Neo-Nówka jest najważniejsza, ale chcę też spełniać swoje marzenia
Neo-Nówka jest najważniejsza, ale chcę też spełniać swoje marzenia
Kabaret Neo-Nówka zna każdy, ale niewiele osób wie, że autorem większości ich skeczy jest Roman Żurek, który niedawno rozpoczął także solową karierę jako stand-uper. O tym, czy to początek końca Neo-Nówki, jak odnajduje się w roli stand-upera i o obecnej sytuacji politycznej w Polsce przeczytacie w naszej rozmowie.
Gdy usłyszałam, że w styczniu w Chicago pojawi się Roman Żurek z solowym występem w mojej głowie pojawiły się natychmiast czarne myśli: „To już koniec Neo-Nówki”. Czy mam powód do obaw?
Roman Żurek: Chciałbym już w tym miejscu uspokoić wszystkich miłośników Neo-Nówki. Moja wizyta w Stanach z solowym programem stand-upowym nie stanowi żadnego zagrożenia dla bytu Neo-Nówki i w naszym kabarecie nie ma absolutnie żadnego rozłamu i konfliktów z powodu mojej czy Radka solowej kariery. Zanim podjęliśmy decyzje o solowych karierach „na boku” to dokładnie to przegadaliśmy i uwierz, nie ma między nami złej krwi i co najważniejsze – mimo 25 lat wspólnego grania nadal nie jesteśmy sobą zmęczeni. Zdajemy sobie sprawę z tego, że Neonówka to nasza marka, o którą dbamy i chcemy ją rozwijać i nie pozwolimy, aby jakaś solowa kariera ją zniszczyła. Neo-Nówka jest nasza i zawdzięczamy ją swojej ciężkiej pracy, poświęciliśmy jej kawał życia i nie widzę podstaw, dla których mielibyśmy to niszczyć. A mój stand-up powstał, bo była taka moja ku temu potrzeba, ale to Neo-Nówka zawsze była i jest numerem jeden, zarówno dla mnie, jak i dla chłopaków z kabaretu. Z resztą stand-up gram tak sporadycznie i w tym czasie, kiedy Neo-Nówka ma wolniejszy okres. Kabaret jest dla mnie najważniejszy i najistotniejszy. Także jeszcze raz chciałbym podkreślić i wszystkich uspokoić, że nie mam zamiaru odchodzić z Neo-Nówki. Jesteśmy grupą zgranych bardzo mocno facetów, a kabaret w dalszym ciągu daje nam mnóstwo radości i robimy to, co lubimy i robimy to z pasji. My kochamy rozśmieszać ludzi, dzielić się z nimi naszą energią, emocjami i poniekąd dawać im nadzieję. Co więcej – napisałem już nowy program dla Neo-Nówki, który teraz gramy i z którym jesienią zawitamy do USA.
Powiedziałeś kiedyś, że nie jesteście celebrytami, nie zależy Wam na występach w telewizji, nie zabiegacie o sławę i rozgłos, a mimo to wszystko to macie. Neo-Nówka jest numerem jeden wśród polskich kabaretów, co można zobaczyć po frekwencji na waszych występach. Jak to robicie?
Nie jest łatwo utrzymywać się na takim poziomie przez wiele lat, ale nam to się udaje. Nasza polityka, czyli najpierw gramy na żywo, a później zgrywamy materiał sprawdza się. Staram się, aby każdy materiał był śmieszny i zabawny i na takim samym poziomie. Zbliżamy się tak naprawdę już do 25-lecia Neo-Nówki, bo powstaliśmy w 2000 roku i nadal publiczność nas docenia i przychodzi na nasze występy, zapełniamy największe sale i to jest niesamowite. Nie zagramy stadionu, jak np. Dawid Podsiadło, bo kabaret w tej formie nie sprawdzi się. Kabaret nigdy nie będzie stadionowy, bo jest bardziej intymny. Publiczność chce widzieć naszą mimikę, chce mieć kontakt z nami. Oczywiście ta ogromna frekwencja bardzo nas cieszy i dlatego Neo-Nówka będzie sobie trwała, dopóki będą przychodzić na nas ludzie.
Wanda Nierusz, z domu Zostaw, pani Janina w moherowym berecie, Mietek Paciaciak, święty Piotr i Lucyfer – wszystkie te postaci łączy osoba Romana Żurka. Która z tych kabaretowych postaci jest ci najbliższa?
