Fałszywki – polscy fałszerze pieniędzy
Fałszywki – polscy fałszerze pieniędzy
Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, ale bez nich bieda. Sceptycy z kolei zaznaczają, że za pieniądze można kupić wszystko i wszystkich.
Każdy kraj na świecie ma swoją walutę, jedne są bardziej inne mniej pożądane lub mają większą lub mniejszą siłę nabycia. Polska moneta 5-złotowa w 1996 roku została uznana za najbardziej zaawansowaną technologicznie monetę obiegową na świecie, gdyż jest monetą z bimetalu, czyli rdzeń jest z brązu a pierścień z miedzioniklu. Jeżeli zaś chodzi o polskie banknoty to Andrzej Heidrich jest projektantem wszystkich rodzajów polskich banknotów.
Ale polskie pieniądze nie zawsze były tzw. silnym pieniądzem. Dolar, marka lub frank były bardziej pożądane. Na pewno niektórzy z was pamiętają słynne Pewexy lub inne sklepy, gdzie za dolary można było kupić „zachodnie” towary. Albo słynną instytucję „konika”, „cinkciarza” handlującego dolarami i spełniającego funkcję późniejszych kantorów wymiany walut. W czasach komunizmu to oni wyznaczali wartość dziennego kursu dolara. A skoro dolary były tak cenne, a „Polak potrafi”, zaczęły więc powstawać w naszym kraju domowe drukarnie dolarów lub niemieckich marek. Ogólnie rzecz ujmując polscy fałszerze, jak wynika z policyjnych statystyk, uważani są za najlepszych w tym fachu na świecie. Wielką aferą było zdemaskowanie i zlikwidowanie w 1993 roku w Krynicy Morskiej gangu, który wyekspediował w świat około 400 mln fałszywych marek! Banknoty były tak dobrze zrobione, że posiadały nawet platynową nitkę wtopioną w papier, więc na nic zdały się zachodnie technologie w starciu z domowymi sposobami i pomysłowością polskiej ekipy. W produkcję fałszywych pieniędzy była także zamieszana polska mafia. Oni jednak skupili się na podróbkach rubli, waluty naszego wschodniego sąsiada. Wołomińska mafia kupiła w Niemczech 5 ton papieru o strukturze podobnej do rosyjskich banknotów i mimo, że byli śledzeni przez policję udało im się przetransportować go do Polski. Ale aby nie doszło do międzynarodowej afery policja odkupiła od nich ten papier, więc nasze służby bezpieczeństwa także zaangażowały się w nielegalne działania.
Powróćmy do dolarów. W 1998 roku we Wrocławiu policja aresztowała po dwuletnim dochodzeniu elektryka Zbigniewa N. Ten wyglądający jak „zwykły zjadacz chleba” 45-latek w swoim mieszkaniu, na sprzęcie wartym około 2 milionów, produkował tygodniowo 1400 superdolarów, i to go zgubiło. Jak określili agenci amerykańskiego Secret Service, techniki poligraficzne stosowane przez fałszerza spowodowały, że banknoty były zbyt perfekcyjne i odróżniały się od prawdziwych, które posiadały różne mikro niedoskonałości. Jednak mistrzem fałszywek został kolejny Wrocławianin Stanisław P., którego okrzyknięto „fałszerzem stulecia”, a jego genialnych podróbek nie potrafili rozpoznać nawet spece z FBI. Ten pomysłowy 80-latek, były pracownik drukarni, wraz z dwoma kolegami najpierw przez dwa lata pracował nad projektem, a potem przez trzy „upłynniał” fałszywki w kraju i za granicą, aż do momentu złapania go przez policję. Opracował genialną wręcz technologię druku i podrabiania wszystkich zabezpieczeń 100-dolarowych banknotów (najczęściej podrabiane banknoty), które przekazał swoim współpracownikom. Pomyślał także o scenariuszu na wypadek „wpadki”. Marek W. i Andrzej M. mieli zataić udział Tomasza Ś., a on w tym czasie miał przejąć produkcję i wydrukować pieniądze na opłacenie adwokatów. Ich działalność (głównie sprzedaż do kantorów i pożyczki) spowodowała wypuszczenie na rynki około miliona podrobionych supersetek.
Tak więc jeżeli odwiedzicie podczas wakacyjnych wojaży Wrocław pamiętajcie, że to nie tylko malownicze miasto, ale również nieformalna „stolica fałszywek i genialnych fałszerzy”.
IB
Comments (0)