Ty rasisto!
Ty rasisto!
W dobie nieokiełznanego często entuzjazmu dla politycznej poprawności, bardzo popularnym zarzutem wobec drugiej osoby (w szczególności, kiedy braknie komuś argumentów merytorycznych) jest rasizm.
Uważasz, że pracować powinni tylko ci, co są do tego upoważnieni – jesteś rasistą! W kraju mogą przebywać tylko ludzie, którzy są tutaj legalnie – jesteś rasistą! Nie lubisz rapu – jesteś rasistą! Ten artykuł nie jest na temat chorej ideologii PC (choć palce mnie świerzbią, aby takowy napisać), ale na temat konsekwencji prawnych związanych z tego typu zarzutami.
Za dawnych, dobrych czasów policja zajmowała się ściganiem przestępców. Obecnie coraz częściej dostajemy wezwania od osób, które poczuły się… dotknięte. Nie, nie w sensie fizycznym – żeby ktoś komuś dał w mordę. Nie. Dotknięte emocjonalnie. Bo ktoś ich obraził. Bo ktoś insynuował, że coś zrobi lub nie zrobi, bo jestem gejem, bo jestem Meksykaninem, bo jestem Polakiem, bo jestem łysy, bo jestem gruby i tak dalej, i tak dalej. W większości wypadków oczywiście jest jakiś konkretny powód, dlaczego taka sytuacja zaistniała, no ale chowanie się za tego typu zarzuty jest przecież takie wygodne. Zazwyczaj osoba „poszkodowana” doskonale wie, że stara się wykorzystać epidemię politycznej poprawności. Ale zdarzają się też przypadki, że ktoś jest autentycznie przekonany o swojej krzywdzie, mimo to, że żadnej krzywdy nie poniósł. Dlatego warto sobie wyjaśnić, co jest nielegalne, a co nie.
Na początek szokujące stwierdzenie. Uwaga – rasizm nie jest nielegalny. Bam! Co? Jak? Czy ten Vogel to już do końca zwariował!? Dziękuję serdecznie za troskę o moją kondycję psychiczną – ale nie, nie zwariowałem. Zasadniczo rasizm to nasz osobisty stosunek do przedstawicieli innych od naszej ras. Póki co (a trzeba przyznać, że tak zwane liberalne siły pracują ostro nad zmianą prawa) prywatne poglądy każdej osoby są nadal tylko prywatnymi poglądami danej osoby. A do poglądów, dzięki Bogu, nadal mamy prawo. Jakich chcę poglądów. Nawet tych najbardziej ahumanitarnych, wulgarnych, prostackich, sprzecznych z rzeczywistością, raniących emocjonalnie innych. Nie mamy prawa natomiast działać na podstawie tych poglądów. Co to znaczy? Mam prawo nie cierpieć z całego serca… Holendrów (nic, tylko palą trawkę i wąchają tulipany!), ale nie mam prawa odmówić im wynajęcia mieszkania, tylko dla tego, że są Holendrami.
Innymi słowy – grozi nam konsekwencja kryminalna, jeżeli podejmiemy (lub zaniechamy) działania ze względu na nasze poglądy rasowe, religijne czy etyczne, ale nie za same poglądy. Percepcja osoby zgłaszającej taką sytuację nie jest tak istotna – liczą się na szczęście obiektywne fakty. Nie znaczy to jednak, że co jakiś czas nie dostajemy wezwań, gdzie osoba wzywająca jest przekonana o swojej krzywdzie. Przytoczę jeden taki przypadek, oczywiście bez nazwisk i konkretnych miejsc zdarzenia. Otóż pewien nasz rodak, częsty bywalec siłowni, zgłosił na policję, że stał się ofiarą rasizmu, bo… Od dłuższego czasu jest członkiem danej siłowni. Od paru miesięcy ćwiczy razem z kilkoma znajomymi. Czasami są to te same, czasami inne osoby – skład grupki się zmienia. Manager siłowni skonfrontował naszego rodaka i powiedział mu, że nie może prowadzić prywatnych zajęć na terenie siłowni, a jeżeli będzie kontynuował takie postępowanie, to odbiorą mu członkostwo siłowni. Nasz krajan twierdzi, że jest ofiarą rasizmu, bo manager się jego czepia tylko dla tego, że on jest Polakiem… Aha – oczywiście nasz człowiek twierdzi, że nie pobiera żadnych opłat za wspólny trening… Rasizm? Raczej nie. Manager ma wiarygodny powód, żeby ingerować. Jak każda siłownia, mają swoich trenerów i chcą, żeby klienci z nich korzystali. Tu chodzi stricto o biznes. Być może nasz krajan w istocie rzeczy nie pobierał żadnych opłat, ale management siłowni miał podstawy, aby to podejrzewać.
Wiemy dobrze, że istnieją bardziej subtelne formy rasizmu. Może ktoś nie podejdzie do nas od razu w sklepie czy punkcie usługowym, może będzie się pięć razy pytał, żeby powtórzyć to, co powiedzieliśmy, może ktoś będzie przewracał oczyma, słuchając naszego ciężkiego akcentu. Tym niemniej – te zachowania, o ile przykre, nie podchodzą pod kodeks karny. Co więcej – jeżeli w trakcie awantury z amerykańskim sąsiadem usłyszymy „You fucking Polack!”, to też nie jest to sam w sobie powód do wzywania policji. Tak, wiemy już z pewnością, że nas sąsiad jest chamem i rasistą, ale używanie wulgarnych czy obraźliwych słów nie jest jeszcze przestępstwem. Przypomina mi się tu kolejna, zabawna w sumie, sytuacja. Nasz rodak miał właśnie dokładnie taką awanturę z sąsiadem no i zadzwonił na 911. Przyjechał policjant. Czarny. Nasz rodak, zrozumiale wkurzony i obrażony przedstawił policjantowi sytuację. Policjant poszedł następnie do sąsiada, który potwierdził, że była słowna awantura i że zwrócił się do sąsiada per „fucking Polack”. Policjant powrócił do Polaka i oświadczył mu, że nie ma w tym nic nielegalnego, aby tak się do kogoś zwracać. Nasz rodak, nie tracąc czasu, zapytał się natychmiast czarnego policjanta, czy znacz to zatem, że może się do tego policjanta zwracać per „nigger”?! Możecie sobie państwo wyobrazić, jaka była mina tego czarnego stróża prawa… Musiał być jednak konsekwentny i przyznać Polakowi rację.
Mam taką cichą nadzieję, że kiedyś ta epidemia politycznej poprawności minie. I liczę na to, że policja będzie mogła wrócić do ścigania przestępców. Ale póki co, jadę na wezwanie, bo kogoś stresuje to, że sąsiad postawił sobie krzyż na trawniku przed domem…
Marcin Vogel
Comments (0)