Bezduszne roboty XXI wieku…
Bezduszne roboty XXI wieku…
Świat kipi od nienawiści i ludzkiej złości. Nie ma dnia, aby nie usłyszeć o kolejnych zamachach, strzelaninach, gwałtach czy napadach. Polowanie na policjantów w Stanach, krwawe zamachy na wiernych w islamskich krajach, śmierć niewinnych ludzi bawiących się podczas koncertu czy narodowego święta we Francji. To tylko niektóre obrazy, które pokazują media każdego dnia. Tak wygląda codzienność w Stanach, Europie, Azji czy Afryce. Świat oszalał z nienawiści. Jedni oskarżają drugich, giną niewinni ludzie, a politycy nabijają swoje kieszenie prowadząc politykę pokoju – słowną politykę, gdyż do czynów boją się przystąpić.
Także w naszym Chicago źle się dzieje. Każdy weekend obfituje w krwawe strzelaniny. Giną nie tylko gangsterzy, ale także dzieci, które gdzieś się bawiły na ulicy czy siedziały akurat w ostrzeliwanym aucie. Giną nie tylko ludzie z „tej ciemnej strony miasta”, gdzie nikt z nas nie zapuszcza się nawet w biały dzień. Coraz częściej strzelaniny przenoszą się w okolice, gdzie mieszkali i mieszkają nadal Polacy. Okolice ulicy Belmont, Portage Park, Belmont Cragin – to w tych miejscach słyszeliśmy o strzelaninach, porachunkach gangów. Nie zawsze jednak kula przeznaczona dla gangstera dosięgnie swój cel. Czasami trafi w niewinną osobę. Do czego to prowadzi? Do paraliżu. Ludzie boją się po zmierzchu wychodzić z domów. Drżą, gdy nagle przy nich zatrzyma się auto i zaczyna się otwierać szyba. Niby parki otwarte są do 11 wieczorem, ale czy rodzice pozwalają tak długo pozostawać swoim dzieciom poza domem, zwłaszcza gdy widzą ile podejrzanych typków kręci się w okolicach parków? Strach zaczyna sprawiać, że stajemy się więźniami swoich czterech ścian. Boimy się wyjść po zmierzchu z własnego domu, aby wyrzucić śmieci do kosza, znajdującego się za garażem albo przy alejce.
Ostatnie strzelaniny w Orlando, Dallas czy innych miastach jeszcze bardziej nas utwierdzają w przekonaniu, że nie warto wychodzić z domu. Jesteśmy zakładnikami nas samych, naszego strachu. Czy tak ma wyglądać nasze życie? Czy do końca naszych dni mamy się bać i ukrywać? No cóż – do tego doprowadziła polityka i słaba władza. Niby w Chicago mamy nowego nadkomisarza, który zapowiedział ostrą walkę ze światem przestępczym. Robi co jakiś czas naloty na „gangsterskie dziuple”, pozbiera trochę broni, aresztuje kilku niby groźnych gangsterów, wyczyści ulice z narkotyków i jeszcze tego samego dnia usłyszy o kolejnych rozbojach… Po każdym weekendzie czytamy o kolejnych zabitych i rannych i statystyki nie zmniejszają się, a wręcz przeciwnie – rosną w zatrważającym tempie. Tak wygląda nasze życie w Chicago. A co dzieje się poza nim?
A więc na lotniskach wzmożone kontrole, a i tak co jakiś czas ktoś coś niedozwolonego wniesie na pokład. Większość z nas planujących wycieczkę do Europy gdzieś tam odczuwa strach. Boimy się latać, gdyż samolot może zaginąć – niczym samolot malezyjskich linii w 2014 roku, może zostać zestrzelony, niczym ten nad Ukrainą w 2014 roku (należący też do malezyjskich linii lotniczych) i do tej pory nikt „nie zapłacił” za życie niewinnych ludzi. Pojawia się strach przed zamachem. Terroryści nie śpią i nigdy nie wiadomo na jaki pomysł wpadną. Była rzeź na koncercie, próby zamachów na stadionach, ataki na pociągi, metra, autobusy, a ostatni atak we Francji przy wykorzystaniu rozpędzonej ciężarówki pokazuje nam, że zamachowcom nie brakuje koncepcji.
Z trwogą patrzę na Polskę, w której mają w najbliższym czasie odbyć się Światowe Dni Młodzieży. Powoli do naszej ojczyzny ściągają tłumy młodych z różnych zakątków świata. Chcą się modlić, w tym o pokój. Na zjazd przyjedzie głowa Kościoła – papież Franciszek. Polskie władze zapewniają, że nikomu nic się nie stanie, że nasz kraj jest doskonale przygotowany pod każdym względem, w tym także bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że są to słowa, które mają pokrycie w czynach i że każdy pielgrzym powróci do swojego kraju bezpiecznie i będzie miło wspominał czas spędzony w Polsce.
I na zakończenie jeszcze jedna myśl. Jesteśmy zakładnikami własnego strachu, ale z każdym dniem stajemy się coraz bardziej obojętni na to, co widzimy w mediach. Kiedy po raz pierwszy doszło do zamachu we Francji, cały świat płakał z Francuzami. Na Facebooku pokazywaliśmy swoją jedność – 90% osób zmieniło swoje zdjęcie profilowe dodając jako tło francuską flagę. Kiedy w Orlando niezrównoważony gość zastrzelił w gejowskim klubie ponad 50 osób, na Facebooku pojawiły się zdjęcia z kolorami flagi gejowskiej. Gdy w Teksasie zastrzelono 8 policjantów mało kto pomyślał o zmianie swojego zdjęcia. Podobnie stało się po ataku w Nicei. Śledziliśmy na bieżąco informacje o tragedii i ofiarach, ale nie wywarło to na nas już wielkiego wrażenia.
Słysząc niemal codziennie o ludzkich tragediach stajemy się coraz bardziej obojętni na nie. Już nie płaczemy z bliskimi ofiar. Stajemy się odporni na ludzką krzywdę czy nieszczęście. Pokazywane w telewizji tragedie traktujemy jak sceny z życia codziennego. Umiera w nas odruch ludzki, człowieczeństwo. Czy to oznacza, że stajemy się bezdusznymi robotami XXI wieku?
Ryszard Barański
Comments (0)