Cugowscy – Zaklęty krąg
Cugowscy – Zaklęty krąg
On, jako frontman Budki Suflera, zyskał status jednego z najważniejszych polskich wokalistów rockowych ostatnich czterech dekad. Oni z powodzeniem od 1997 roku budują swoją karierę pod szyldem Bracia. Jak twierdzą łączy ich nie tylko nazwisko, ale także wspólne fascynacje muzyczne. Teraz postanowili nagrać wspólnie album, zatytułowany Zaklęty krąg.
Jak doszło do powstania projektu Cugowscy?
Krzysztof Cugowski: Przymierzaliśmy się do tego od dawna. Do tej pory jednak różnie było z czasem. Jednak od półtora roku gramy razem, więc nie było problemu, aby to wykonać.
Wojtek Cugowski: Przyszedł po prostu dobry czas, bo tata zakończył pracę w Budce Suflera. My także byliśmy już dwa lata po premierze ostatniej naszej płyty, więc mieliśmy na to czas.
Piotr Cugowski: Do tego dzisiaj zarówno my jesteśmy mocni rynkowo, jak i tata jest mocny rynkowo.
Krzysztof Cugowski: Nie ma dysproporcji w sile rynkowej nas. Nikt nie powie, że ojciec ciągnie synów, ani że synowie ojca.
Podkreślacie, że wychowaliście się w tym samym domu, że macie podobne korzenie muzyczne. Słuchając płyty Zaklęty krąg nie sposób jednak nie zauważyć, że są pewne różnice. Bo z jednej strony nie brak tu utworów o hardrockowym charakterze w stylu Braci, ale z drugiej nie brak też rythm’n’bluesowych utworów przypominających o takich fascynacjach Krzysztofa Cugowskiego…
Piotr Cugowski: Oczywiście, że są różnice. Tata jest miłośnikiem muzyki rhythm’n’bluesowej i bluesowej, my bardziej jednak rockowej, ale to się wszystko dobrze wymieszało.
Krzysztof Cugowski: To się złożyło w jedną całość, więc nie było większych problemów. Część rzeczy jest bardziej w jedną stronę, część bardziej w drugą. Zrozumieliśmy się, jeśli chodzi o stylistykę, bo ja także lubię muzykę hardrockową, więc to dla mnie nie stanowiło jakiegoś wyzwania. Natomiast to spowodowało, że ta płyta jest stylistycznie niejednorodna. Co uważam, że jest dobre dla słuchacza.
Przystępując do pracy nad płytą Zaklęty krąg, dyskutowaliście o charakterze tej płyty?
Piotr Cugowski: Trochę tak, bo nie chcieliśmy, aby to było za bliskie Budki, ani Braci. I to się udało. Bo konstrukcja aranżacji jest troszkę inna, inna jest produkcja, ale też inna jest warstwa kompozycyjna. Wiedzieliśmy, że możemy tu sobie pozwolić na większe formy, że możemy sobie pozwolić aby trochę pomuzykować.
W nagraniu płyty wzięli udział muzycy, z którymi na co dzień pracujecie w ramach zespołu Bracia. Od samego początku takie było założenie?
Wojtek Cugowski: Tak, bo po pierwsze tak było najwygodniej, a po drugie, to że nasi muzycy są wszechstronni. Wiele lat dochodziliśmy do tego, aby mieć ten skład, takich muzyków, więc to było naturalne, że oni wzięli udział w nagraniach. Ale, że płytę sygnujemy we trójkę, zmienił się trochę układ sił. Tak jak w zespole Bracia panuje większa demokracja, tak tutaj my we trójkę narzuciliśmy kierunek. I myślę, że wyszło fajnie.