Pytanie to dość często słyszę i nigdy nie potrafię na nie do końca znaleźć odpowiedzi. To tak, jakbyś zapytała ojca, które dziecko najbardziej kocha. Wszystkie postaci mnie zaskoczyły, bo wszystkie stanowią osobne byty. Czasami mam wrażenie, że ja tylko udzielam im swojego ciała, żeby one zaistniały. Wchodząc w daną postać myślę tą postacią, ale jednocześnie wiem, że każda z tych postaci jest zupełnie różna ode mnie i potrafi mnie zaskoczyć i jestem ciekawy, dokąd mnie doprowadzą. Wanda to bardzo odważna kobieta, taka bardzo „do przodu” i osobiście zazdroszczę jej takiej odwagi i zachowań i tego, jak radzi sobie z pewnymi problemami. Święty Piotr to jest zupełnie odjechana postać, która gdzieś tam żyje sobie tylko w wyobraźni ludzi, ponieważ nikt go jeszcze nie widział. Każda z postaci przeze mnie kreowanych, czy to Wandzia, Janina, Paciaciak, czy Heniek z meneli ma swój świat, są odjechane, ale bardzo inteligentne. Ci ludzie, którzy znają Neo-Nówkę to wiedzą, że to, że my jesteśmy przebrani za kobiety czy udajemy meneli to jest to tylko taka wierzchnia warstwa, pod którą kryje się głębszy przekaz, mnóstwo przemyśleń, ciekawych treści, ukrytych puent. Ludzie mają się śmiać, ale czasami to jest taki śmiech z mocną nutką przemyśleń i melancholii.
Na brak zajęć nie możesz narzekać, a mimo to zdecydowałeś się na solową karierę. Skąd pomysł na stand-up?
Mój stand-up to poniekąd spełnienie mojego marzenia, które gdzieś tam od dawna we mnie siedziało. To sposób wyrażenia moich myśli i opinii, których nie mogę pokazać w Neo-Nówce, ale także okazja do sprawdzenia samego siebie. Chciałem spróbować i zobaczyć jak to jest tworzyć program, kiedy nie ma nikogo wokół mnie, nie ma wsparcia chłopaków, muszę liczyć tylko na siebie. Jako że mój solowy program jest pewną formą stand-upu to nie ma w nim przebieranek czy rekwizytów, które pojawiają się w Neo-Nówce i które ułatwiają granie na scenie. W stand-upie jestem sobą, dlatego mój program jest mocno autobiograficzny. Mówię w nim bardzo dużo o sobie, z bardzo dużym dystansem nabijam się z siebie, swojej przeszłości i historii Romana, obnażam się ze swojej prywatności. Nie spodziewałem się też, że te moje historie będą tak śmieszne i barwne i że tak bardzo będą bawiły publiczność. Staram się też poprzez mój stand-up pokazać, że osoby nieśmiałe, takie jak ja, bo ja byłem taką osobą nieśmiałą, mogą też zrobić wiele w swoim życiu wychodząc ze swojej strefy komfortu. Dla mnie zrobienie takiego programu stand-upowego było właśnie wyjściem z takiej strefy komfortu, gdzie nie ma kolegów, nie ma zespołu, jestem sam i muszę sobie poradzić. Musiałem przełamywać swoje granice i na razie mi to odpowiada, ale nie wiem jeszcze, czy chcę to robić na dłuższą metę, czy to nie będzie jednorazowe show. Nie mam ciśnienia, że muszę to robić. Podchodzę do tego na luzie, bo dzięki Neo-Nówce jestem człowiekiem spełnionym i osiągnąłem wszystko, co można było osiągnąć tworząc kabaret.
Jaka jest różnica między Romanem z kabaretu a RoManem ze stand-upu?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Cały czas obserwuję siebie i to, co już widzę to przede wszystkim to, że RoMan stand-uper w końcu odważył się zrobić coś sam. Do tej pory zawsze robił wszystko dla innych albo z innymi, a tutaj nagle jest to już RoMan Żurek sam i to jest ta zasadnicza różnica. W stand-upie jestem sobą i mówię o sobie, a w kabarecie jestem zawsze ukryty pod przebraniem, postacią, głosem, jestem z kolegami i zespołem.
Gdybyś miał ocenić czyja praca jest łatwiejsza – stand-upera czy kabareciarza?
