„Dopóki piorun nie uderzy” – porady doktora Gorodeckiego
„Dopóki piorun nie uderzy” – porady doktora Gorodeckiego
„Dopóki piorun nie uderzy”
Spostrzeżenia lekarza flebologa A. Gorodeckiego.
Skąd taki tytuł? Żeby to wyjaśnić, zacznę od razu od przykładu z życia.
Pacjentka w wieku około 60 lat była u nas na wizycie gdzieś na początku lata. Po badaniu USG okazało się, że ma poważnie chore żyły. Do tego miała też wszystkie objawy towarzyszące chorobie, tj. bóle, uczucie ciężkości w nogach, skurcze, obrzęki. Wiecie, że lubię wszystko dokładnie wyjaśnić pacjentom, a nawet pokazać im, jak wyglądają ich żyły. I tej pani też wszystko wytłumaczyłem i zaleciłem przeprowadzenie laserowego leczenia żylaków w połączeniu ze skleroterapią. Ale ona powiedziała, że bardzo boi się leczenia, że „nie lubi chodzić po lekarzach” (bardzo podoba mi się to wyrażenie u moich pacjentów; tak w ogóle to ja też, jak i wszyscy inni, nie lubię chodzić po lekarzach), że nie jest wytrzymała na ból i że jej córka jest przeciwna jakiemukolwiek leczeniu żylaków. I poszła, nie zwracając uwagi na to, że zalecałem jej nie odkładać leczenia.
Minęło lato i jakieś półtora tygodnia temu wróciła do nas. A z czym? Przyszła poza kolejką z silnym bólem nogi, obrzękiem i zaczerwienieniem. Tak ją bolało, że przestraszyła się nie na żarty. I pierwszymi jej słowami były:
„Panie doktorze, proszę pomóc mi jak najszybciej. Tak bardzo mnie boli, że już nie mogę tego wytrzymać. To na pewno zakrzep”.
Jej przeczucia potwierdziło USG – w starej bardzo chorej już żyle rzeczywiście utworzył się obszerny zakrzep ze stanem zapalnym samej żyły. Tę żyłę widziałem już podczas wcześniejszej wizyty na początku lata – widziałem bardzo spowolniony przepływ krwi i poważną niewydolność żylną. Dlatego zaleciłem natychmiastowe leczenie. I gdyby zostało ono przeprowadzone wtedy, czyli w odpowiednim czasie, nie doszłoby do takich powikłań. Poza tym pacjentka na początku próbowała leczyć się na własną rękę w domu: smarowała nogi przeróżnymi maściami, a tam, gdzie ją bolało, robiła sobie masaż. Bez efektów. Dobrze, że jeszcze bardziej sobie tym nie zaszkodziła – miejsca, w którym powstał zakrzep, nie wolno masować ani leczyć samemu, gdyż zakrzep może się oderwać i dostać do serca lub do mózgu. Ostatecznie wszystko skończyło się dla niej dobrze – leczenie dobiega końca, ból przeszedł, obrzęk zniknął. Teraz jest zadowolona i sama z siebie się śmieje, że tak bardzo się bała i nakręcała się niepotrzebnie, że niby lepiej cierpieć, niż się leczyć.
I tu chciałbym podkreślić coś ważnego: jeśli naprawdę masz powody, żeby martwić się o swoje nogi, tj. wskazują na to objawy, wyraźnie widać żylaki, a wyniki badania USG jednoznacznie potwierdzają konieczność leczenia, nie składaj nikomu niepotrzebnych obietnic w stylu „Będę to dzielnie znosić – dopóki nie uderzy piorun!”. Po co? Żeby doprowadzić do powstania komplikacji? Żeby pozwolić chorobie rozwinąć się jeszcze bardziej i żeby lekarzowi utrudnić pomoc? Kiedy taki pacjent przyjdzie, to nie wiadomo od której żyły zacząć, bo wszystkie są już w bardzo złym stanie. Łatwiej jest pomóc choremu, który w porę reaguje na objawy.