Piotr Cugowski: Chociaż jest to ekipa braciowa, od początku wiedzieliśmy, że musimy do tego inaczej podejść. I to zarówno do samej muzyki, jak i sprzętu. Jest kilku gości, jak Michał Urbaniak, który zagrał piękne solo na zakończenie płyty, jak Tomek Zień na organach Hammonda, są chórki, dęciaki, kwartet smyczkowy. Z sekcją dętą mieliśmy największy problem, ale w efekcie wsparliśmy się zdecydowanie czołówką w naszym kraju. Partytury rozpisał Wojtek Olszak. W nagraniu tej płyty wzięło udział dwadzieścia kilka osób. Więc jesteśmy z niej bardzo dumni i pełni pytań, co się z nią zadzieje po premierze.
Wojtek i Piotrek, wy wcześniej nie pracowaliście z sekcją dętą. Czy ta praca była dla was dużym wyzwaniem?
Piotr Cugowski: Przede wszystkim na początku nie wiedzieliśmy w ogóle jak się za to zabrać. Musieliśmy znaleźć ludzi, którzy potrafią grać takie rzeczy…
Krzysztof Cugowski: Co nie jest taką łatwą sprawą u nas.
Wojtek Cugowski: Ale sięgnęliśmy po najlepszych, jacy są w naszym kraju czyli Mariusza Mielczarka i jego sekcję. Oni grają wszystko. Poprosiliśmy Wojtka Olszaka aby rozpisał partytury. U nas jest tak, że jak w czymś nie czujemy się pewnie, to zawsze korzystamy z pomocy, bo chcemy mieć wszystko na najwyższym poziomie.
Krzysztof Cugowski: Na początku zastanawialiśmy się nad Memphis Horns, którzy są w zasięgu, ale okazało się, że czasowo by się to nie udało. Ponieważ ja mam większe doświadczenia z sekcją dętą niż moi synowie, na początku podchodziłem do tego sceptycznie, do nagrywania tego przez polskich muzyków, ale jak koledzy przysłali pierwsze próbki uznałem: „to jest dobre”.
Ale to jest tak, że ojciec wam podrzucał płyty i pokazywał, jak to ma brzmieć?
Piotr Cugowski: Nie, bo myśmy znali już te płyty od dawna (śmiech).
Krzysztof Cugowski: Ja mam bardzo złe doświadczenia sprzed lat, gdzie te nasze sekcje dęte grały u nas bardzo różnie, ale tutaj jestem pełen uznania, bo zagrali świetnie. Jak się bierze udział w życiu muzycznym tego kraju do czterdziestu lat, to ma się wyrobione zdanie na różne sprawy. Jednak niekiedy, niektóre z nich zmieniają się na lepsze. I to jest jedna z nich.
Piotr Cugowski: To jest grupa muzyków, która gra razem. Ja ich poznałem podczas wspólnych występów z orkiestrą Adama Sztaby. Usłyszałem ich na próbie, gdy sami sobie ćwiczyli, jeszcze bez nagłośnienia i od razu wiedziałem, że są w stanie nam pomóc.
Materiał, który znalazł się na płycie Zaklęty krąg od razu powstawał z myślą o tej płycie, czy po prostu pracowaliście nad kolejnymi piosenkami, później selekcjonując je, które mają trafić na płycie Braci, a które na płytę Cugowskich?
Wojtek Cugowski: Komponowaliśmy z myślą o tym konkretnym projekcie, ale sporo utworów nam jeszcze zostało. Spotykaliśmy się w różnych konfiguracjach pracując nad pomysłami, które ktoś przyniósł. Dużo improwizowaliśmy, więc te utwory zrodziły się w różnych okolicznościach. I jak mówię, sporo materiału jeszcze zostało i pewnie on będzie jeszcze gdzieś użyty, ale na razie jesteśmy skupieni na tej płycie.
Piotr Cugowski: Myślę, że z tego materiału, którego zostało naprawdę sporo, będzie także coś na nową płytę Braci. To był fajny i płodny czas. Gdzieś pomiędzy innymi zajęciami przyleciał do nas Doug Pinnick z King’s X, więc też zrobiliśmy z nim numer. Do tego całą płytę nagrywaliśmy między koncertami, co również sprawiło, że trwało to długo i wymagało sporo siły, aby dać radę.
