Co tu jest grane?
Co tu jest grane?
Sylwester za nami, na termometrach minusowe temperatury, za oknami (co jakiś czas) śnieg, a więc najwyższa pora, aby zacząć doroczny cyrk medialno-moralny pod tytułem Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
Emocje wzrastają w odwrotnej proporcji do termometru, poziom dyskusji z kolei opada poniżej arktycznej średniej zimowej, no i wszyscy mają coś do powiedzenia. Co zatem mam sobie żałować – też mogę wcisnąć tam moje trzy grosze.
Dla tych mniej zorientowanych w temacie – fundacja Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy istnieje od 1993 roku i ma za zadanie, statutowo, “działalność w zakresie ochrony zdrowia polegająca na ratowaniu życia chorych osób, w szczególności dzieci, i działanie na rzecz poprawy stanu ich zdrowia, jak również na działaniu na rzecz promocji zdrowia i profilaktyki zdrowotnej”. Szefem fundacji jest pan Jurek Owsiak. Wielka Orkiestra działa w oparciu o tak zwane lokalne sztaby na terenie całej Polski, ale również poza granicami, między innymi w Chicago. W tym roku nie obyło się bez wstępnej dramy, kiedy ukazało się obwieszczenie, że w tym roku Orkiestra nie będzie “grała” w Chicago. Podobno nie było chętnych do prowadzenia sztabu. Dotychczasowi działacze się “wypalili” bądź wypełnili swoje cele marketingowe i jakoś nikomu nie było śpieszno poprowadzić chicagowski sztab, bo jednak zawsze wiązało się to nie tylko z ogromem czasu, który na to trzeba poświęcić, ale też ze świeceniem oczyma za błędy i publicznym łajaniem ideologiczno-moralnym. Tym niemniej, w przysłowiowej ostatniej chwili zgłosił się woluntariusz, znany redaktor telewizji polonijnej, który zaoferował prowadzenie sztabu.
No i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie parę kwestii, które są dosyć kontrowersyjne.
Moim zdaniem, podstawową kontrowersją jest cel działania tej fundacji. To wysoce żenujące, że w obecnych czasach, w jakby nie było rozwiniętej cywilizacyjnie części świata, w jednym z większych krajów europejskich ma rację bytu fundacja, która zbiera fundusze na opiekę zdrowotną. Nie jestem zwolennikiem nadopiekuńczego rządu, ale to właśnie jedne z nielicznych psich obowiązków każdego rządu – zapewnienie opieki zdrowotnej swoim obywatelom. To zupełnie tak wygląda, jakby ktoś założył fundację mającą na celu dozbrojenie Wojska Polskiego, zaczął skupywać używane kałachy na całym świecie i wysyłać do MON-u. Totalny absurd.
Dwa – Wielka Orkiestra, tak jak większość fundacji, jest non-stop pomawiana o jakieś finansowe machloje. Były już sprawy sądowe w Polsce na ten temat. Jedne wyroki oczyściły fundację z zarzutów, inne je potwierdziły. Schemat finansowy fundacji jest bardzo zagmatwany, ci sami ludzie (często członkowie rodziny pana Jurka) siedzą w różnych zarządach podległej tej fundacji spółek i organizacji, a to wszystko otoczone jest kolosalnymi ilościami gotówki, co samo w sobie powoduje zawsze niezdrowe emocje.
Trzy – wiele osób uważa, że Fundacja tak naprawdę nie wywiązuje się ze swoich statutowych zadań, ponieważ znikoma ilość środków jest przeznaczana na zakup urządzeń medycznych, a większość pochłaniają wydatki administracyjne. Urządzenia medyczne – takie jak słynne inkubatory – są de facto wynajmowane (a nie darowane) szpitalom, a bardzo często nie są również całkowicie sprawne.
Ponadto dochodzi jeszcze cały wątek woluntariuszy, przedstawianych przez krytyków jako przemarznięte dzieci stojące na ulicach na mrozie, trzymające w odmrożonych rączkach czerwone puszki pana Owsiaka.
Ja widzę to w ten sposób: Żyjemy (podobno) w wolnym kraju. Mamy prawo wyboru. Jeżeli masz ochotę – wspieraj działalność Orkiestry. Jeżeli nie – to nie. Chcesz dać jakieś pieniądze – dawaj. Jeżeli robisz to po to, żeby ciebie wszyscy widzieli, strzelasz sobie fotki i wrzucasz na fejsa, to szkoda ciebie, bo jesteś tak zwany cienias, robiący to dla autoreklamy. Chcesz stać na rogu, na mrozie i machać puszką – stój. Robisz to po to, żeby za darmo wleźć na każdą możliwą imprezę polonijną – jesteś podwójny cienias.
Jeżeli fundacja pana Jurka, pomimo zbierania milionów złotych rocznie, dostarczyła nawet jeden inkubator, który uratowałby jedno życie ludzkie – to jest to lepsze niż nic. Mnie osobiście nie interesuje, czy pan Jurek ma trzy Mercedesy, czy trzy hulajnogi – jak ma dobrych doradców finansowych, to chwała mu za to. Jak kogoś to mierzwi – to przecież nie musi dawać mu kasy.
Ale jest jedna rzecz, której nie mogę osobiście odpuścić panu Jurkowi. A mianowicie jego publiczna postawa moralna. A precyzyjnie mówiąc jego motto: “Róbta, co chceta!”. To chwytliwe powiedzenie spowodowało już tyle zła i tragedii wśród młodych ludzi, że trudno to sobie wyobrazić. Alkoholizm, narkomania, dewiacje seksualne, satanizm, itd., itp. Kultowe postacie – a do takich Jerzy Owsiak z pewnością należy – mają jednak jakąś miarę odpowiedzialności za swoje zachowanie publiczne. Nawoływanie do odrzucenia jakichkolwiek wartości, szczególnie wśród młodych ludzi, którzy i tak są już najczęściej zagubieni, nie wskazuje na poczucie odpowiedzialności społecznej. A szkoda, bo można było połączyć szczytny cel ze szczytną drogą. Ale nie każdemu jest po drodze…
Marcin Vogel
Comments (1)