Wycieczka do NYC CENTRAL Park, masaże, król W. Jagiełło, szok cenowy. Część trzecia i ostatnia.
Wycieczka do NYC CENTRAL Park, masaże, król W. Jagiełło, szok cenowy. Część trzecia i ostatnia.
Być w Nowym Jorku i nie wstąpić do parku w centrum miasta, to zupełnie tak, jak być w okręgu Włoszczowy i nie wiedzieć komu mieszkańcy zawdzięczają nowy peron na przystanku kolejowym!
Stali bywalcy Central Park twierdzą, że tu nie można się nudzić. Faktycznie, co dwa kroki inna atrakcja. Kto nie zna sztuczek hindusów, zaklinaczy wężów czy japońskiej origami, może przyglądać się niezliczonym pokazom. Kiedy obserwowałem grupę Japonek w kimonach, podeszli do mnie dwaj Azjaci, oferując masaż ciała. Specjalizowali się w masażach szyi, rąk, dłoni. Odruchowo zacząłem szukać mamy. Siedziała na małym zydelku, trzymając już pod brodą jakiś wałek. Drobna sylwetka osobnika w dziwnym stroju pochylała się nad nią miarowo, ugniatając mięśnie karku. Dało się słyszeć rytm egzotycznych dźwięków z jakiegoś nieznanego urządzenia. Pokazałem mamie banknot z Jacksonem, a ona skinęła głową. Usiadłem obok na zydelku. Wtedy inny Chińczyk wcisnął mi w dłonie dwie małe, papierowe serwetki. Mówi coś do mnie, poklepuje po plecach. Mama siedzi skupiona i nie patrzy na mnie. Skoro zapłaciła to i ja nie byłem gorszy. Siedzę, czekam na eksperyment. Masaż w okolicy szyi daje przyjemny relaks. Po upływie około pięciu minut masażyści odskoczyli od nas. Wyciągnęli nam spod siedzeń zydelki, zabrali je i każdy zaczął oddalać się w innym kierunku. Spojrzałem ze zdziwieniem na mamę. Zaśmiewała się, że to lokalny koloryt i nie jest wykluczone, że zjawi się tutaj policja. Istotnie policjant rozmawiał z innymi turystami. Być może masażyści nie mieli licencji, a chcieli zarobić. Oddaliliśmy się z tego miejsca na bezpieczną odległość.
W parku znajduje się duży rezerwuar wody, który wciąż służy mieszkańcom. Na wzniesieniu budowla: Belvedere Castle, zabytkowy zameczek. I jeszcze pomnik króla Władysława Jagiełły na koniu. Wraz z cokołem ma chyba 7 metrów. Turyści czytają napis po angielsku, a my po polsku. Mogłoby być bardziej płynnie, rzuciła uwagę mama. Czytałem powoli, półgłosem, aby Azjaci obok usłyszeli jak brzmi nasz piękny język, powiedziałem. Z tego, co słyszałam, zachwycali się rzeźbą konia, powiedziała mama. Zmęczeni, zatrzymaliśmy się przy kiosku z dostawą świeżych soków z warzyw i owoców. Spojrzałem i z plecaka wydostałem butelkę wody. Smakowała jak nigdy. Bo? Nowojorskie ceny! Small cup, to niewiele ponad dwa łyki warzywnego specjału za 10 dolarów. Chyba zacznę doceniać oferty konsumpcyjne w Chicago. Zatem do następnego razu.
-Ed W.-