Jak umierają „bogowie”
Jak umierają „bogowie”
Okazuje się, że znany polityk polskiego pochodzenia Zbigniew Brzezinski, doradca prezydenta Cartera miał rację. Kiedyś głosił teorię o konwergencji skrajnie różnych systemów politycznych. Twierdził, że toczące wojnę antagonistyczne państwa, na skutek wprawdzie nieprzyjaznego, ale bliskiego kontaktu, coraz bardziej się do siebie upodabniają. Podział świata na demokratyczny zachód i komunistyczny wschód dawno już nie istnieje.
Teraz triumfuje, bliżej nieokreślona, mieszanka tych dwóch systemów i objawia się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Josef Wissarionowicz Stalin zmarł 5 marca 1953 roku w swojej rezydencji w Kuncewie. Historycy ustalili, że leżał na podłodze kilkanaście godzin, po wylewie, bez pomocy bo nikt nie chciał się narazić dyktatorowi. Zanim wiadomość dostała się do opinii publicznej minęło trzy dni. Przez ten czas zausznicy Stalina kluczyli i mydlili prawdę, aby rozstrzygnąć sprawę sukcesji oraz zapanować nad tym co mogła wywołać śmierć nieśmiertelnego wodza.
O Leonidzie Breżniewie – innym I sekretarzu KPZR przez lata krążyły wiadomości wskazujące na jego kiepskie zdrowie graniczące z niemożnością sprawowania władzy. „Związek Radziecki przeprowadził demonstrację siły. Breżniew zrobił 10 kroków bez niczyjej pomocy”. „Od czego zaczyna się dzień na Kremlu? Od reanimacji Breżniewa”. „Dlaczego Breżniew musi spać na stojąco? Żeby kwas nie wylał mu się z akumulatora” – takie i podobne dowcipy powtarzano sobie nie tylko w Polsce, ale też w całym bloku sowieckim. Bohater tych bezlitosnych żartów zmagał się z nowotworem szczęki i chorobą wieńcową, przeszedł parę niewielkich wylewów i co najmniej jeden rozległy. Ludzie powtarzali kawały i znów ta prawda wyszła dopiero po jego śmierci. Prawie każdy dyktator, bez względu na kraj zawsze ukrywał prawdę o stanie zdrowia. Nie chcieli i nie chcą naruszyć swojej „boskości” i sprawiali wrażenie, iż wierzą w swoją „nieśmiertelność”. Uważali i uważają zgodnie, że takie informacje szkodzą ich władzy.
Rzeczywiście społeczeństwa nie chcą być rządzone przez ludzi ułomnych fizycznie i na umyśle. Demokracje różnią się właśnie od systemów dyktatorskich m.in. tym, że władza jest pod uważną obserwacją opinii publicznej i nie ma ona prawa ukrywać istotnych dla niego informacji.
Hillary Clinton kandydatka na prezydenta Stanów Zjednoczonych 11 września opuściła nagle, w połowie ceremonii, uroczystości związane z obchodami ataku terrorystycznego na WTC. Z trudem doszła do samochodu, by u jego progu osunąć się na ziemię. Schwytana pod pachy przez ochroniarzy została dociągnięta do vana po czym została wniesiona do środka.
Zanim nagranie video trafiło na internet biuro prasowe kandydatki ogłosiło, że Hillary zasłabła w wyniku odwodnienia i wysokiej temperatury. Akurat tego dnia nie było gorąco bo zmierzono na Manhatanie niecałe 80 stopni F. Po tym jak film z jej dziwnego zachowania trafił na youtube, a wyglądało to tragicznie, doradcy Clintonowej zmienili wersję i powiedzieli, że cierpi ona na zapalenie płuc i bierze antybiotyki. Jej stan miał zaraz wrócić do normy. Po południu tego dnia urządzono pokaz siły kandydatki przed domem jej córki na Manhatanie. Ruszała się żwawo i odegrała scenę z dzieckiem. Następnego dnia przerwała jednak kampanię na dwa dni.
Od dawna krążą pogłoski o chorobie Hillary Clinton. Miała ona 2012 przejść operację usunięcia guza na mózgu i od tego czasu ma narastające problemy neurologiczne. Mówi się o postępującej chorobie Parkinsona. Wielokrotnie miała mdleć, a kilkakrotnie publikowano jej zdjęcia pokazujące dramatyczną niesprawność. Mówi się, ze z powodu choroby zrezygnowała z drugiej kadencji funkcji sekretarza stanu. To być może jednak było związane z przygotowaniami do kandydowania na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mimo ponawianych medialnych pytań o stan zdrowia, Hillary Clinton nigdy nie chciała opublikować oficjalnego wyniku swoich badań. To dolewało i dolewa oliwy do ognia podejrzeń. Wygląda to na skrywanie prawdy i tak dochodzimy do obyczajów sowieckich, gdzie oszukiwanie społeczeństwa na temat stanu zdrowia przywódców było sposobem działania i dopiero śmierć odsłaniała i to nie do końca historię dolegliwości dyktatorów.
Mimo nieograniczonych środków materialnych, dostępu do najnowszych metod leczenia, rządzący nie są w stanie uczynić siebie nieśmiertelnymi. Niestety obyczaje sowieckie, zgodnie z prawem konwergencji, coraz mocniej infekują demokrację amerykańską, której siła brała się z otwartości w życiu publicznym. Leonid Breżniew stał się symbolem zakłamania zdrowotnego, ale też jego dolegliwości miały wpływ na cały kraj. Ostatnie lata jego panowania były żenujące i wpłynęły na upadek Związku Sowieckiego. Wybór Hillary Clinton na prezydenta, która skrzętnie ukrywa faktyczny stan swojego zdrowia, może skończyć się tym samym – paraliżem władzy w czasach kiedy świat wkracza w coraz większe tarapaty.
Andrzej Rogalski