Wakacje. Wspomnienia: “ogóry do góry”!
Wakacje. Wspomnienia: “ogóry do góry”!
Co to znaczy: “ogóry do góry”? To zaproszenie do zakupu kiszonych ogórków podczas odpustu w święto Wniebowzięcia Matki Boskiej, w sierpniu, w Kalwarii Zebrzydowskiej. Ale dlaczego “do góry”?
Kalwaria Zebrzydowska leży u stóp Góry Lanckorońskiej, 15 km na południe od Krakowa. Podczas odpustu zjeżdżali tam straganiarze z całej Polski i ustawiali swoje kramy na szlaku pielgrzymkowym, wiodącym do klasztoru, siedziby zakonu Bernardynów.
Aby ułatwić znalezienie beczek z kiszonymi ogórkami na rynku stały drzewce z napisami na dużych kartonach: “ogóry do góry”. Szlak ogórkowy wiódł z rynku na dole miasta do samej góry, do ośrodka pielgrzymki. Strudzeni pątnicy zatrzymywali się przy beczkach z kiszonymi ogórkami. Pachniało w sierpniu koprem, czosnkiem, chrzanem i innymi przyprawami wyłożonymi na straganach odpustowych. Nie brakowało bukietów pełnych świeżych kwiatów i suszonych ziół przeznaczonych do poświęcenia.
Mama jeździła tam z babcią, która pracowała w sekcji etnograficznej. Łatwo to skojarzyć z dawnymi programami polskiego radia: “Z Kolbergiem po kraju”. Bez Oskara Kolberga czy Zygmunta Glogera nie znalibyśmy idei skansenu. W najlepszym znaczeniu. Dzisiaj skansenem lubimy określać coś retro, nie do zreformowania.
Skoro wspomnienia, to jeszcze o ogórkach. Tak chrupiących, pachnących o różnym stopniu zakwaszenia, jak w sierpniowe odpusty kalwaryjskie nie da się kupić nawet na największych piknikach góralskich w okolicy Chicago, IL.
W Kalwarii, zarówno Zebrzydowskiej, jak i Lanckorońskiej w upalne, sierpniowe święta kubek wody spod ogórków kiszonych kosztował zawsze jedną złotówkę. Z czasem kubek ten był mniejszy. A złotówka? To pytanie do finansistów, ekonomistów, a może i bankowców, a więc do następnego razu.
-Ed W.-