie, nam się również udzielił upadek moralny. Dbamy tylko o siebie, swoje dobro i zysk. Mamy głęboko gdzieś “bigger picture” jak to mówią Amerykanie. Nie jednoczymy się z miastem, krajem, kulturą. Często z bardzo prostego powodu: braku znajomości języka tego kraju.
Myślimy krótkowzrocznie jak dzisiaj coś dla siebie zachachmęcić, ale już nie myślimy o tym co zostawimy naszym dzieciom w spadku. Hmmm, jak tak dalej pójdzie to Chicago stanie się drugim Detroit, a nasze dzieci będą pałętać się po tym świecie w poszukiwaniu lepszego jutra tak jak wielu z nas to zrobiło opuszczając Polskę. Czy na prawdę takie jutro chcemy zgotować naszym pociechom?
Ewa Kalisz
Comments (0)