„Postać w sztuce dla mnie to jak plastelina w rękach”
„Postać w sztuce dla mnie to jak plastelina w rękach”
Rozmowa z Piotrem Kukułą –
scenarzystą sztuki „Dookoła świata”
Już 5 czerwca zobaczymy najnowszą sztukę dla dzieci – „Dookoła świata”. Czy zdradzisz nam, jak powstał scenariusz do tego przedstawienia?
Jasne. „Dookła świata” to spektakl na zamówienie. Pewnego dnia Pani reżyser Agata Paleczny, prywatnie moja żona, przy śniadaniu, zamówiła u mnie scenariusz teatralny, dla dzieci w przedziale wiekowym, od trzech do… górnej granicy nie określiła. Obiecała też go wystawić na prawdziwej scenie. Czy można odmówić takiemu zamówieniu? No to wziąłem się z zapałem do pracy. Najpierw kombinowałem, kombinowałem sobie po cichutku, aż do skutku, a potem przedstawiłem wstępną koncepcję dyrektorowi „Warsztatów Teatralnych”, rzeczonej Agacie Paleczny, do zatwierdzenia. Jak zwykle Pani reżyser wprowadziła „drobne” poprawki, a ja chodziłem parę godzin naburmuszony. Potem podaliśmy sobie prawice na wieczną zgodę i zabrałem się do pisania. Piszę. Piszę. Przydzielam imiona bohaterom, w większości bohaterkom, których liczba została mi narzucona z góry przez Panią reżyser, wymyślam niestworzone rzeczy, kombinuję, osadzam akcję w poszczególnych krajach (pięknościowych zresztą) naszego ukochanego globu, wplatam wiedzę geograficzną, historyczną, kulturową, ucząc się samemu jednocześnie z różnych źródeł, a wszystko po to, żeby nasza kochana widownia na spektaklu nie zasnęła, dobrze się bawiła, czegoś nauczyła, a moje imię przeszło do historii. Żartowałem. Z tym imieniem oczywiście. Proste, no nie?
Ponoć widownia dziecięca jest bardzo wymagająca. W jaki sposób starasz się przykuć uwagę dzieciaków?
Ogólnie przykuwam uwagę widzów używając wszelkich dostępnych mi środków przymusu. Wesoło, kolorowo, szybko, śpiewająco, pouczająco, wzruszająco, dramatycznie i ślicznie w scenariuszu musi być i basta. Bo inaczej jest zakalec, a nie kawał teatralnego ciasta. Tu muszę nadmienić, że sam to ja tej uwagi nie przykuwam. Mam do tego ekipę wyjątkowo zdolnych profesjonalistów z różnych dziedzin sztuki teatralnej. Tak naprawdę to oni mnie mają. Reżyser Agata Paleczny, choreograf Marzena Pol, kostiumolog Maryla Pawlina, do niedawna jeszcze muzykolog Asia Pawlina, która powiła syna i jego teraz uczy śpiewać i pewnie jeszcze innych rzeczy uczy też. Odgraża się, że wróci, nie możemy się doczekać. I cała masa cudownych, pomocnych, życzliwych, wspaniałych ludzi, jakbym zaczął wymieniać, to by się ten wywiad nie skończył. Lista w programie do spektaklu. A najważniejsi przykuwacze dziecięco-dorosłej publiczności to są Oni. Nasi wspaniali aktorzy. To oni wykują tekst na blachę, nauczą się tańczyć, śpiewać, współpracować i poruszać na scenie i innych sztuk też, nie wiem jak oni to robią w tak krótkim czasie, ale przykuwają uwagę i to jak.
Jak rodzą się pomysły na scenariusz?
