George Floyd – złodziej, przestępca, narkoman, czyli światowy idol
George Floyd – złodziej, przestępca, narkoman, czyli światowy idol
Kiedy już większości myślących ludzi wydawało się, że osiągnęliśmy apogeum absurdu, dowiedziono, że można pójść jeszcze dalej. Jak się okazało, polityczna poprawność, w której psychicznie chore jednostki, nie potrafiące określić swojej przynależności seksualnej i domagające się tytułowania ich specjalnymi przyimkami, czy pseudo-pandemie nieuchwytnego wirusa powodującego bezobjawowe zakażenia, albo klasyczny syndrom poczucia “białej winy” wobec czarnych – to wszystko nic w porównaniu z panującym obłędem dotyczącym śmierci pewnego czarnoskórego kryminalisty.
Oszczędzę Państwu i sobie przytaczania okoliczności śmierci tego społecznego wyrzutka, bo media masowego ścieku wciskają nam to w uszy już od paru tygodni. Odsyłam do mojego poprzedniego artykułu pod tytułem “Niewinny”, który można znaleźć na stronie www.tygodnikprogram.com. Poświęcę natomiast trochę czasu na analizę reakcji na jego jakże prozaiczną śmierć. Nie dlatego, że (jak zapewne Państwo się domyślacie) sam fakt jego odejścia jest godny nawet dwóch słów, ale ze względu na fascynujące zachowanie pewnych grup społecznych.
Wkrótce po obwieszczeniu wszem i wobec śmierci Georga, propagandowa machina globalnego prania mózgów wskoczyła na pełne obroty. Finansowane przez Sorosa bojówki Antify zostały rozesłane po większych miastach Ameryki i przystąpiono do systematycznych rozbojów i grabieży, w której jakże chętnie uczestniczyła czarna dzicz z okolicznych gett. Bo przecież nic nie wyraża bardziej dobitnie poczucia rasowej niesprawiedliwości, jak okradanie sklepów Louis Vuitton lub Nike. A i 75-calowy telewizor też złagodzi ból społecznej represji.
Nie winię Antify za prowokowanie aktów wandalizmu. Są przecież za to nieźle opłacani. Nie winię czarnych za to, że kradną. To niezdolni do jakiejkolwiek refleksji przestępcy. Natomiast fascynuje mnie zachowanie – wydawałoby się – inteligentnych, wykształconych, białych ludzi. Ten cały cyrk, w którym biorą oni udział, a często sami go kreują. To lanie krokodylich łez, klękanie, bicie się w pierś, przeznaczanie milionów dolarów na walkę z rasizmem. To bezkrytyczne robienie idola ze zwykłego oprycha jest absolutnie niebywałe.
Stany Zjednoczone mają niestety już niechlubną tradycję takich zachowań. Kiedy w latach 80. panowała epidemia HIV, media szukały jakiejś znanej postaci, która mogłaby się stać twarzą walki z wirusem. Poszukiwania skończyły się na dwóch kandydatach: Arthur Ash i Magic Johnson. Obaj czarni, obaj sportowcy, obaj zakażeni HIV. Sądzę, że mało kto słyszał o pierwszym. Arthur Ash był wykształconym dżentelmenem, tenisistą, przykładnym ojcem rodziny. Został zakażony w szpitalu, w wyniku transfuzji krwi po operacji na serce. Magic Johnson był prymitywnym osiłkiem, który miał umiejętność uganiania się po boisku i wrzucania piłki do kosza. HIV otrzymał w wyniku poza ślubnych relacji seksualnych z setkami kobiet, o czym mówił publicznie z dużą dozą dumy. Kogo wybrały media na symbol walki z HIV? Tak, zgadliście Państwo – głupawego osiłka, który notorycznie zdradzał swoją żonę.
Przed naszymi oczyma rozgrywa się preludium do Armagedonu. Siły dobra i zła, siły światła i ciemności, walczą o panowanie nad światem. Ta walka była przygotowywana od wielu lat, jeśli nie pokoleń. Właściwi ludzie, poustawiani na właściwych stanowiskach, metodycznie wprowadzają w życie plan księcia ciemności. Ich metody są bezkompromisowe i pozbawione jakichkolwiek etycznych podstaw. Genetycznie modyfikowane jedzenie, które nas osłabia, lekarstwa i szczepionki, które nas zabijają, promieniowanie elektromagnetyczne z wież mikrofalowych, zatruta fluorem woda, kosmetyki pełne aluminium, fałszowana historia, metodyczne pranie mózgów dzieciom w szkole, politycznie poprawne gułagi w miejscach pracy…
Czy rzeczywiście siły ciemności mają więcej zwolenników niż siły światła? Nie sądzę. Ale siły zła kwitną tam, gdzie prawi ludzie nic nie robią. Czy ze strachu, czy też z lenistwa. To tak, jak z chwastami w ogródku.
Często słyszę, że jestem odważny pisząc i mówiąc takie rzeczy. Często jestem pytany, czy się nie boję? Ja nie uważam, że jestem odważny. Po prostu jestem szczery. I nie boję się nikogo i niczego, poza Bogiem. Czego i Wam szczerze życzę… Fiat voluntas tua!
Marcin Vogel
Comments (6)
Tygodnik Program – Polish weekly in Chicago