Wojtek Cugowski: Ale fakt, że nagrywaliśmy to w swoim studiu sprawił, że nie było presji, nie było ram czasowych, mogliśmy więc próbować to nagrywać na różne sposoby.
Piotr Cugowski: Posiadanie własnego studia było decydujące dla charakteru tej płyty. Bo mogliśmy rozwinąć pewne formy, pobawić się, poeksperymentować. W takim wynajętym na godziny komercyjnym studiu nie można sobie pozwolić na eksperymenty, trzeba wejść przygotowanym i nagrywać.
A to nie jest tak, że brak presji czasowej sprawia, że macie ochotę pracować w nieskończoność?
Wojtek Cugowski: Niby tak, ale słuchając tej płyty naprawdę nie mam poczucia, że coś można było zrobić lepiej czy inaczej. Tutaj słychać, że grają prawdziwi muzycy i pomimo stylistycznego rozstrzału, to jednak jest to w jakimś stopniu jednorodne.
Do piosenki Znów pora w drogę tekst napisał Adam Sikorski, autor odpowiedzialny za te wczesne i najbardziej kultowe utwory Budki Suflera. Sam utwór również ma coś z klimatu tej wczesnej Budki Suflera…
Krzysztof Cugowski: Może. To jest taka prosta bluesowa ballada, tu nie ma cudów. Ale tekst jest bardzo fajny. Adam miał zupełnie wolną rękę, nikt mu nic nie sugerował. Zresztą tak z nim było zawsze.
Poza Adamem Sikorskim, za teksty na płytę odpowiedzialni są stali współpracownicy Braci czyli Wojciech Byrski i Jerzy Szela Stankiewicz...
Piotr Cugowski: Na naszą poprzednią płytę Braci Jurek napisał tylko jeden tekst, ale wiedzieliśmy, że przy tej będzie czuł się jak ryba w wodzie. Bo wiedzieliśmy, że to jest facet, który słucha takiej muzyki, więc wiedzieliśmy, że z numerami o zabarwieniu bluesowym, poradzi sobie znakomicie. I tak się stało. Jurek zna nas od trzydziestu lat, wie jacy jesteśmy i wie co zrobić, aby dany tekst był ciekawszy. Są utwory poważniejsze, ale też jest taki Jackie D., który jest bardziej frywolny. Wiedzieliśmy, że musimy zaprosić ludzi, z którymi dobrze się znamy. Dlatego Adam Sikorski, który niejednokrotnie w przeszłości współpracował z ojcem. Nie chcieliśmy eksperymentować z kimś, kogo w ogóle nie znamy, bo to mogłoby trwać w nieskończoność.
Wojtek Cugowski: Jurek nie miał łatwo, ale wiedzieliśmy, że świetnie sobie poradzi z takimi utworami jak Jackie D. czy Mercedes Blue, bo on siedzi w tej nomenklaturze. To nie są rzeczy mega wymóżdżone, ale mają w sobie tę plastyczność i to są po prostu dobre teksty.
Piotr Cugowski: Z kolei Wojtek Byrski pisał do utworów bardziej rockowych, bardziej melodyjnych, bo wiedzieliśmy, że jest w tym dobry. Nie chcieliśmy, aby praca nad tą płytą była dla kogoś mozołem. Chcieliśmy u każdego wykorzystać to co ma naturalne i w czym dobrze się czuje.
W tekstach Wojciecha Byrskiego, jak chociażby w utworze Na czas, słychać nostalgię. Takie były wasze oczekiwania związane z jego tekstami?
Krzysztof Cugowski: Ja szczerze mówiąc w ogóle gościa nie znam i nie zamieniłem z nim słowa. Ale on zna sytuację między nami, jak to się toczyło, zna repertuar, zarówno mój z przeszłości, jak i chłopaków, więc w tych tekstach pojawił się wspólny mianownik. Dlatego one są do zaakceptowania zarówno przez synów, jak i przeze mnie.
