Zdrada Stanu
Zdrada Stanu
Nareszcie zaczyna się wyjaśniać, o co chodziło z tym dochodzeniem na temat wpływów Rosji i Putina na wybory w 2016. Jest to swego rodzaju ewenement, bo żyjemy obecnie w czasach, kiedy jesteśmy wręcz zalewani dezinformacją.
Otóż okazuje się, że tak zwany Russian Hoax to była nie mniej nie więcej tylko fantastyczna zasłona dymna. A co działo się za tą zasłoną? Podczas kiedy większość społeczeństwa siedziała z wywieszonymi językami przed ekranami telewizorów, oczekując lada chwila niezbitego dowodu, że Putin ma Trumpa w kieszeni, grupa zdrajców stanu montowała największe w historii oszustwo wyborcze.
Od samego początku wyborów, było czuć, że coś tutaj śmierdzi. Byłem już świadkiem dziewięciu wyborów prezydenckich w USA, ale jeszcze nigdy nie widziałem takich, co najmniej ciekawych i zastanawiających sytuacji. Na przykład tego, że jeden kandydat w okresie przedwyborczym przemierza kraj wzdłuż i wszerz, witany na wiecach wyborczych przez kilkunastotysięczne tłumy wielbicieli, a drugi kandydat siedzi gdzieś w ukryciu i na kilku spotkaniach przedwyborczych, na których zabrał głos, rekordowa liczba uczestników wynosiła 14 (słownie czternaście) osób. Jeden kandydat był bombardowany podchwytliwymi i wrogimi pytaniami ze strony mediów, podczas kiedy staruszek z wyraźną demencją, zapominający kilkukrotnie jak ma na imię (!), był traktowany z wyjątkową łagodnością. Jeden kandydat trzymał się swojej platformy politycznej, a drugi, z niejednokrotnie okazywaną złością i lekceważeniem, szokował swoich potencjalnych wyborców oświadczeniami, że podniesie ich podatki, lub zabierze im broń.
Dlaczego? Bo staruszek z demencją był przekonany, że i tak już wygrał wybory. Co więcej, Biden – ku zgrozie swoich doradców i przydupasów wszelkiej maści – parę razy się sypnął i powiedział prawdę. Wszyscy słyszeliśmy stwierdzenie Bidena, że jego partia stworzyła “największy system oszustw wyborczych”, lub kiedy powiedział na wiecu wyborczym: “nie potrzebuję waszych głosów do wyborów, ale potem tak”. Skąd ta stoicka pewność Bidena? Skąd rady pani Clinton, aby Biden pod żadnym pozorem nie ogłaszał, że przegrał? Bo wiedzieli, że Biden wygra. Bez względu na to, ile osób głosowało, bez względu na to, jak głosowali. Bo jak powiadał batiuszka Stalin: “Nie ważne kto i jak głosuje. Ważne, kto liczy głosy.” Oczywiście Stalin miał do swojej dyspozycji jedynie oddanych mu na śmierć siepaczy i urzędasów. Biden i partia demokratyczna miała do dyspozycji całą infrastrukturę cybernetyczną.
Poniekąd zaczęło się to od wyborów w 2016. Demokratyczna maszyna była zaskoczona, że outsider został prezydentem. Wtedy właśnie zaczęto planować wynik następnych wyborów. Chodziło o to, aby tak wszystko (i wszystkich) ustawić, aby w 2020 nie było już takich nieprzyjemnych niespodzianek. Najpierw socjalizujący globaliści partii demokratycznej przejęli kontrolę nad programem komputerowym pod nazwą HAMMR. Wymawiany hammer, system był stworzony przez kontraktora CIA, FBI, Departamentu Obrony, Agencji Bezpieczeństwa Krajowego i paru innych, niejakiego Dennisa Montgomery. Jest to niesamowicie rozwinięty system inwigilacji, który pozwala na prześwietlenie każdego pod każdym względem. Od rozmiaru buta do transakcji walutowych, od listy zakupów w sklepie spożywczym do nagrywania wszystkich rozmów telefonicznych… i nie tylko. Oczywiście system ten, sponsorowany przez CIA, był stworzony jedynie do inwigilowania obcokrajowców. Twórca programu bardzo szybko jednak zorientował się, że jego system zostaje wykorzystany przez administrację Obamy, a potem jego sympatyków do szpiegowania obywateli amerykańskich. Jednym z nich był Donald Trump. Zaczął o tym mówić, ale media i FBI szybko sprawę zatuszowały, a Dennis Montgomery się obecnie ukrywa. Na podstawie nielegalnych informacji uzyskanych przy pomocy super-systemu HAMMR, sympatycy partii demokratycznej mogli teraz “ustawić” wybory.
A tu pojawia się następny produkt genialnych umysłów komputerowych – program SCORECARD. Ten program, stworzony w Wenezueli dla potrzeb zapewnienia wygranych wyborów dla Hugo Chaveza i Nicolasa Maduro, jest programem komputerowym, który jest w stanie tak policzyć głosy, jak sobie ktoś zażyczy. Nie bez kozery ich slogan brzmi “We change the way people vote”. SCORECARD dawał sobie znakomicie radę do jakiejś 2:30 rano czwartego listopada. Ale nagle okazało się, że nikt nie przewidywał tak niesamowitej ilości głosów dla Trumpa, a wprowadzone zawczasu “poprawki algorytmiczne” okazały się niewystarczające. Wobec czego, w bezprecedensowy sposób w historii Ameryki – zatrzymano liczenie głosów. Powód oczywiście był jeszcze inny. Numerki na ekranie, którymi tak łatwo się manipuluje, powinny się zgadzać z ilością kart do głosowania. No i tutaj trochę demokraci przesadzili. W swoim zapale, aby dostarczyć wystarczającą ilość kart, okazało się, że nie tylko głosowali dawno już nieżyjący, ale w wielu powiatach ilość głosów znacznie przewyższyła ilość osób uprawnionych do głosowania. Serwery SCORECARD były umieszczone za granicą (m. in. w Niemczech), gdzie zostały ostatnio przejęte w trakcie operacji amerykańskich służb specjalnych.
Szczegóły tego na historyczną skalę przekrętu nadal (i coraz szybciej) wychodzą na jaw. Jednym z istotnych elementów w tym odkrywaniu prawdy pełni 305. Batalion Informacyjny o pseudonimie KRAKEN. Ci lojalni wobec Trumpa, konstytucji USA i amerykańskich patriotów żołnierze-specjaliści dostarczają wielu danych dowodowych niezbędnych do wnoszenia spraw do sądu.
Wychodzą na jaw też poszczególni uczestnicy tej zdrady stanu. Nie zazdroszczę ich niedalekiej przyszłości. Bo prawda wyjdzie na jaw, sprawa sądowa po sprawie sądowej, jedno zeznanie po następnym. A zdrada stanu jest karana w USA śmiercią.
Marcin Vogel
Comments (0)