Chleba naszego powszedniego…
Chleba naszego powszedniego…
Żyjemy, jak to się mówi, w cywilizowanych czasach. Poznaliśmy różne tajniki dobrobytu – wiemy, jak wypłukiwać kasę z powietrza (tak zwane inwestycje), wiemy jakie lekarstwa zażywać, aby nie za bardzo chorować (tylko tak w normie, żeby lekarz też mógł przy nas przeżyć), wiemy, jak ważne jest zdrowe odżywianie, bo w końcu jesteś tym, co jesz. Inna sprawa, że różne demoniczne siły na tym świecie nie ułatwiają nam tego wyboru, no ale do tego to już powinniśmy się przyzwyczaić. Zapominamy jednak o tym, że nie samym chlebem człowiek żyje…
Tak, jak bardzo istotne jest to, co do swojego ciała wkładamy – co jemy, pijemy, wdychamy, wcieramy, itd. to tak samo ważne jest, co pochłaniamy naszym mózgiem. Innymi słowy – co czytamy, słuchamy, oglądamy czy dotykamy. Bo o ile to, co spożywamy, kształtuje to CZYM jesteśmy, to o tyle to, co przyswajamy przy pomocy umysłu, powoduje KIM jesteśmy.
Świat wydaje się popychać nas mniej lub bardziej natrętnie w kierunku tego, CZYM powinniśmy być. Ten model życia staje się coraz bardziej jednowymiarowy, ukierunkowany omal wyłącznie na natychmiastową gratyfikację o pospolitym wymiarze. Jakże łatwo jest powiększyć sobie piersi lub wszczepić więcej włosów i zaraz jesteśmy obsypywani komplementami, jak wspaniale wyglądamy. A kiedy ostatnio ktoś pochwalił piękno twojej duszy?
Za nami kolejny Konkurs Miss Polish America oraz Królowa Parady 3 Maja. Jak zawsze przepiękne Polki stanęły do zawodów, starając się zdobyć tą wymarzoną koronę. I jak zawsze organizatorzy z ogromnym zawzięciem i mniej lub bardziej profesjonalnie starali się pokazać te kandydatki od jak najlepszej strony. Ale odnosi się wrażenie, że pomimo różnego rodzaju pomysłów na wyeksponowanie innych walorów kandydatek, wszystko sprowadza się do tego, która z nich ma zgrabniejszy tyłeczek.
Piękno fizyczne jest oczywiście bardzo ważne. Dzięki niemu wielu malarzy, rzeźbiarzy i poetów znalazło natchnienie, które pozwoliło stworzyć im niezapomniane arcydzieła sztuki. Ale piękno fizyczne nie tylko jest wartością przemijającą, ale również, z zasady, nie jest żadną tych ludzi zasługą. To, że Bozia dała długie, proste nogi to nie jest żaden powód do dumy z jakiegokolwiek osiągnięcia. Już nie mówiąc o sztucznym biuście (czy w konkursie na Miss Tego i Owego można mieć sztuczny biust? I czy ktoś to sprawdza?).
Ja osobiście bardzo lubię patrzeć na piękne kobiety. To tak, jak wizyta w galerii sztuki. Uwielbiam klasyczne proporcje, smukłe linie szyi, delikatne dłonie, zmysłowo falujące oceany włosów spływające na smukłe ramiona. Dostaję dreszczy podniecenia na widok lekko wilgotnych warg, nie mogących doczekać się pocałunku, ogromnych błękitnych oczu, w których można utonąć, jak w leśnym stawie bez dna, smukłych palców, szukających rozkoszy po omacku…
A potem to arcydzieło piękna, to natchnienie artystów całego świata, ten absolutny wzorzec kobiecego piękna – przemawia: „To co? Idziem na tego drynia, czy jak?”…
Nie muszę chyba już tego tematu dalej rozwijać. Sądzę, że większość z nas była w takiej sytuacji. Być może niektórym to wcale nie przeszkadzało, bo może nie mieli innych oczekiwań albo takie zachowanie było dla nich normalne. Oczywiście używam tutaj celowo przesady, żeby podkreślić to, o czym jest ten felieton. Ale tak na serio, to powinniśmy jednak, od czasu do czasu, sprawdzić samego siebie. Czy samą siebie. Dbanie o swój wygląd jest ważne i jak długo nie jest to robione z jakimś fanatyzmem i jako jedyny cel sam w sobie – to jestem wręcz entuzjastycznie „za”. Ale to nie może – czy raczej nie powinno – być naszym jedynym celem.
Musimy zadbać też o rozwój duchowy. Albowiem nie ma nic bardziej odrzucającego niż piękne opakowanie, w którym spoczywa śmierdzące jajko. Jak dbać o rozwój duchowy? Bardzo prosto. Wystarczy poczytać naprawdę dobrą książkę (są takie listy najlepszych 100 książek), obejrzeć naprawdę dobry filmy (a nie takie badziewie jak „Barbie”), pójść do galerii sztuki (unikałbym tych nowoczesnych, bo tam często można się całkowicie rozminąć ze sztuką). Warto posłuchać naprawdę dobrej muzyki – zapewne tej klasycznej, jak Mozart lub Bach, a nie wycia i dudnienia współczesnych pseudo-muzyków typu Pink…
A jeżeli ktoś ma za mało czasu albo jest mu nie po drodze to wystarczy pójść do jakiegoś parku czy lasku i popatrzeć na piękno natury. Bo natura jest piękna w swojej istocie.
Na koniec taka dobra, krótka rada dla przyszłych organizatorów różnych konkursów Miss. Ja wiem, że to Polish-American To, czy Polish-American Tamto. Ale te dziewczyny w 99% urodziły i wychowały się w USA. Przestańcie wymagać od nich wypowiadania się po polsku. Te łamańce językowe wcale nie brzmią uroczo, ale wręcz boleśnie. Bo to są dobre człowieki, tylko nie umieć troszę jusz po polski… 😉
Marcin Vogel
Comments (0)