Trudno to rozdzielić, bo są to dwie różne formy. W kabarecie jestem ukryty pod jakąś postacią, przebraniem, mam interakcję z chłopakami. W stand-upie muszę skupić się na sobie i opowiadać z perspektywy mojej osoby. Na razie na scenie stand-upowej, pomimo tego, że gram ponad półtorej godziny, czuję się mniej zmęczony niż po kabarecie, który wymaga ode mnie tych wszystkich zmian ubrań, zmiany barwy głosu, gry. Może na razie wynika to też z tego, że dopiero zaczynam robić stand-up więc to też inna adrenalina. To nie jest tak, że wychodzisz i jesteś śmieszny. Na to trzeba sobie zapracować i mieć coś do powiedzenia. Podobnie jak w kabarecie, tak i w stand-upie staram się ukryć mnóstwo podtekstów, chcę, aby mój program był pełen przemyśleń i wartości, a nie tylko banalnym i śmiesznym gadaniem.
A jak jest z przekleństwami? W stand-upie wulgarne słowa są czymś oczywistym i popularnym… Jak jest w twoim przypadku?
To nie jest tak, że nie przeklinam, bo staram się mówić potocznym językiem, a w nim nie brakuje przekleństw. Coraz więcej osób używa przekleństw na co dzień, aby oddać swoje emocje, podkreślić je i ja też tak mam, stąd czasami w moim stand-upie pojawiają się wulgarne słowa. Natomiast staram się nie używać rynsztokowego słownictwo i nie traktuję przekleństwa jako przecinek.
Niektórzy stand-uperzy z polskiej sceny „niezbyt życzliwie, a czasami nawet z pogardą” podchodzą do kolegów po fachu, którzy zaczynali karierę w kabarecie, a później postanowili przejść do stand-upu. Jak Ty zostałeś w tym środowisku polskich stand-uperów przywitany?
Za bardzo nie wiem, bo nie mam specjalnie kontaktu z żadnym środowiskiem stand-upów. W dalszym ciągu dryfuję sobie gdzieś na swoim okręcie. Podobnie jak Neo-Nówka, która jest trochę inna niż wszystkie kabarety, podobnie i ja jako stand-uper poruszam się swoją ścieżką. Poza tym takie myślenie, że kabareciarz nie powinien robić stand-upu czy że kabaret jest słaby pokazuje bardziej taki nasz polski mental, czyli tam gdzie dwóch Polaków tam trzy partie. My Polacy musimy mieć jakąś linię podziału, kłócić się ze wszystkimi, a później dziwimy się partiom politycznym, że nie potrafią się dogadać. Nawet na naszym poletku rozrywki i humoru wiele osób chce pokazać, kto jest gorszy, a kto jest lepszy. Ja nie stosuję takich zabiegów i szanuję każdego. Dla każdego jest w tej branży miejsce i nie mam z tym problemu.
Z wykształcenia jesteś historykiem – jak oceniasz obecne wydarzenia w Polsce?
Sytuacja w Polsce jest dosyć napięta, bo pomimo tego, że zmieniły się rządy to jednak ta poprzednia władza pozostawiła sporo pułapek i pewnie jeszcze wiele czasu minie zanim to wszystko się gdzieś tam unormuje. Nie ukrywam, że nie byłem fanem poprzedniej władzy, ale to nie znaczy, że jestem też mega zwolennikiem obecnej władzy, bo generalnie stronię od jakichś tam sympatii politycznych. Oczywiście i tak nas ta prawa strona polskiej sceny politycznej zawsze uważała za jakichś lewaków, zwolenników partii bardziej prodemokratycznych niż te poprzednie władze i od tego i tak nie uciekniemy. Jednakże już teraz dostrzegam wśród Polaków takie zupełnie inne zachowanie, gdzieś tam zaczęli się do siebie uśmiechać i wydaje mi się, że trochę kamień im z serca spadł, bo to co się działo przez ostatnie lata nie było już niczym przyjemnym. Zmierzaliśmy bardziej w stronę takiego autorytaryzmu wschodniego i nie było to jakimś powodem do dumy dla ludzi, którzy postrzegają świat trochę inaczej, którzy cenią sobie podstawy demokracji, trójpodział władzy, równouprawnienie, traktowanie inności w sposób naturalny i normalny.
W wielu skeczach Neo-Nówki, których autorem zazwyczaj jesteś ty, można było zobaczyć te wszystkie polityczne problemy. Czy w ten sposób chciałeś Polakom poniekąd otworzyć oczy na rzeczywistość?
Na pewno jesteśmy jakimiś obserwatorami sytuacji społecznych w kraju, ale staramy się tworzyć skecze, które nie tylko są polityczne. Cały nasz program „Tradycje polskie”, z którym jesienią zawitamy do Chicago nie ma nic wspólnego z polityką. Najbardziej „upolitycznionym” skeczem jest „Wigilia”, która dokładnie i dogłębnie pokazuje obraz w polskich domach i ten konflikt związany z podziałem politycznym. Jednakże należy pamiętać, że naszym zadaniem i celem od samego początku, jak tylko powstała Neo-Nówka było pokazywanie skeczy, które są po pierwsze śmieszne i zabawne i pokazują nas Polaków w krzywym zwierciadle, ale również posiadają drugie dno i dają do myślenia. Chcemy też zmienić trochę podejście Polaków do samych siebie, chcemy, aby zwiększyli swój dystans do siebie i potrafili śmiać się sami z siebie, bo z tym cały czas mamy problem.