Piotr Cugowski: Wojtek jest szybki i to jest jego zaleta. Gdy podejmuje się napisania tekstu, nie trzeba czekać tygodniami. Zdarza się też, że pisze kilka propozycji do jednego utworu. Bo nie zawsze się udawało za pierwszym razem. Ale to jest bardzo sprawny tekściarz, aktualnie jeden z najpłodniejszych w kraju.
W nagraniu płyty, w utworze Znów pora w drogę, wziął także Krzysztof Cugowski jr., który jeszcze nie zapisał się na scenie muzycznej. Skąd taki pomysł?
Krzysztof Cugowski: Uznaliśmy, że ponieważ jest to płyta sygnowana nazwą Cugowscy, to mój najmłodszy syn także powinien wziąć w tym udział. Nie mógł brać udziału w sposób czynny, bo mieszka za granicą, ale zostawił swój ślad. Jest w Anglii, w liceum i dopiero zaczyna swoją przygodę z muzyką. Jeszcze długie lata nauki przed nim, ale ma całkiem fajny debiut z rodziną.
Dlaczego Zaklęty krąg?
Wojtek Cugowski: Bo chyba najlepiej ze wszystkich oddaje idę tego projektu. Łączy nas tak wiele rzeczy, jesteśmy najbliższą rodziną, mamy podobne spojrzenie na wiele spraw, mamy podobne korzenie muzyczne, więc – co dobrze obrazuje klip do tej piosenki – nawet jak się jakiś czas nie widzimy, to potem gdy się spotykamy, jest między nami sztama. To są bliscy sobie ludzie, którzy tylko w tym gronie mogą sobie wytłumaczyć pewne rzeczy.
W tym utworze można usłyszeć: Zaklęty krąg zakreślam wciąż/ Tak jak przede mną po mnie będzie ktoś/ Jak ty… Rozumiem więc, że jest to także symboliczne przekazanie pałeczki?
Wojtek Cugowski: Tu nie chodzi o żadne karykaturalne podejście do tematu, ale tak jest, że prezentujemy dwa różne pokolenia i to jest cała filozofia.
To właśnie utwór tytułowy wybraliście do promocji albumu. Muszę przyznać, że może to być nieco mylący sygnał, bo jednak cała płyta ma mniej radiowy charakter…
Wojtek Cugowski: Zawsze lubiliśmy melodie i to jest najbardziej melodyjny utwór na płycie, który akurat wybraliśmy do promocji.
Krzysztof Cugowski: I dobrze się stało, bo gdybyśmy wypuścili coś innego, to byłby pierwszy i ostatni nasz kawałek na antenie. Bo to nie jest płyta adresowana do młodych panienek do trzynastego roku życia (śmiech).
Jest także na płycie kwartet smyczkowy The Summer String Quartet, który można usłyszeć w finałowym utworze Spragnieni. Skąd pomysł, by wprowadzić także instrumenty smyczkowe?
Piotr Cugowski: Piotrek Ostrowski, który zawiaduje tym kwartetem, to jest mój kolega z ławki szkolnej. Oprócz tego, że robi inne rzeczy, ma także kwartet smyczkowy. Dlatego, również w ramach ukłonu dla taty, postanowiliśmy wprowadzić w tym utworze instrumenty smyczkowe. Solo na finał utworu zagrał Michał Urbaniak.
Skąd pomysł by w ogóle zadzwonić akurat do Michał Urbaniaka?
Krzysztof Cugowski: Znam tylko jednego skrzypka, który potrafi grać na skrzypcach elektrycznych. Jest nim właśnie Michał Urbaniak. A poza tym myślę, że jak grał u Milesa Davisa, to z sobie poradzi (śmiech).
Jak wyglądał proces twórczy przy tej płycie?
