Rozdziobią nas kruki, wrony…
Rozdziobią nas kruki, wrony…
Coraz częściej zaczynam odnosić wrażenie, że to nasze życie na ziemi wygląda tak, jak jest przedstawione w filmie “Hunt”.
W owym filmie (absolutnie nie godnym polecenia), grupa bogatych zboków zabawia się polowaniem na ludzi pracy, nazwanych “deplorables”. Nie bez znaczenia jest też to słowo, ponieważ jest to określenie wykute przez Hilary Clinton w czasie jej kampanii wyborczej w 2016. “Basket of deplorables” to nazwa nadana zwolennikom Trumpa.
To, że filmy coraz częściej przemycają w swojej fabule tajemnice władców tej ziemi, nie jest niczym nowym. Wystarczy spojrzeć na słynny serial The Simpsons, w którym – lata wcześniej – znalazły się wątki przymusowych szczepionek czy wizyty Trumpa w Arabii Saudyjskiej. Ale odchodzę nieco od tematu…
Ten moment jasności, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie tylko nikt nie dba o nasze dobro, jako społeczeństwo, ale wręcz przeciwnie – wielu knuje jak nas jak najszybciej wykończyć, przyszedł do mnie 15 maja 1987 roku, kiedy jakaś pobożna Amerykanka zwróciła mi uwagę na szkodliwość picia
Coca-Coli. Zacząłem czytać co się da na ten temat i okazało się, że cola nadaje się do wielu rzeczy – czyszczenia rdzy, zapobiegania ciąży, odplamiania ubrań – ale na pewno nie do picia. A przecież, pomimo tej całej wolnej ekonomii, ktoś takie produkty dopuszcza do sprzedaży?
To, że nas zatruwają jedzeniem i napojami okazało się dosyć nagminne. A przecież każde państwo ma jakąś agencję od tych spraw… Wygląda na to, że te agencje są raczej po to, aby zapewniać stałe źródło trucizny, którą nas faszerują. Efektem tego zatrutego pożywienia jest nasz ogólny stan zdrowia. Te słynne już fotki z amerykańskich plaż lat siedemdziesiątych, na których nie ma ani jednego grubasa, mówią same za siebie. Wszyscy palili, pili whisky, nikt nie bawił się w bieganie czy „health” kluby, a jednak ludzie wyglądali normalnie. Dzisiaj, w szczególności na obszarach wiejskich, gdzie ludzie są jednak mniej doinformowani, kobiety i faceci wyglądają jak pontony…
Jakość jedzenia nie tylko wpływa bezpośrednio na nasz stan zdrowia, ale również na działanie naszego mózgu. W USA notorycznie dodaje się do wody miejskiej fluor. Fluor – póki co jeszcze zabroniony w większości krajów europejskich – powoduje niesamowite, szkodliwe zmiany w mózgu. Kiedy kwestionowałem dodawanie tej trucizny do wody przez lokalną spółdzielnię wód komunalnych w południowo-zachodnim Tennessee usłyszałem wykład, jaki to fluor jest dobry na próchnicę zębów. No cóż – jedni wolą mieć białe zęby, inni – lotny umysł.
Bill Gates, który absolutnie nie kryje się ze swymi maltuzjańskimi poglądami dotyczącymi przerostu zaludnienia i konieczności sprowadzenia ilości ludzi na ziemi do 500 milionów, sam zaczął produkować żywność. Takie fajne różności z żabcią w logo. Pamiętajmy, że to ten sam człowiek, który chciał wybić trochę ludności w Afryce przy pomocy szczepionek na polio. Ile zabił, tyle zabił, ale za to wszystkie kobiety, którym wstrzyknięto ten preparat – zostały bezpłodne. Ten sam dobroczyńca wykupuje podobno na gwałt ziemię rolną w USA. Pewnikiem będzie tam uprawiał ekologiczne pomidorki i ogórki…
Gdyby samo jedzenie nas nie zabiło (a przynajmniej nie pozbawiło zdrowia), to dla pewności skutku wkracza farmaceutyka. Ilość konsumowanych przez cały świat, ale w szczególności USA, lekarstw jest monumentalna. A jednocześnie ilość ludzi chorych wzrasta z roku na rok. Parametry zdrowotne są tak manipulowane, że 90 procent społeczeństwa jest na jakiś prochach od ciśnienia, cholesterolu i tym podobnych. Ilość środków farmaceutycznych w naszym środowisku jest taka, że każdy powinien mieć dobry filtr do czyszczenia wody. Jeżeli do tego dodać ilość zgonów spowodowanych błędami medycznymi – w USA to około 750 tysięcy ludzi rocznie – to Bill Gates i inni wyznawcy Malthusa zacierają łapki.
Ale nawet gdyby jedzenie i farmakologia nie nadążały za potrzebą przetrzebienia ludzkiego stada – są jeszcze inne, bardziej bezpośrednie sposoby. Od czasu do czasu można przecież podstawić jakiegoś agenta, który bez powodu wystrzela ileś tam dzieci w szkole. Można sprokurować atak terrorystyczny i obwinić za niego jakiś pastuchów kóz z odległego kraju (ważne, aby kraj był bogaty w jakieś surowce) i rozpocząć tam wojnę, która pochłonie tysiące amerykańskich żyć. Można również spreparować i “uzbroić” stosunkowo nieszkodliwy wirus grypy, wymyśleć absolutnie niestosowne metody “leczenia” i spowodować śmierć milionów ludzi na świecie. Można wysłać kilkadziesiąt specjalnie wyposażonych samolotów, żeby rozpryskiwały po niebie różnego rodzaju trucizny, które będą nas wolniej lub szybciej mordowały. A kiedy już zaczyna brakować nadmorskich nieruchomości albo trzeba udowodnić, że planeta się przegrzewa – można zawsze zamówić taki specjalny samolot, który uderzeniami lasera roznieci huragan ogniowy z precyzją szwajcarskiego zegarmistrza…
Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymamy. Większość ogłupionych jedzeniem, wodą i lekarstwami ludzi jest głównie zajęta zmienianiem swojej fotki na profilu FB albo ćwiczeniami jogi. Mało kto jest zdolny umysłowo lub ma czas, aby ogarnąć całokształt tego zamachu na ludzkość, który ma miejsce już od dłuższego czasu. W Szwajcarii wymyślono już maszynę do eutanazji o dźwięcznej nazwie Sarco. Podobno trzeba już zapisać się w kolejce…
Marcin Vogel
Comments (1)