Napisałem już tych scenariuszy sporo. Ogólnie pomysły na nie rodzą mi się w głowie, no bo gdzie indziej mogły by się urodzić. Pomysłów mam więcej niż czasu na ich realizację. Jak się taki pisarczyk jak ja raz nakręci na pomysły to mu się potem jest trudno zatrzymać. Tej maszyny pomysłodajki jakoś nie da się wyłączyć, no przynajmniej ja nie mogę. Toteż napisałem scenariuszy kupkę niemałą, sporo jeszcze zresztą do realizacji zostało w ‘kompie’, cierpliwy gość wszystko zniesie, czekają na swój czas. Dzięki Pani reżyser na szczęście mam chwile chwały i nieprzeciętnej radości jak się rebiata na widownię zejdą i radują, a słowo moje ze sceny płynie. Pomysły scenariuszowe to one czasem przychodzą w najmniej oczekiwanych momentach. Coś tak pstryka w głowie, taka pomysłowa elektryka, w czasie przyjęcia, spaceru z Klusiem, ukochanym naszym rodzinnym psem, we śnie. Muszę się przyznać tutaj, że lunatykuję, z łóżka do komputera i z powrotem. Zapiszę coś wyśnionego przed chwilą i wracam do łóżka. Czasem nie wracam bo szkoda mi stracić wątek. Taki gość jak ja chodzi sobie, czasem coś usłyszy, czasem podpatrzy i pomysł na scenariusz gotowy.
Życie dostarcza nam pomysłów na scenariusze codziennie. Czasem je realizujemy. Czasem nie. To taka dygresja. Przepraszam.
Czy pisząc scenariusz masz już pełne wyobrażenie postaci, czy wszystko raczej ulega zmianom po pierwszych próbach?
Tworzenie postaci to jedno z bardziej fascynujących wyzwań dla pisarza. Najpierw masz ogólną koncepcję bohatera. Zły, dobry, mądry, niemądry, a czasem wręcz…, ładny, brzydki, gadatliwy, milczek, przewodnik stada, uległy wobec przewodnika, buntownik, i tak dalej i tak dalej. A potem udowadniasz w scenariuszu, mową, tańcem, śpiewem, ruchem, że ten bohater to on taki właśnie jest, jak go wymyśliłeś, że jest żywy, naturalny, przekonujący. Dla mnie wszystkie postacie są równie ważne, te duże główne i te małe, tak zwane drugoplanowe i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nie możesz zawieść widza, po drugie, nie możesz zawieść aktora. Czasem wystarczy powiedzieć jedno zdanie na scenie i stać się ulubieńcem widowni. Dlatego ja mam za zadanie dać każdej postaci szansę. Postać w sztuce dla mnie to jak plastelina w rękach, bawię się nią, obracam na każdą stronę, czasem odrywam nos z twarzy i przyklejam do ucha. Najważniejsze żeby nie stracić wizji. Żeby okulary nie zaszły mgłą, to też przecieram je często chusteczką.
Pisząc scenariusz dla dzieciaków z pewnością musisz brać pod uwagę ich dwujęzyczność. W jaki sposób starasz się temu sprostać?
Prawdę mówiąc w ogóle nie biorę pod uwagę ich dwujęzyczności. Dawno dawno temu, gdy Agatka zaczynała przygodę z Warsztatami Teatralnymi i zaufała mi prosząc o pierwszy scenariusz, notabene nazywał się „ŁĄKA” i było to, już nie pamiętam, dawno temu, sprzeczaliśmy się, w dobrym tego słowa znaczeniu, o przystępność języka używanego w moich scenariuszach dla dwujęzycznego widza i aktora. Ogólnie dokonaliśmy razem pewnego eksperymentu, który się sprawdził w przyszłości na scenie. Oczywiście mam tendencje do przesady w używaniu języka polskiego w powiedzmy bardziej skomplikowanej formie i składni. Ale o dziwo, nasi aktorzy prędko podciągnęli znajomość języka rodziców, a widzowie mali i duzi wychodzili z teatru niosąc w plecakach pewną dodatkową wartość. Wartość, że nikt ich nie potraktował lekko. To też żadnych ble, ble, ble. Żadnego na skróty. Nie wie, to zapyta. Nie rozumie, to mu się wytłumaczy. Przy tym załatwiliśmy jeszcze jedną ważną sprawę. Na naszych spektaklach bawią się wszyscy. Ci duzi i ci mali. Więc folguję sobie czasem, a czasem więcej niż czasem, mój osobisty cenzor i tak ma do mnie zaufanie, chyba, zapracowałem na nie, to mam.