Piotr Cugowski: Ta płyta powstawała na próbach. Nie powstawała w komputerze, nie w głowach, a z instrumentami w ręku. Cały proces komponowania tej płyty trwał trzy miesiące i wszyscy byliśmy w niego zaangażowani. Sporo eksperymentowaliśmy, próbując różnych rozwiązań, jak na przykład cigar box w ostatnim utworze.
Krzysztof Cugowski: Pojawił się też chłopak, który świetnie zagrał na Hammondzie…
Wojtek Cugowski: Z Tomkiem Zieniem miałem okazję kilkakrotnie współpracować przy okazji koncertów Tribute To Deep Purple. Pamiętam, jak organizowałem pierwszy z nich, to zastanawiałem się, kogo wziąć na organy Hammonda. Wiadomo, myślałem o Wojciechu Karolaku, ale zastanawiałem się też czy jest jakiś młody chłopak, który jest w stanie zagrać blisko tego, jak grał Jon Lord. Trafiłem na niego przypadkowo w 2008 roku i od tej pory jesteśmy w kontakcie. Jak już nagrania dobiegały końca, wiedziałem, że Tomek powinien zagrać na tej płycie. Bo ma prawdziwy instrument, kolumnę Leslie itd. Przyjechał, zagrał i nie pozostawił żadnych wątpliwości.
Na ile ważną rolę przy tym albumie pełnił Marcin Trojanowicz, który jest współproducentem Zaklętego kręgu?
Piotr Cugowski: Oczywiście jako realizator odegrał ważną rolę w kwestii brzmieniowej, ale wkład w produkcję mieliśmy wszyscy. Na przykład te dwa utwory, Mercedes Blue i Weź moją duszę, nadzorował głównie tata.
Krzysztof Cugowski: Oczywiście były różne rafy, które musieliśmy przebyć nagrywając tę płytę. W studiu w którym nagrywaliśmy, są głośniki Genelec średniej wielkości. Myśmy kiedyś mieli w studiu takie duże głośniki Genelec. To są fantastyczne głośniki, tylko na nich nie wolno zgrywać. Absolutnie. To są głośniki, które każdy człowiek słuchający muzyki powinien mieć w domu, bo co się na nich nie puści, to gra fantastycznie. A tak nie jest. I przez to mieliśmy na finiszu mały problem. Bo okazało się, że tu czegoś było za dużo, a czegoś innego za mało. Bo jak zaczęliśmy tego słuchać w różnych miejscach, na różnych zestawach, które znamy, to się okazało, że nie jest tak dobrze, jak się nam wydawało. Ale na szczęście to się dało wszystko sprawnie skorygować.
Wojtek Cugowski: Cała akcja wynikła na przyjęciu, które miało być zwieńczeniem pracy nad płytą. Pamiętam, że siedzieliśmy u taty w domu i mówiliśmy: O Jezu, ile jeszcze trzeba poprawić… Marcin Trojanowicz siedział załamany, bo wszyscy mówili: Kurde, wszystko jest do poprawienia. Ale oczywiście on się z tym uporał dosyć szybko.
Krzysztof Cugowski: To nie chodziło o proporcje, a o tzw. ukręcenie dołu. Pamiętam, że chodziliśmy nawet słuchać w samochodzie. Choć, tam na pewno będzie inaczej. Niestety nie było inaczej (śmiech).
Występujecie w tym trzyosobowym składzie już pod półtora roku. Jak do tej pory wyglądały wasze wspólne występy?
Wojtek Cugowski: Graliśmy swój repertuar Braci, a poza tym graliśmy kilka piosenek Budki Suflera. Jak Pieśń niepokorną, Sen o dolinie, Cień wielkiej góry, Memu miastu na do widzenia, Młode lwy…
Krzysztof Cugowski: Te najbardziej rockowe kawałki, które były kompatybilne z ich repertuarem. Bo gdybym wyszedł i zaśpiewał Piąty bieg, to byłoby komicznie.