Kabaret Neo-Nówka od pewnego czasu nie występuje w telewizji. Czy w związku ze zmianami politycznymi, jakie mają miejsce obecnie w Polsce wrócicie na stałe do tv?
Tak, to prawda – od 2014 roku nie ma nas w Telewizji Polskiej i to dlatego, że to my jako kabaret tego nie chcieliśmy. My obraliśmy taki system, że nagrywamy program na końcu jego grania na żywo, a program gramy średnio dwa lata. Wiele kabaretów działa tak, że tworzy program i od razu go nagrywa i daje do telewizji. My działamy nieco inaczej – przede wszystkim chcemy dać publiczności poczucie, że przychodzą na występ na żywo i zobaczą coś, czego nie widzieli i stąd nasza nieobecność w telewizji. My najpierw gramy dla publiczności, później dopiero to nagrywamy i pozwalamy na zaprezentowanie w telewizji. Oczywiście Telewizja Polska z czasem przestała nas zapraszać – głównie z powodów bardziej politycznych, więc pojawiliśmy się w Polsacie, a co będzie teraz – tego jeszcze nie wiemy. Nie zależy nam na pokazywaniu się w telewizji, bo naszą misją jest granie na żywo dla publiczności – wtedy są najlepsze emocje i najlepiej odbiera się kabaret. Telewizja dla nas jest tylko takim dodatkiem i nie mamy ciśnienia, aby być w niej cały czas.
Już w styczniu będziemy mogli zobaczyć cię na scenie w jak to określasz „One RoMan Show”. Czego może spodziewać się publiczność?
To jest bardzo ciekawe pytanie. Publiczność w Polsce została poddana próbie, gdyż poniekąd zdecydowali się na przyjście na mój stand-up w ciemno. Na razie nie można nigdzie znaleźć zarejestrowanych moich występów, więc pierwsza publiczność nie wiedziała, czego może się spodziewać. Myśleli, że będę się przebierał, robił takie rzeczy, jak w Neo-Nówce, albo będę dotykał mocno zagadnień politycznych. I tutaj ich zaskoczyłem, bo pokazuję się z zupełnie innej strony. Zdecydowanie publika może się spodziewać dobrych tekstów, śmiesznych, bo to cały czas jestem ja, RoMan Żurek, ten sam, który pisze teksty dla Neo-Nówki. Prawda jest też taka, że ten charakter Neo-Nówki jest gdzieś tam w moim show obecny, bo nie ucieknę od pewnych naleciałości. Starałem się ten program zrobić w taki sposób, żeby dawał on ludziom uczucie odprężenia, zabawy, relaksu. Mój kolega Adam Grzanka, który kiedyś grał w Formacja Chatelet po tym, jak zobaczył mój program napisał, że dla niego ten program to jest najlepszy pamiętnik z czasów PRL-u, jaki kiedykolwiek widział w przyszłości, gdyż ta moja podróż zaczyna się w PRL-u, ale ja z niego wychodzę i przechodzę przez kolejne etapy życia, moja podróż trwa, aż do czasów współczesnych i z taką drogą może wiele osób spokojnie się utożsamiać. Gwarantuję, że to będzie 1,5 godziny spędzone z dobrym humorem.
A jak ważna dla ciebie jest interakcja z publicznością? Reagujesz na ich zaczepki i dogadywanie?
Kiedy poleciałem na jeden z pierwszych występów do Anglii, organizator mojej angielskiej trasy był pełen niepokoju właśnie o reakcję publiczności. Ostrzegał mnie, że podczas innych występów stand-uperów publiczność dość mocno dogadywała, była nawet tzw. ostra jazda. Ja tego nie doświadczyłem, a organizator był w szoku, jak ludzie kulturalnie i normalnie odpowiadali, żadnych pogaduszek, hardkorowych tekstów. Oczywiście jestem przygotowany na to, że ktoś będzie chciał ze mną polemizować, ale koniec końców to ja mam mikrofon.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w sobotę, 27 stycznia w Pickwick theatre w Park Ridge.
Bilety – mojbilet.com
Z RoManem Żurkiem rozmawiała Magdalena Stefanowicz.
Comments (1)