Po co ci ten kałach, chłopie?
Po co ci ten kałach, chłopie?
Takie pytanie, w tej czy innej wersji, słyszę prawie od dnia, kiedy przybyłem do USA. Na początku moja odpowiedź była w rodzaju – bo mogę, a w końcu to Ameryka, itd. Teraz, patrząc na to bardziej racjonalnie, wiem, że kałach to dużo za mało. Tutaj i teraz przydałaby się przynajmniej haubica.
O dostępie do broni i sprawach z tym związanych pisałem nie raz. Ale widzę, że nadal wiele osób jest totalnie zagubionych w temacie. Jak się okazuje, dla ogromnej większości ludzi dostęp do broni kojarzy się z możliwością zakupu strzelby na kaczki lub ewentualnie pistoletu do samoobrony, najlepiej takiego, jak miał James Bond. Niewiele osób zadaje sobie pytanie, skąd w USA wziął się ten historyczny pociąg do broni? Otóż okazuje się, że nie ma to nic wspólnego z polowaniem czy zawodami strzeleckimi.
Druga Poprawka do Konstytucji USA została zatwierdzona i dołączona do Konstytucji 15 grudnia 1791 roku. Autorem Poprawki był James Madison, jeden z późniejszych prezydentów USA. Jeden z najkrótszych artykułów Konstytucji, Druga Poprawka brzmi następująco: „Poddana poprawnym regułom milicja, konieczna dla bezpieczeństwa wolnego stanu (oraz) prawo ludzi do posiadania i noszenia broni, nie mają prawa być ograniczane.”
Intencja Madisona była absolutnie przejrzysta – należy wyszkolić i uzbroić jak największą ilość obywateli nowego kraju, aby mogli przeciwstawić się armii rządowej, w tym wypadku armii Korony Brytyjskiej. Stany Zjednoczone pod koniec osiemnastego wieku nie były międzynarodowym mocarstwem. I były już bardzo wykrwawione. W tym jednym stuleciu, nowo powstający kraj miał już za sobą Wojnę Rewolucyjną, Wojnę z Cherokee oraz Wojnę Amerykańsko-Meksykańską. Zarówno w Wojnie o Niepodległość jak i wojnie Meksykańskiej, amerykańskie wojsko rządowe nie było wystarczające do osiągnięcia celów militarnych młodego państwa.
Chcąc nie chcąc, Madison i jego koledzy musieli wprowadzić prawo pozwalające na uzbrojenie całego społeczeństwa. Koncept znany nam, Polakom, bardzo dobrze, chociażby z Potopu Szwedzkiego, czyli pomysł tak zwanego pospolitego ruszenia. W kupie siła, waćpanowie, a jeszcze jak miłościwie panujący dorzuci trochę złotych monet na najnowsze uzbrojenie – szable ze stali damasceńskiej na przykład – to i łatwiej za Ojczyznę umrzeć przyjdzie. W Stanach Zjednoczonych rząd sponsorował muszkiety, a co bardziej sprawni członkowie “milicji” mieli swoje strzelby z Kentucky.
Piętnaście lat wcześniej, w 1776, opublikowana została Deklaracja Niepodległości. Każda rewolucja, nawet ta najsłuszniejsza, wymaga jakiegoś pisemnego uzasadnienia. A zatem na początku Wojny Rewolucyjnej mądre głowy napisały, dlaczego chcą odłączyć się od Korony Brytyjskiej. Powody były zacne i nie miejsce to i pora, aby o nich się rozwodzić. Co jednak jest konieczne do wskazania to to, że te właśnie mądre głowy napisały: “Ale kiedy długa lista nadużyć i uzurpacji wskazuje na ewidentne dążenie do tego samego celu, którym jest absolutny despotyzm, wtedy jest ich (społeczeństwa) prawem, jest ich obowiązkiem obalenia takiego rządu i przedstawienie nowych stróżów ich przyszłego bezpieczeństwa”.
Madison pisząc Drugą Poprawkę do Konstytucji wiedział, że znajduje się między młotem a kowadłem. Z jednej strony nowo powstający organizm państwowy nie miał tyle swojego, rządowego wojska, żeby walczyć o jedność republiki. Z drugiej strony narastające napięcia między koloniami oraz pomiędzy pospolitym ludem i rządem kolonialnym zapowiadały krwawe starcia. Uzbrajać społeczeństwo, licząc, że pomoże to w prowadzeniu wojen przeciwko zewnętrznym wrogom, takim jak Anglia, Francja czy Meksyk, czy raczej nie, widząc nadchodzące widmo wojny domowej? Licząc skrycie na to, że wojna secesyjna nie będzie jednak miała miejsca, Druga Poprawka została zatwierdzona.
Zagrożenie ze strony Drugiej Poprawki nadal istnieje. I to w chyba większym stopniu niż kiedykolwiek w historii dziejów Stanów Zjednoczonych. Społeczeństwo jest na granicy wytrzymałości. Parę ostatnich lat ujawniło to, co działo się cały czas – rząd federalny i lokalny stawał się z dnia na dzień rządem absolutnego despotyzmu. A co powiedzieli nasi Ojcowie Założyciele na ten temat? Co mamy obowiązek z takim rządem zrobić? Nic więc dziwnego, że każdy jeden polityk, bez względu na przynależność polityczną, panicznie boi się broni w rękach społeczeństwa. Najchętniej zabraliby nam wszelkiego rodzaju broń. Ale w myśl taktyki gotowania żaby, należy postępować kroczek po kroczku.
Dlatego właśnie politycy i popierający ich lewacy ciągle szukają pretekstu, aby ograniczyć prawa społeczeństwa do posiadania broni. Najlepiej zacząć od wielkich kalibrów i wysokiej wydajności, no i koniecznie w kontekście jakiegoś domorosłego (lub wychodowanego przez służby specjalne) wariata, który bez powodu dokona jakiejś masakry. Bo po co komuś karabin maszynowy (w pełni automatyczny) kalibru .50? Takim czymś strzela się przecież do czołgów i pojazdów opancerzonych! A po co komu magazynek do pistoletu powyżej 15 nabojów? Co, w wojnę zachciało się Jasiowi bawić?!
Gdyby w przededniu Wojny Secesyjnej taki jakiś gubernator Pritzker podpisał ustawę o delegalizacji posiadania pewnego rodzaju broni, to pewno bardzo prędko zadyndałby na jakiejś gałęzi (sorry – konarze). Ale żyjemy w XXI wieku więc ustawa została zgłoszona do sądu i właśnie 4 marca 2023 zawieszona. Więc idź i kup sobie tego kałacha póki jeszcze (znowu) można. Politycy nie spoczną, dopóki nie odbiorą nam narzędzi do naprawy świata. I chociaż nieźli jesteśmy z tym szarżowaniem na czołgi z szablami to dużo łatwiej załatwia sprawę karabin kalibru.50.
Aha, i jeszcze jedno – jeżeli Ty nie masz odwagi na konfrontację z absolutnym despotyzmem władzy, nie odbieraj tej szansy innym…
Marcin Vogel
Comments (0)