Wojtek i Piotrek, wy pracowaliście nad tą płytą w dobrze znanym sobie otoczeniu. A na ile praca nad tym projektem różniła się dla Krzysztofa Cugowskiego od pracy z Budką Suflera?
Krzysztof Cugowski: To można by porównać do tego jak Budka Suflera pracowała w latach siedemdziesiątych, w okresie dwóch pierwszych płyt. Ale już nigdy więcej. Więc pod tym względem to nie było mi obce. Tutaj nikt się nie napinał na to, że mamy nagrać płytę z dwunastoma przebojami, które mają podbić radio, telewizję i młodocianych obojga płci. Takie samo nastawienie mieliśmy nagrywając z Budką Cień wielkiej góry i Przechodniem byłem między wami. Nagrywaliśmy to, co uważaliśmy za stosowne, w sposób jaki uważaliśmy, że ma być i nikt się nie zastanawiał komu to się spodoba i czy w ogóle. I tamten repertuar się broni do dziś w różnych konfiguracjach. Łącznie z konfiguracją symfoniczną, bo mam taki projekt, w którym śpiewam kilka utworów budkowych zaaranżowanych na orkiestrę. Łącznie z Szalonym koniem. Bez żadnych bębnów, gitar, tylko rozpisane na orkiestrę. Robi to szokujące wrażenie. Dyrygent powiedział do mnie: Proszę pana, to jest wielkie dzieło symfoniczne. Odpowiedziałem mu: A wie pan, że to było zrobione na dwie gitary i bęben? Patrzył na mnie, na bank myśląc, że zwariowałem. Tak, ten repertuar z lat siedemdziesiątych broni się do dzisiaj.
Piotr Cugowski: Pamiętam, jak graliśmy z Budką na Przystanku Woodstock, gdzie zespół zagrał właśnie te wszystkie klasyczne kompozycje, włącznie z Szalonym koniem. To była masakra.
Czemu zatem Budka Suflera tak długo zwlekała z powrotem do tamtego repertuaru?
Krzysztof Cugowski: W momencie, kiedy upadł pomysł podbicia świata piosenkami typu Takie tango i Bal wszystkich świętych, to trzeba było wrócić do tego, co było właściwe. Nie ukrywam, że przez ostatnie kilka lat próbowaliśmy odbudować tę charyzmę zespołu rockowego, którą straciliśmy przez repertuar taki, jaki graliśmy. Z drugiej strony na tym repertuarze zarobiliśmy jak na polskie warunki bardzo poważne pieniądze. Więc pojawił się dylemat. Bo z jednej strony był szacunek dla repertuaru, który przyniósł mi stabilizację finansową, a z drugie strony to spowodowało, że ludzie zapomnieli, że byliśmy kiedykolwiek zespołem rockowym. W związku z tym, od 2011 roku, kiedy ustaliliśmy, że próbujemy to jeszcze jakoś odmienić i pokazać publiczności, że oprócz skocznych piosenek, potrafimy pisać poważne utwory rockowe. Zagraliśmy tych koncertów dosyć dużo i dla wielu osób była to niespodzianka. Pamiętam, że graliśmy kiedyś w Warszawie, grały z nami jakieś zespoły i pytały siedzącego tam Tomka Lipińskiego: Ty, co oni tam grają? Jak to co? Swój repertuar z lat siedemdziesiątych. Byli w szoku. Ale prawdą jest, że gdybyśmy nie wykonali pewnych ruchów, to nie przetrwalibyśmy tych czterdziestu lat. Dlatego ja ich nie deprecjonuję. Tyle, że ja jestem wokalistą rockowym i nigdy nie ukrywałem, że te popowe rzeczy nie do końca mi odpowiadały. Ale nie mówię o tym źle, bo dzięki nim mogłem sobie na przykład pozwolić na taką płytę, jak teraz, z synami.
Materiały: Cugowscy i promotorzy grupy