Mowa nienawiści
Mowa nienawiści
Mam nadzieję, że coraz więcej z nas zaczyna widzieć co się wokół nas dzieje. Pomimo usilnych starań lewackich mediów głównego ścieku, coraz więcej patriotów przebudza się z letargu i zaczyna nazywać rzeczy po imieniu.
To nie protestujący, ale zwykli wandale i dzikusy, to nie pandemia, ale próba kontroli społeczeństwa, to nie alternatywny styl życia, ale najzwyczajniejsze zboczenie. Nie jest to jednak takie łatwe, bo społeczni manipulanci narzucają nam swoje reguły społecznego dyskursu. Jednym z nich jest “mowa nienawiści”.
Trzeba przyznać, że “oni” nie zapomnieli o niczym. Nie tylko w ciemnościach nocy przegłosowują ustawy nadające specjalne przywileje statystycznie nieznaczącym mniejszościom rasowym czy zboczeńcom seksualnym, ale również indoktrynują nas i nasze dzieci, tak aby nie można już było się otwarcie sprzeciwić jakimś innym poglądom czy zachowaniom. Ostatnio, kiedy tłumaczyłem pewnej dziewczynce zasady racjonalnej dyskusji i podkreślałem, że należy wysłuchać uważnie zdania rozmówcy i przedstawić swój punkt widzenia w racjonalny sposób, bez uciekania się do ataków ad personam, usłyszałem, że “tak, tak, nie chcemy przecież zranić uczuć innych”. Miałem wrażenie, że dostałem młotem w głowę. Nie ranić uczuć innych???
To oczywiście jest tylko preludium do indoktrynacji na temat mowy nienawiści. Zaczyna się od apelowania do wrodzonej dobroci dziecka, po to tylko aby potem zakneblować mu usta na dobre. Ludzie – a w szczególności dzieci – powinni mieć prawo wyrażania swoich myśli bez względu na to, czy to podoba się innym czy nie. To kardynalna podstawa wolności. Jeżeli pozwolimy na to, żeby wpojono nam autocenzurę, to przegraliśmy na całej linii. A lewacko-globalistyczna hydra coraz śmielej podnosi swój łeb. Możemy zaobserwować to na przykładzie masek na twarz, jak działają mechanizmy społecznej samokontroli. Ile razy byliśmy już świadkami, jak ktoś zupełnie nie mający żadnego społecznego autorytetu poczuwa się w obowiązku pouczania nas na temat odpowiedzialności społecznej i wirusologii stosowanej… Maski są nie tylko eksperymentem kontroli społecznej, ale wymownym symbolem ograniczenia naszej wolności wypowiedzi. “Oni” muszą mieć niezły ubaw, oglądając setki tysięcy potulnych baranów paradujących z kneblami na pyskach. Jest oczywistym faktem, że często nie można zrozumieć nawet, co ktoś noszący maskę mówi, a to z kolei zniechęca te osoby w ogóle do odzywania się. Ale odbiegam nieco od tematu…
Jednym z głównych oręży „wojowników” nowego porządku światowego jest koncept mowy nienawiści. Zasadniczo polega on na tym, że cokolwiek jest dla kogoś obraźliwe i niemiłe, jest natychmiast klasyfikowane jako mowa nienawiści. Biorąc pod uwagę, jak zniewieściałe i chuchrowate emocjonalnie jest obecne pokolenie młodych ludzi, praktycznie wszystko może spowodować ich głębokie zranienie. To jednak nie powinien być nasz problem. To jest ich problem. Tych właśnie zniewieściałych, chuchrowatych chłopaczków w rureczkach, dla których otwarcie puszki konserwy rybnej powoduje kryzys emocjonalny.
Mój były kolega z pracy, Jimmy Z., malowniczo określał ten typ ludzi jako “eurofaggots”. Jimmy miał swego rodzaj dar syntezowania generalnych konceptów do jednego słowa. I nie przejmował się za bardzo koncepcją mowy nienawiści. Głównie dlatego, że za jego czasów nikt nie śmiał lansować tego typu zasłony dymnej do wolności słowa. Czy Jimmy miał rację czy nie – to nie jest tutaj istotne. Istotne jest to, że jeżeli utracimy wolność wypowiedzi, to tak naprawdę nie jesteśmy już wolni.
Życzę zatem wszystkim wszystkiego najlepszego, dziękuję serdecznie moim sympatykom za miłe komentarze i słowa wsparcia, a moim wrogom wszelkiej lewackiej, zboczonej, masońskiej maści życzę dokładnie tego, co oni życzą mnie…
Marcin Vogel
Comments (2)
Tygodnik Program – Polish weekly in Chicago