Tolerancja – najgroźniejszy trend XXI wieku
Tolerancja – najgroźniejszy trend XXI wieku
Ostatnio wiele słyszy się o tolerancji. Osoby prywatne i instytucje prześcigają się wręcz w „byciu tolerancyjnym” pod każdym możliwym względem. Z drugiej strony większość instytucji i osób prywatnych wpadają w panikę, kiedy zarzuca im się brak tolerancji. A fakt jest taki, że tolerancja to nic innego, jak bezkrytyczne przyzwolenie na wszelkiego rodzaju postępowanie, włączając w to zło, niegodziwość i perwersje.
Kiedy byłem nastolatkiem, w okresie peerelowskiej szarzyzny, gitarowym przebojem była piosenka niejakiego Jacka Kleyffa pod tytułem „Tolerancja”. Jakże czuliśmy się nowocześnie i tak europejsko, wolni i niezależni, śpiewając (z nieukrywanym poczuciem wyższości danym ludziom oświeconym): „Idzie przez świat Wyrozumiałość, cioteczna siostra Tolerancji”. Sądzę, że naszemu zapałowi dorównywać mógł jedynie ten młodych komsomolców, przeżywających ekstazę podczas śpiewania „Międzynarodówki”. Tylko nikt nie zagłębił się w istotę tych słów. A żydo-komuna zacierała ręce i kontynuowała swoją krecią robotę.
Czym jest tolerancja? Na pierwszy rzut oka, szczególnie w obecnych czasach, wydaje się być czymś bardzo pozytywnym, o ile nie wręcz obowiązującym mode de jour. Słownik Cambridge definiuje pojęcie tolerancji jako „…gotowość do zaakceptowania zachowania i wierzeń, które są odmienne od twoich własnych, nawet jeżeli nie zgadzasz się z nimi lub ich nie popierasz…” Brzmi dobrze, nieprawdaż? Problem jednak zaczyna się pojawiać, kiedy zadamy sobie nieco trudu i zaczniemy dokładniej ten temat analizować i zadawać sobie pytanie – co znaczy „zaakceptować”?
Jeżeli ktoś lubi jeździć na rowerze a ja na hulajnodze, to w istocie rzeczy tolerancja jest świetnym pomysłem na koegzystencję. No przecież nie będę wraz z kolegami hulajnogowcami robił demonstracji przeciwko rowerzystom, bo niby po co? Chcą – niech sobie pedałują. Ktoś woli schabowego, a inny ruskie pierogi? Nie ma problemu – tolerancja jest mile widziana. Ale kiedy ktoś popełnia ewidentne przestępstwo – czy nadal jest OK być tolerancyjnym? Spójrz na definicję ze słownika i odpowiedź sobie sam. Gotowość do zaakceptowania… Jesteś gotowy zaakceptować fakt, że jakiś oprych napada i gwałci bezbronną staruszkę? Bo jak nie, to nie jesteś tolerancyjny…
Jeszcze większe emocje towarzyszą wszelkim dyskusjom na temat wiary. Czy jako katolik, na przykład, jest OK zaakceptować system wierzeń odmiennych od Twoich? Zaakceptować, czyli co? Nie zwracać uwagi na ich egzystencję? A może spoglądać na nie „łagodnym okiem”? Może zaprosić wyznawców tej innej wiary do wspólnej modlitwy? Celebracji Mszy Świętej? „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Hmmm…
Najczęściej słowo „tolerancja” słyszy się w kontekście dyskusji na temat zachowań aberracyjnych, czyli prosto mówiąc – zboczeń. Są oczywiście tacy, którzy nie uważają homoseksualizmu za zboczenie. Zazwyczaj są to ludzie praktykujący to zachowanie, aczkolwiek ideologia lewicowa zbiera pokłosie również wśród osób heteroseksualnych. Przypomnę tylko cytat z listu Św. Pawła do Rzymian: „Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie” (Rz 1,27) – więc proszę darować sobie pouczanie mnie, jakim językiem operuję, bo jakby nie było, cytuję Pismo Święte. Do 1973 roku homoseksualizm był umieszczony w katalogu schorzeń psychicznych. Jakże staliśmy się tolerancyjni…
Albowiem nie jest tak, jak próbują wmówić nam lewaccy ideologowie – ah, co tam ma za znaczenie, co ktoś robi w sypialni, czy do jakiego tam boga się modli? Ważne przecież, żeby być dobrym człowiekiem; nie oceniaj innych – od tego jest Pan Bóg, nie ty. Otóż nie – nie tylko Bóg daje nam wolną wolę, aby oceniać innych, ale nakłada na nas obowiązek, aby nie akceptować zła, niegodziwości oraz perwersji. W innym wypadku staniemy się zlepkami nie wiadomo czego, moralnymi meduzami bez kręgosłupa, nijakimi istotami nijako sobie egzystującymi…
Marcin Vogel