Jak zapobiec kolejnej masakrze?
Jak zapobiec kolejnej masakrze?
W obliczu takich tragedii jak ta, kiedy parę tygodni temu młoda osoba wtargnęła do prywatnej szkoły kościelnej w Nashville i zabiła sześć osób, chcę się wołać o pomstę do nieba i natychmiastową akcję ze strony polityków.
Niestety ani jedno, ani drugie nie powstrzyma tych aktów szaleństwa. Istnieje co prawda sposób na prawie całkowite zatrzymanie tych aktów, ale na pewno się Wam to nie spodoba… Nie spodoba sią Wam to, ponieważ wymagałoby to od każdego z nas, abyśmy coś zrobili osobiście. Jakże łatwiej jest wyć, aby ktoś (politycy) zrobił coś (wprowadził nowe prawo). Dużo trudniej jest ruszyć własny tyłek…
A oto propozycja: zacznij zauważać wokół siebie tych, którzy wyglądają na odizolowanych i zagadaj do nich. Proste. I nie. No co ty, gadać z obcym? Może to jakiś wariat? Widziałaś, jak ma przekłute wargi? A ten kolor włosów?? Jeżeli każdy z nas byłby w stanie okazać innemu bezinteresowną życzliwość, żylibyśmy w środowisku, w którym nikt nie jest porzucony. A uwierz mi – przeważająca ilość tych makabrycznych strzelanin ma swoje źródło w poczuciu beznadziejnej samotności.
Człowiek jest zwierzęciem stadnym, normalne obcowanie z innymi ludźmi jest mu niezbędne do zachowania psychicznej równowagi. Święci pustelnicy potrafili nad tym zapanować, ale dlatego jest ich tylko garstka. Alfred Adler, założyciel znanej chicagowskiej szkoły psychologicznej, którą miałem zaszczyt ukończyć wiele lat temu, opracował teorię przynależności grupowej. Każdy chce (a zatem – musi) czuć się częścią większej całości. Kiedy tej przynależności brak, wpadamy w panikę, szał, depresję lub jakąś inną formę cierpienia.
No tak, ale ten pomysł z zagadywaniem ludzi… To jednak nie zda egzaminu. No bo jak? Kto ma podejść do tego dzieciaka, który siedzi sam na każdej przerwie na lunch? Kto ma podejść do tego dziwaka w pracy, który ciągle patrzy w sufit i zapytać się go, jak spędził weekend? Po co wciskać nos w nieswój biznes? Tylko, że to właśnie jest nasz biznes. Nie żyjemy sami, na bezludnej wyspie. Akcje i zachowania innych wokół nas mają kolosalny wpływ na nasze życie. Albo jego brak… Kiedyś tematem dnia była “znieczulica społeczna”. Mam wrażenie, że ta znieczulica ma się całkiem dobrze w naszym, współczesnym społeczeństwie. Ale może, gdybyśmy wychowywali nasze dzieci nie jako egocentryczne półbożki, których głównym celem jest troska o własne przyjemności i sami dali im przykład, że prawdziwą wartością człowieka jest jego relacja z osobą potrzebującą, to może, może, może – to przeklęte, błędne koło wyobcowania zostałoby przerwane.
Bo masowych strzelanin nie podejmują się ludzie dobrze współżyjący społecznie, radośni, kochani i kochający. To są ZAWSZE ludzie walczący z demonami, które ich częściowo lub całkowicie już uzależniły. To są ludzie, którzy w wyniku życiowych decyzji, postawili się na marginesie społecznym. Nie finansowym, bo nie słyszałem jeszcze o bezdomnym masowym mordercy. Ci ludzie – pozbawieni w większości środków finansowych – wydają się de facto raczej zadowoleni ze swego losu. Nie, tu nie chodzi o kasę. Tu chodzi o odstępstwo od Boskiego porządku świata.
Żyję już dosyć długo na tym świecie i jeszcze nie spotkałem szczęśliwego geja, tryskającego optymizmem transgenderowca czy radosnego queera. To są ludzie, którzy gdzieś, kiedyś zostali zmarginalizowani, często z bardzo prozaicznych powodów, takich jak nadwaga, wzrost, kształt uzębienia, kolor włosów, sposób wypowiadania się, itd. Kto wie, czy kiedy Gruby Jaś siedział znowu sam w stołówce, przeżuwając już trzecią bułkę, kto wie, czy gdyby podeszła do niego jakaś Kasia czy Tomek i zaczęli normalnie z Grubym Jasiem rozmawiać… kto wie czy sprawy nie potoczyłyby się inaczej. Ale nikt do Grubego Jasia nie podszedł. Wręcz przeciwnie, zza rogu dochodziło świńskie chrząkanie przerywane chichotami. O, jakże bezpiecznie jest być w grupie znęcających się nad innym! No i żeby z niej nie wypaść, najlepiej jest jechać po bandzie… A Gruby Jaś dochodzi do wniosku, że skoro jest już inny, to może być inny na całego. I następnego dnia przychodzi do szkoły ubrany jak dziewczyna. Ahh, teraz jest obiektem chronionym, prawnie i kultowo. Nikt mu już teraz nie podskoczy, nawet kierownik szkoły. A jak spróbuje, to Gruby Jaś ma już adwokata, który się tym zajmie… Tylko, że Gruby Jaś nadal nie jest szczęśliwy. Ten tryumfalny uśmieszek to taki “myk” pomadki do warg. Bo Jaś wie, że ta ucieczka prowadzi tylko dalej i dalej w ślepą uliczkę. Ta tęcza na krańcu horyzontu to nie Ziemia Obiecana, ale krzyk rozpaczy tego całego LGBQT-owego cyrku, który też chce być inny, ale tak naprawdę wyje z rozpaczy, że innym jest. I na koniec dnia Gruby Jaś, pełen wściekłości do siebie i agresji w stosunku do “normalnych” ludzi, robi to, co widział już wiele razy w telewizorze. Idzie do sklepu i kupuje sobie karabinek AR-15. I tuzin magazynków. I parę setek naboi do tych magazynków. Target shooting – wpisuje w ankiecie sklepowej jako powód zakupu. I następnego dnia, w swojej różowej sukience w żółte słoneczniki idzie do szkoły, wyciąga karabinek i wyżyna, ile się da, ludzi wokoło. Gruby Jaś wie, że może liczyć w stu procentach na policję, która natychmiast przyjedzie i wybawi Grubego Jasia – o, przepraszam – Grubą Janeczkę – z tej opresji paroma celnymi strzałami w głowę…
Miłuj bliźniego. Walcz z jego grzechami. Nie bądź obojętny…
Marcin Vogel
Comments (0)