Czy zajęcia teatralne twoim zdaniem są metodą nauczenia się języka obcego?
Dzieci i nie tylko działają w następujący sposób. Jest zadanie do zrobienia. W domu, w szkole, w pracy, na scenie. Cokolwiek. Śmiotki do wyrzucenia, nauka, pokój do posprzątania, zmywanie, moje ulubione zajęcie zresztą, ale tylko jak jest okno w kuchni. Jeśli czują, że zadanie ma sens i jest ważne realizują je z przyjemnością i znacznie lepiej niż pod przymusem i w niezrozumieniu potrzeby. Tak też jest z językiem. W teatrze, gdy dzieci wiedzą, że język polski to wspaniałe narzędzie do porozumienia z publicznością i z innymi, to uczą się znacznie szybciej i z przyjemnością. W Warsztatach Teatralnych, mają jeszcze od kogo. Niech żyją nam wspaniali nauczyciele, pasjonaci i dobre duchy teatru. Jak takie dziecko powie poprawnie: „chrząszcz z powyłamywanymi szczeblami”, czy jak to tam było i wszyscy to zrozumieją jeszcze dostanie mega oklaski, to dopiero zrozumie do czego mu ten polski potrzebny jest. Nasze dziewczynki na ten przykład, oczywiście, że wolą między sobą rozmawiać po angielsku. Ale jak jest większa grupa i mówią po polsku to z przyjemnością udowadniają sobie i otoczeniu, że „Polacy nie gęsi i swój język mają”.
Doszły mnie słuchy, że jesteś umysłem ścisłym – technicznym. Jak narodziła się pasja do pisania scenariuszy?
Ścisłym? A co to znaczy? Tak dla przykładu kompozytor jest jakby po części umysłem „ścisłym”, muzyka w dużej części to matematyczna łamigłówka oparta na „ścisłych” zasadach. Ósemka, ćwiartka, półnuta, itd. A potem dopiero zaczyna się odjazd. Dopiero wtedy matematyczne zasady zaczynają wirować i dostawać kręćka. Ale zawsze trzeba to jakoś zapisać. Ściśle, bo ktoś to musi nutkami utrwalić, żeby ktoś to mógł zagrać. Jest jeden co się nie mieści, ale on się nazywa Penderecki. Ja tam z moim ścisłym umysłem lubię sobie powariować, poszaleć, pozmyślać, nakombinować, dopalić, odjechać, ale tak czasem, żeby ściśle trzymać się pewnych niewykrochmalonych do końca kołnierzyków, bo te wykrochmalone krępują. A ja bardzo nie lubię jak mnie coś krępuje. Więc ścisły, a co to znaczy? O pisaniu scenariuszy teatralnych, jak i o samym życiu, można by mówić, pisać w nieskończoność. Jedno jest pewne jeżeli, ale jak mówię jeżeli, sprawia to ci przyjemność to pisz. A tak w ogóle: pisz, czytaj, biegaj, skacz, oglądaj, podnoś ciężary, lecz, myśl,… rób cokolwiek co powoduje, że jesteś szczęśliwy. Bo jak ty będziesz szczęśliwy to potencjalnie będziesz mógł dać szczęście innym. Czego wam i sobie życzę.
Z Piotrem Kukułą, scenarzystą Warszatów Teatralnych rozmawiała Magdalena Stefanowicz. Zdj. Photomadox
Comments (0)